Widze że nie skumałes do konca sensu tego posta,dość symptomatyczne dla pewnej grupy spolecznej.
Zwróciłem tylko miedzy wierszami uwagę na absurd a jesli idzie o mnie to tak sie składa ze więcej ja włożyłem niz wyciągnąłem z tego państwa. I na rentę czy emeryturę nawet nie liczę, tak samo ja odpowiednie leczenie,jakie niby ma mi zagwarantować państwo. A edukowałem sie za swoje. Ale nie o to juz sie rozchodzi, percepcje skierowałem na inne zjawisko jakie akurat miało miejsce (jacy akurat ludzie koczowali przy pałacu prezydenckim) Oczywiście abstrahuje juz od późniejszej kontrreakcji, bo jedna rzesza warta drugich. Swoja droga jak problem krzyża jest problemem narodowym to ja wysiadam.
'Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się! Usłyszcie mój krzyk, krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie, opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!"
Odwagę, bym mógł zmieniać rzeczy, które mogą i powinny być zmienione,
Łagodność, bym akceptował rzeczy, które nie mogą być zmienione i
Mądrość, bym umiał odróżnić jedne rzeczy od drugich.
Kaczyński przegrywa szanse na zwycięstwo w jakichkolwiek wyborach - alarmują komentatorzy i część polityków PiS. I tłumaczą postępowanie prezesa największej partii opozycyjnej osobistą traumą - pisze Stanisław Janecki, felietonista Faktu.
Opętany żalem i żądzą rewanżu po stracie brata Kaczyński popełnia ponoć polityczne samobójstwo. Czy w prezesa PiS wstąpił demon samozagłady, czy prowadzi on jednak całkiem racjonalną politykę?
Najbardziej przerażeni tym, co robi Jarosław Kaczyński są politycy jego własnej partii. Ci z zaciągu z ostatnich lat. Ci starsi stażem, zwani zakonem PC, dobrze wiedzą, że Kaczyński już taki był. Na początku lat 90., gdy porzucił obóz Lecha Wałęsy. I pozostał taki przez około dekadę. Wtedy i przez następnych pięć lat był ostro antyestablishmentowy. A potem jego PiS wygrało wybory, zaś kandydat tej partii został prezydentem. Czy tę strategię da się powtórzyć?
Kaczyński zdaje się być przekonany, że albo PiS zdobędzie wszystko, albo wszystko przegra. I nie ze względu na ostrą bądź łagodną retorykę. Ale z powodu tego, że będzie anty-Platformą. Na każdym polu. Jest przekonany, że obecnie scena polityczna jest kompletnie zabetonowana. Że mamy do czynienia z taką sytuacją, jaka w przeszłości panowała w Japonii i Meksyku. W obu tych krajach przez kilka dekad rządziły bezideowe partie władzy.
I w Japonii, i w Meksyku partie władzy skupiały zarówno elektorat modernizacyjny, jak i wszelkiej maści oportunistów, uciekinierów z ugrupowań, które nie miały szans na rządzenie. Czyli wyborców tych partii łączyło wspólne koryto. Kaczyński diagnozuje obecną sytuację Polski jako powtórzenie tamtych wariantów. Tylko nie wierzy, że będzie to trwało aż kilka dekad. A przekonanie to czerpie z obserwacji światowego kryzysu, którego skutki będą coraz bardziej odczuwane w Polsce. Gdyby nie kryzys, wehikuł władzy wymyślony przez Tuska i liderów PO utrzymałby ich u steru rządów co najmniej 10 lat.
To, że Kaczyński tak ostro występuje w sprawie katastrofy smoleńskiej oraz przeciwko Komorowskiemu i Tuskowi ma podkreślać, że teraz żaden PO-PiS nie jest już realny. Bo partia władzy, jaką jest Platforma, sama nigdy tej władzy nie odda ani się nią nie podzieli z silnym koalicjantem. Z Platformą w jej obecnym kształcie, czyli w roli odkurzacza wciągającego wszystko, co znajdzie się w pobliżu, nie można wygrać. Można tylko czekać i liczyć na to, że zniszczy się ona sama. Normalnie trwałoby to długo, ale mamy kryzys i procesy destrukcji mogą przyspieszyć.
W Japonii i Meksyku trzeba było wielkiego kryzysu społecznego, gospodarczego oraz politycznego, żeby partie władzy odsunąć od koryta. Dopiero kryzys sprawił, że oportuniści przestali w te partie wierzyć i to oni przeważyli szalę. Oportuniści uwierzyli tam, że można stworzyć nowe partie władzy i to się udało. Kaczyński sądzi, że w Polsce oportuniści nie porzucą tak szybko Platformy, bo PiS nic im nie zagwarantuje. Co najwyżej rozliczenie.
Oportuniści boją się partii Kaczyńskiego jak diabeł święconej wody. I zrobią wszystko, niezależnie od ostrej czy łagodnej retoryki prezesa bądź innych liderów PiS, żeby partia Kaczyńskiego nie miała zdolności koalicyjnej. Siła interesów tych, którzy przyssali się do PO, jest tak wielka, że sami działacze tej partii nie muszą wiele robić, żeby obrzydzać PiS i Kaczyńskiego. Te interesy są ulokowane w wielu sektorach biznesu (głównie w energetyce i sektorze paliwowym), w wymianie handlowej z Rosją, a wreszcie w mediach. Ludzie prowadzący takie interesy popierają PO, bo walczą o życie. Oni nigdy nie poprą PiS, bo to oznaczałoby założenie sobie stryczka na szyję.
Kaczyński ocenia, że jego stały elektorat to co najwyżej 32 proc. aktywnych wyborców. To oczywiście za mało, żeby rządzić samodzielnie po wyborach parlamentarnych i odsunąć PO od władzy. Na oportunistów liczyć nie może, więc bardzo ostrą retoryką próbuje pozyskać tych, którzy nie chodzą na wybory. Oni w większości są antyestablishmentowi. Tak bardzo, że nie wierzą w siłę własnego głosu. Kaczyński chce ich obudzić i z ich pomocą zyskać około 40-42 proc. głosów, co umożliwiłoby przejęcie władzy
Naiwnością jest przekonanie, że miękkie i spolegliwe PiS jest w stanie nie tylko wygrać z PO, ale i zneutralizować jej wpływy w państwie. Takie PiS mogłoby liczyć na 35 proc. głosów i grzanie opozycyjnych ław. Natomiast PiS jako anty-Platforma może przyciągnąć do urn nie głosujących niezadowolonych. Kaczyński wcale więc nie zwariował, a tylko wybrał optymalny z jego punktu widzenia wariant walki z PO i o odzyskanie władzy.
zostawiam więzy, wola odzyskała niepodległość
siłę i pewność, jeśli czujesz to chodź ze mną
jak nie zostawiam na którymś przystanku strach
i tych słabych, co marzenia umieją spełnić tylko w snach
Postępowanie Kaczyńskiego wymyka się politycznej racjonalności. Ulega on nawykowi traktowania polityki w kategoriach powinności moralnych i podporządkowuje polityczną technologię „czuciu i wierze” – twierdzi publicysta „Rzeczpospolitej”
Jarosław Kaczyński szybko powrócił do wizerunku nadąsanego, złego starca, który wszystkich odrzuca i od wszystkich domaga się przeprosin.
Powyborczy miesiąc dobitnie nam pokazał, do jakiego stopnia polska debata publiczna jest atrapą. Wystarczyło kilka tygodni, aby przywódcy głównych obozów politycznych odrzucili swe dotychczasowe wizerunki jak zużyte drelichy. Donald Tusk, który przez kilka ostatnich lat kreował się na autora wielkich reform, polityka z wizją obliczonej na wiele lat modernizacji państwa, który domaga się pełni władzy wyłącznie po to, aby te „dobre zmiany” móc wreszcie wcielić w życie, z całym cynizmem przyznał, że żadnych reform nie zamierza i nie obchodzi go przyszłość, ale zadowolenie żyjących „tu i teraz”, czyli po prostu wygranie kolejnych wyborów.
Jarosław Kaczyński zaś, który wiele wysiłku włożył w stworzenie nowego wizerunku jako polityka gotowego do współpracy i starającego się o „zakończenie wojny polsko-polskiej”, której zło wreszcie zrozumiał, natychmiast po względnym sukcesie nowej strategii całkowicie ją zdezawuował, wracając do retoryki radykalnego odrzucenia wyniku wyborów i do wizerunku nadąsanego złego starca, który wszystkich odrzuca i od wszystkich domaga się przeprosin.
Samobójstwo
Nie jest jednak żadnym odkryciem, że przy obecnym układzie sił w mediach i rozkładzie społecznych emocji Donald Tusk może sobie pozwolić na znacznie więcej, dlatego jemu wolta prawdopodobnie ujdzie bezkarnie albo wręcz przyniesie zysk, utwierdzając ogół Polaków w przekonaniu, że jakkolwiek rządzić nie umie, to przynajmniej nie zagraża ich „małej stabilizacji”. Natomiast postępowanie Kaczyńskiego zakrawa na samobójstwo.
Wbrew stereotypowi za najbardziej brzemienne w skutki uważam nie wmanewrowanie się w sprowokowaną przez Bronisława Komorowskiego i sprzyjające mu media wojnę o krzyż przed pałacem, ale wypowiedzi lidera PiS dotyczące nowego prezydenta. Kaczyński, przekonany i zapewne utwierdzany w tym przekonaniu przez gromadkę lizusów, jaka otacza każdego przywódcę politycznego – że jego niepopularność wynika wyłącznie z wrogiej propagandy liberalnych mediów – najwyraźniej nic nie zrozumiał z ostatnich kilku lat. Nie dotarło do niego, że został odrzucony po pierwsze dlatego, iż zagroził poczuciu bezpieczeństwa wyborców, rozciągając „oczyszczanie” kraju na lekarzy i inne grupy zawodowe, bynajmniej nie postrzegane jako wrogie prostemu człowiekowi, a po drugie, dlatego że dopuścił się zachowania dla wyborców niewybaczalnego.
Polityk demokratyczny nie może bowiem kwestionować kompetencji wyborców i ich prawa do wyboru sterników państwa. A tak właśnie zachował się Kaczyński po przegranej w 2007 roku. Zamiast zgodnie z rytuałem pogratulować zwycięzcy i zadeklarować współpracę dla dobra państwa, zdezawuował wyniki twierdzeniem, że wyborcy zostali ogłupieni, a kampania była nieczysta i przede wszystkim Tusk musi go przeprosić. Po tych wypowiedziach względnie wysokie, trzydziestoparoprocentowe poparcie wyborcze natychmiast gwałtownie spadło do „żelaznych” 20 procent i do momentu katastrofy smoleńskiej ani drgnęło.
Cios zadany sobie
Tę zabójczą dla siebie reakcję na przegraną prezes PiS właśnie powtórzył, bojkotując zaprzysiężenie nowego prezydenta i oznajmiając w wywiadzie dla partyjnego portalu (jakże to charakterystyczne dla nowego-starego prezesa Kaczyńskiego: komunikować się z wyborcami poprzez wypowiedzi dla wewnątrzpartyjnego biuletynu), że Komorowski wybrany został przez „nieporozumienie”, bo wyborcy nie wiedzieli, iż jest on wrogiem krzyża. A gdyby wybrali Kaczyńskiego, nie wiedząc, iż nie zamierza on skończyć wojny polsko-polskiej, przeciwnie, przystąpi do niej z nowymi siłami – byłby to wybór ważny czy nie?
Tym razem cios zadany sobie jest jeszcze bardziej skuteczny. Lider PiS bowiem nie tylko znowu zakwestionował wynik wyborów i zasady gry, w której uczestniczy, ale też dobitnie okazał tym, którzy na niego zagłosowali, wierząc, iż po tragedii odrzuca dotychczasową zajadłość, że zwyczajnie ich okłamał. Cynicznie założył na czas kampanii maskę, którą, skoro nie dała zwycięstwa, odrzuca bez żalu.
Można uważać za racjonalną kalkulację polityczną, która nakazuje uznać ugodowy kurs za błędny i powrócić do retoryki „opozycji totalnej”. Wybory prezydenckie wygrywa ten, kto ma mniejszy elektorat negatywny, kto jest bardziej strawny jako „mniejsze zło” dla niezdecydowanego centrum; w parlamentarnych liczą się natomiast przede wszystkim żelazne, stabilne elektoraty.
Bezceremonialność, z jaką w ciągu dosłownie kilku dni zniweczył prezes PiS wszystko, co udało mu się w wyborach zyskać, nie ma precedensu.
Należało się więc spodziewać, że PiS będzie teraz raczej dowartościowywać „twardych” zwolenników, niż kokietować niezdecydowanych. Należało się też spodziewać, iż partyjni „liberałowie”, potrzebni na froncie podczas kampanii, teraz będą w mniejszych łaskach niż sprawdzeni w nieprzejednanej walce członkowie „zakonu”. Ale bezceremonialność, z jaką w ciągu dosłownie kilku dni zniweczył Kaczyński wszystko, co udało mu się w wyborach zyskać, nie ma precedensu.
Polityk jak bokser
Niektórzy tropią ślady przebiegłego planu – rozpętanie wojny o symbole religijne ma służyć pospołu PiS i SLD, które na fali emocji podobnych tym sprzed kilkunastu lat mogą „rozebrać” elektorat PO, w tych akurat kwestiach równie niezdolnej do wyartykułowania jasnego przekazu, jak wtedy nieboszczka UD. Rzeczywiście, na razie i obrońcy, i wrogowie krzyża biją zgodnie z obu stron we władzę. Ale teoria ta nie pasuje do faktów; to nie PiS ani nie SLD rozpętało aferę, tylko „Gazeta Wyborcza”, to nie politycy ścierają się przed pałacem, tylko Bubel z szantażystą Piesiewicza i dewoci z antyklerykałami, przy czym sytuacja najwyraźniej wymknęła się z rąk wszystkich chętnych do jej moderowania. No i w żaden sposób nie tłumaczy ta teoria bojkotu przez Kaczyńskiego zaprzysiężenia i zapowiedzi, iż nigdy nie będzie żadnej współpracy z partią, która aprobuje chamstwo i podłość Palikota.
Trzeba więc przyjąć, choć komentatorowi politycznemu trudno to zrobić ze względów oczywistych, iż postępowanie Jarosława Kaczyńskiego wymyka się politycznej racjonalności. Że ulega on nawykowi, skądinąd mocno u nas zakorzenionemu, traktowania polityki w kategoriach powinności moralnych i podporządkowuje polityczną technologię „czuciu i wierze”.
Co czuje lider PiS po kilku latach nieustannego oblewania go pomyjami, po utracie brata i pomiataniu nim, którego nie przerwała nawet tragiczna śmierć – to można oczywiście doskonale zrozumieć. Tylko że przywódca partii nie jest osobą prywatną, jest zawodowym politykiem. A to w oczach widzów i czytelników zasadnicza różnica; polityk nie może odwoływać się w swych działaniach do tego, że został obrażony czy w inny, ludzki sposób dotknięty, bo to tak, jakby zawodowy bokser się żalił, że dostał w twarz.
Tragiczne skutki
Czy jednak Kaczyński wierzy, że może wrócić do władzy, nie skrywając swego przekonania (podzielanego zresztą przez niebagatelną część społeczeństwa), iż III RP jest państwem rządzonym przez mafie i agentury?
Sądząc po jego dotychczasowej drodze – tak. Trzeba zresztą przyznać, nie jest to całkowicie niemożliwe. Wymaga tylko jednego: jakiejś apokalipsy, która całkowicie zmieniłaby nastroje Polaków. Całkowitej kompromitacji obecnej elity, przekonujących dowodów, że odpowiada ona za tragedię smoleńską, a co najmniej krachu finansowego na miarę argentyńskiego.
To, delikatnie mówiąc, mało prawdopodobne. Ale upadek komunizmu, a potem powrót braci Kaczyńskich z niebytu do władzy też wydawały się nieprawdopodobne. Polityka, który dwa razy w życiu przeżył cud, nie da się już przekonać, że cudów nie ma.
Obrońcy Kaczyńskiego powołują się na przykład Węgier, gdzie równie wyszydzany i niszczony w mediach Wiktor Orban odniósł ostatecznie miażdżące zwycięstwo. Nie zauważają tylko, że Orban pracował na ten sukces w zupełnie inny sposób, budował sprawną strukturę polityczną, a nie sektę, i skupiał się nie na symbolach, tylko na punktowaniu błędów i nadużyć nieudolnego rządu.
Tymczasem jednak, dopóki cud nie nastąpi albo Kaczyński nie odejdzie, polska polityka gnije. Lider opozycji nie może ani wygrać, ani przegrać, lider formacji rządzącej nie musi rządzić, a państwo sypie się powoli jak niedoglądany przez nikogo, opuszczony dom. Skutki mogą być tragiczne.
Srkytykował Jarka na łamach Rzepy, no proszę...
A to to już jakieś wpadanie w paranoję jest:
Zastępy policji ściągniętej przez PiS zjechały pod dom Jarosława Kaczyńskiego, gdzie internauci mieli pikietować z krzyżami jak wcześniej pod Pałacem Prezydenckim. Nikt nie przyszedł.
W środowy wieczór w okolice ul. Mickiewicza na Żoliborzu zjechała niespotykana dawno liczba radiowozów. Krążyły na pl. Wilsona i Gwiaździstej. Patrole zapuszczały się na parkingi os. Potok. - Obława jakaś? Bandyty szukają? - komentowali między sobą mieszkańcy okolicznych bloków.
Trop podrzucił dopiero jeden z policjantów: - Chodzi o dom pana Jarosława. Tego Jarosława - dodał. Potem padło kilka haseł: - Krzyże, manifestacja, internet, szukajcie w Google'u - poradził.
Wczoraj wiceszef żoliborskiej komendy wyjaśnił nam, że policja dostała sygnał o nielegalnej manifestacji pod domem prezesa PiS. - Jej uczestnicy mieli się zwoływać przez internet - mówi podinsp. Sylwester Kunkowski. - Pojechały tam nasze patrole ze wsparciem jednej drużyny z oddziału prewencji. Informacja się nie potwierdziła.
- Czyli nikt nie przyszedł? - pytamy. - No, tak - odpowiada.
Poruszenie w ratuszu
Zanim jednak do akcji wkroczyli policjanci, potencjalnym zagrożeniem domu Jarosława Kaczyńskiego zajmowała się ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz. Stanisław Kostrzewski, dyrektor generalny PiS i skarbnik tej partii, poprosił ratusz o interwencję "w związku z informacjami pojawiającymi się na portalach internetowych o mającym się odbyć w godzinach wieczornych zgromadzeniu publicznym".
Pismo autorstwa jednego z bliższych współpracowników prezesa PiS wzbudziło poruszenie w urzędzie miasta. - To pierwszy przypadek, gdy ktoś informuje o podejrzeniu nielegalnego zgromadzenia - przyznaje Jarosław Joźwiak z gabinetu prezydent Warszawy. - W dodatku sygnał pochodzi od najwyższych władz partii politycznej.
Stołeczni urzędnicy sprawdzili, że manifestacji nikt nie zarejestrował. Odesłali więc pismo policji.
PiS analizuje nastroje
Stanisław Kostrzewski opowiada "Gazecie", że zdecydował się wezwać na pomoc urzędników i policję po lekturze wpisów na forum internetowym. Wysłał aż pięć stron cytatów. - Było tam o kamieniach, betoniarkach. Musiałem zareagować w imię spokoju. Wiadomo, jaka jest dziś ogólna atmosfera - mówi.
Internetowe fora śledzi pracownik centrali PiS. - Do jego obowiązków należy informowanie o każdej sytuacji, także o grożącym niebezpieczeństwie - zdradza Kostrzewski.
Ten właśnie mechanizm zadziałał w ostatnią środę, gdy na jego biurku znalazły się wydruki tego, co jego podwładny wyśledził na portalu TVN 24. Jak mówi, dotąd nie zdarzało się, by po zbadaniu nastrojów internautów alarmował urzędy publiczne. - Jednak ton tych skrzykiwań był wyjątkowy - uważa.
Internauci krążą
- Nie wiem, jak by się to wszystko skończyło, gdyby nie wspaniała akcja komendanta stołecznego - mówi "Gazecie" Stanisław Kostrzewski. - Wysłali dwa, trzy patrole, które zaczęły krążyć po okolicy. To wystarczyło, by odgonić chętnych do manifestacji.
Pytamy, czy widział demonstrantów nadciągających pod dom prezesa Kaczyńskiego. Odpowiada, że na Żoliborzu nie był, ale co godzina dostawał raporty od współpracowników. Oni też nie zauważyli nic niepokojącego. Dyrektor Kostrzewski jest przekonany: internauci czaili się wokół domu Jarosława Kaczyńskiego.
- I nie zdecydowali się podejść? - pytamy.
- Tylko dlatego, że była tam policja - uważa.
Podinsp. Kunkowski: - Od początku podejrzewaliśmy, że nikogo tam nie będzie. Te nawoływania internetowe nie brzmiały zbyt wiarygodnie.
Policjanci przyznają, że są już zmęczeni "polityczną awanturą wokół krzyża". W środę okolice domu Jarosława Kaczyńskiego pilnowało kilkunastu funkcjonariuszy. Ale kilkuset mundurowych od początku sierpnia pilnuje porządku na Krakowskim Przedmieściu. - To nam już wychodzi bokiem - słyszymy od oficera stołecznej policji. - Dzień, dwa to nie problem, ale jesteśmy na Krakowskim już dziesiąty dzień. Zamiast łapać przestępców, musimy pilnować, żeby ci spod krzyża nie skoczyli sobie do gardeł.
Ziemkiewicz jest obiektywnym publicystą , ma swoje zdanie i nie zachowuje się jak chorągiewka. Tym właśnie rózni się od twoich pseudoautorytetów z gazety żydowskiej dla Polaków i WSI 24 , którzy co by się nie działo i tak będa lizać dupe Tuskowi i jego świcie z PEŁO. Nawet kwestię podniesienia podatków potrafili przedstawić jako decyzję wskazaną aby ratować budżet! Poraz kolejny gratuluję samodzielnego myślenia , tobie , jak i reszte lemingów
PS. podaj łaskawie zródłko jak coś wklejasz , szczegolnie chodzi mi o ten drugi ''nius''. Wstydzisz się że adaś michnik i GóWo to twoje okno na świat?
Odp: Topic o polityce? - 13/08/2010 12:30
Chodziło raczej o Rzepę, że dopuściła ten artykuł, młotku. Mam te komfort, że mam możliwość przejrzenia większości dzienników każdego dnia i gdybyś choć czasem zajrzał do Wybiórczej wiedziałbyś, ze tam też są krytyczne dla Tuska artykuły. Ale w Gazecidle Polskim cholernie ciężko znaleźć coś nieprzychylnego Kaczorowi.
Odp: Topic o polityce? - 13/08/2010 12:37
Przestań już bełkotać cepie Trafileś na wp wypowiedz Ziemkiewicza i zgrywasz oczytanego Masz tu artykuł z dnia wczorajszego , gdybyś rzeczywiscie czytał Rzepe codziennie to wiedziałbyś iż ostatnio ''Kaczorowi'' mocno się tam dostaje , głuptasku ty jeden
Syndrom „złej Kaczki"
Teraz dla „Rzeczpospolitej" każdy pretekst jest dobry, żeby dokopać Kaczyńskiemu. Byłoby lepiej, gdyby gazeta mniej się angażowała w rozgrywki personalne w PiS – pisze publicysta
Na naszych oczach rozgrywa się kolejna odsłona operacji pod tytułem "Eliminacja Kaczek". Zaczęła się już dawno, kilkanaście lat temu, w momencie powstawania Porozumienia Centrum, i początkowo dotyczyła głównie Jarosława Kaczyńskiego. Był wrogiem, bo postulował wielopartyjność i demokrację, chciał zatroszczyć się o ludzi wyrzuconych na margines przemian, był też orędownikiem wolnego rynku bez gorsetu biurokracji i korupcji, ale z ważną rolą państwa w wybranych obszarach, tak aby zapewnić Polsce i jej gospodarce potężne impulsy rozwoju, innowacyjności.
Lech stał się wrogiem publicznym dopiero, gdy wygrał prezydenturę. Od jej pierwszego dnia. Wściekłość okazywana publicznie przez Bronisława Komorowskiego w wieczór wyborczy w 2005 r., gdy się okazało, że Tusk przegrał prezydenturę z Lechem, była dla niektórych zaskoczeniem. A nie powinna być. Lech Kaczyński w Pałacu Prezydenckim to było przecież poważne zagrożenie dla establishmentu rodem z PRL, w tym dla układów WSI. Teraz, gdy katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem "rozwiązała problem Lecha", znowu pozostało jedynie uporać się z Jarosławem.
Każdy chwyt dobry
W licznych kampaniach przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu stosowano już wszystkie możliwe i niemożliwe chwyty. Bardzo pouczająca jest pod tym względem książka Piotra Zaremby "O jednym takim…", będąca biografią polityczną szefa PiS. O tym, że Kaczyński to wariat i oszołom, mówiono już w czasach, gdy kierował "Tygodnikiem Solidarność" i tworzył Porozumienie Centrum.
Nic więc oryginalnego nie mówią dziś ani erudycyjny historyk Tomasz Nałęcz, ani sumienie PO, ambitny mecenas sztuki, Janusz Palikot. To wszystko czysty plagiat z wydawnictw Jerzego Urbana sprzed lat. Ale przecież nie przebierały wówczas w słowach również wydawnictwa z głównego nurtu opiniotwórczego, np. "Gazeta Wyborcza", "Życie Warszawy" i "Rzeczpospolita".
Po latach się okazało, że diagnozy formułowane przez Kaczyńskiego były przejawem realizmu, a nie oszołomstwa, o czym dobitnie mógł się przekonać Tadeusz Mazowiecki, ponosząc kompromitującą porażkę ze Stanem Tymińskim w wyborach prezydenckich w 1990 r. Ba, Kaczyńskiemu czasem można by zarzucić zbytni idealizm i odrzucanie w myśleniu wariantów skrajnie pesymistycznych, a to one okazywały się na końcu prawdziwe! Tak przecież było, gdy nie dał do końca wiary Michałowi Falzmanowi i jego opowieściom o roli FOZZ w przerzucaniu na Zachód pieniędzy sowieckich służb specjalnych.
Jednak, generalnie, diagnozy społeczne i polityczne Kaczyńskiego potwierdzał przebieg późniejszych wydarzeń. Przyznał to nawet Adam Michnik w trakcie wypowiedzi przed parlamentarną komisją do zbadania afery Rywina.
Nie przypadkiem hasło odnowy moralnej kraju i państwa, hasło budowy IV RP – silnego, sprawnego i sprawiedliwego państwa – zyskało w pewnym momencie szeroki poklask, także w PO. Słabość i patologie państwa polskiego musiały przecież niepokoić każdego obywatela myślącego o przyszłości Polski.
No, ale niczego się mass media nie nauczyły! Kaczyński znowu dzisiaj ostrzega przed złym kursem państwa, a media walą w niego – w ten kaczy kuper, zamiast w rząd – aż się kurzy! Dlaczego? Może dlatego, że media wcale nie chcą się niczego nauczyć, bo same biorą udział w grze politycznej i wcale nie są miejscem na swobodną, obywatelską debatę? Większość mediów jest taka, wiele na to wskazuje, a zwłaszcza rozmaite "Tusku musisz" czy "Bronku, do boju!".
Ale są i inne powody niechęci do Kaczyńskiego. Po pierwsze, domaga się wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej i nie wyklucza żadnego wariantu, z zamachem włącznie. Po drugie, o mały włos nie wygrał prezydentury. Po trzecie, zwiera partyjne szeregi i szykuje się do walki o władzę. Jednym słowem, nadal jest w grze. A przecież szczęście było tak blisko, mógłby razem z bratem leżeć na Powązkach (nie na Wawelu, broń Boże!).
Wojna o państwo
Cała ta medialna wrzawa przeciw PiS i Kaczyńskiemu nie jest, powtórzę, niczym nowym. Co jednak zastanawia, do chóru przeciwników dołączyli niektórzy publicyści życzliwie nastawieni do opozycji. A dziennik "Rzeczpospolita" aż dławi się od tekstów krytykujących PiS, a zwłaszcza jego prezesa.
Żeby nie być gołosłownym, przytoczę kilka przykładów. "Coś, co publicyści nazywają strategią PiS i Jarosława Kaczyńskiego, polega na trwonieniu dorobku z czasów kampanii prezydenckiej" – zauważa Piotr Gursztyn, dziennikarz "Rzeczpospolitej" ("Więcej chaosu niż perfidii", 27 lipca 2010). Jednak wyniki badań preferencji partyjnych nie potwierdzają jego tezy, bo poparcie dla PiS jest na poziomie niewiele niższym od wyników Kaczyńskiego w pierwszej turze wyborów prezydenckich (tylko ta tura ma wymiar partyjny, druga już nie). Obniżka zaś zawsze jest związana z faktem przegranej.
Czyli Gursztyn kolportuję tezę, która jemu się podoba, ale nie koniecznie ma coś wspólnego z rzeczywistością. Ta teza podoba się publicyście, bo podobają mu się sztabowcy z kampanii prezydenckiej PiS, "ludzie, którzy nie pasują do zuniformizowanej korporacji, jaką stają się wszystkie polskie partie".
I tu myli się Gursztyn najbardziej! Ci akurat ludzie świetnie pasują do korporacji! Bo korporacje partyjne uwielbiają ludzi, którzy potrafią brylować w mediach, występować na scenie, przebierać się za kowbojów itp. itd. Przedstawienie musi trwać! Współczesne partie zmieniają się na naszych oczach w przedsiębiorstwa rozrywkowe. Obcym ciałem staje się w nich polityk kierujący się wyższymi wartościami niż same rankingi popularności.
Ale jeśli PiS miałby być taką partią wyłącznie sondażowo-medialną jak PO, to czy byłby nam – jako obywatelom – do czegokolwiek potrzebny?
Piotr Skwieciński – także w "Rzeczpospolitej" ("Abdykacja, nie rokosz", 3 sierpnia 2010 r.) – idzie jeszcze dalej. Dla Kaczyńskiego, twierdzi publicysta, "rządzenie krajem, zmienianie go, nie jest już (… najważniejszym celem. (… Najważniejsze jest dla Kaczyńskiego dawanie świadectwa prawdzie". Czyli, dodaje Skwieciński, wbrew twierdzeniu Tadeusza Mazowieckiego, Kaczyński nie wywołuje rokoszu, tylko abdykuje. No, to jest wyraźnie mniejsza zbrodnia!
Ale skąd ten wniosek autora? Może jednak chodzi o rokosz? Nie lekceważyłbym ostrzeżenia Mazowieckiego, jak również idącego w ślady pierwszego premiera III RP małżeństwa Kuczyńskich o szykowanym przez Kaczyńskiego rokoszu czy buncie. Przecież ten polityk nadal mówi o konieczności przebudowy państwa, a wyjaśnienie Smoleńska jest dla niego warunkiem podstawowym takiej przebudowy. Czyż to nie jest bunt nad bunty, rokosz nad rokosze?!
Igor Janke (też "Rzeczpospolita", "Jeszcze słabsza Polska", 28 lipca 2010 r.) próbuje wyważać: "Mamy polityczną wojnę o to, kto kogo bardziej upokorzy, a nie o to, kto zrealizuje swoją wizję państwa. Wojnę pustą i wyniszczającą". I można się domyślić, że autor równą winą obciąża władzę i opozycję (Kaczyńskiego). Ale jak z tym pogodzić wszystkie państwowotwórcze uwagi Kaczyńskiego, pozostaje tajemnicą Jankego. Czy wojna o państwo jest wojną pustą?
Wypominki od przyjaciół?
Redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Paweł Lisicki ("W odpowiedzi Jarosławowi Kaczyńskiemu", 8 sierpnia 2010 r.) za to nie pozostawia złudzeń: "Prezes (Kaczyński) nie wspominał o obecnych oskarżeniach wobec rządu i Bronisława Komorowskiego po prostu z wyrachowania. (… Dla zdobycia władzy musi pokazać inną twarz, posługiwać się innym, łagodnym językiem. Czy to nie oportunizm? A może gorsza od niego obłuda? Lekarzu, nim zabierzesz się za innych, ulecz samego siebie".
Trochę to dziwnie brzmi w ustach szefa gazety, która przez wiele tygodni chwaliła Kaczyńskiego za tę "łagodną twarz". Ale od paru tygodni nie może się pogodzić z tym, że ta twarz ma inny wyraz, niż życzyłaby sobie gazeta. Bo też, to jest właśnie to, co rzuca się w oczy w niektórych, nierzadkich niestety, tekstach opublikowanych ostatnio w "Rzeczpospolitej".
Miało być przecież teraz w PiS tak "kulturalnie i sympatycznie", z Poncyljuszem, Kluzikową i Migalskim na czele, a pewni ludzie – mniejsza o nazwiska – mieli zniknąć już na zawsze. Dość wiecznego przypominania o Smoleńsku, o zagrożeniu dla Polski wspólną polityką rosyjsko-niemiecką, o twardej walce o miejsce w UE, o zagrożeniach ekonomiczno-społecznych, o wciąż olbrzymich wpływach establishmentu wywodzącego się z PRL, o braku suwerenności wielu polskich polityków itd. itp?
Tylko znowu niekonsekwencja. Zdaniem "Rzeczpospolitej" ta zmiana nie służy zdobyciu władzy, co zaprzecza tezie Lisickiego, że Kaczyński dla władzy zrobi wszystko, nawet będzie udawał, iż się zmienił.
Ba, wygląda na to, że teraz już dla "Rzeczpospolitej" każdy pretekst dobry, żeby dokopać PiS i Kaczyńskiemu. Stefan Szczepłek w felietonie o sporcie (!) ("Powrót do Szawli", 17 lipca 2010 r.), pisząc o tym, że pewien sędzia wcale się nie zmienił, dodaje łopatologicznie, iż "ukrywał swoją prawdziwą naturę niczym kandydat na prezydenta", ale wreszcie, jak ma się domyślić czytelnik, wyszło szydło ze sportowego i politycznego worka.
Piotr Gabryel, zastępca Lisickiego, też dokopuje ("Gdzie jest opozycja", 11 sierpnia 2010 r.), jakoś tak mimochodem, że to niby PiS zajęty krzyżem przeoczył VAT i za jego podwyżkę "nie rozjechał rządu". Otóż, PiS oznajmił ustami i prezes Szydło, i prezesa Kaczyńskiego, co sądzi – a sądzi bardzo źle – o podwyżce VAT i o całym planie finansowym rządu. Choćby się jednak w tej partii natężyło tysiąc atletów i zjadło wcześniej tysiąc kotletów, to i tak nie dadzą rady – dopóki mass media bezwarunkowo ukochały sobie Tuska i PO.
Chciałbym zawołać do przyjaciół w "Rzeczpospolitej", panowie, czy czasem nie wpadacie w monomanię, w syndrom "złej Kaczki"? Czy czasem nie tracicie z oczu tego, kto to państwo psuje, a kto stara się je zawrócić ze złej drogi? W redagowaniu gazety emocje bywają złym doradcą.
Czy to znaczy, że Kaczyńskiego nie można krytykować? Ależ można, można, a nawet trzeba. Jak każdą osobę publiczną. Zresztą, czego jak czego, ale krytyki i gwałtownych ataków to Kaczyńskiemu w życiu od lat nie brakuje. Warto jednak zauważyć, że stwierdzenia, iż Kaczyński prowadzi opozycję i PiS na zatracenie, dlatego że bardziej niż Kluzik, Migalskiego i Poncyljusza upodobał sobie upominanie się o Smoleńsk, sprawne i sprawiedliwe państwo, wolny rynek i bezpieczeństwo socjalne, trąci daleko posuniętą przesadą. I jak każda przesada jest śmieszne.
Bądźmy poważni
Oczywiście, jak w każdej partii, rozmaitość jest bardzo wskazana, dlatego uważam za nieroztropność, iż Joanna Kluzik nie przyjęła funkcji wiceprezesa partii, bo chciała mieć inne towarzystwo w kierownictwie PiS. W PiS jest miejsce i dla tzw. twardogłowych, i dla tzw. liberałów, cokolwiek by te nazwy znaczyły. Tylko wówczas opozycja ma szansę na wygranie wyborów, gdy zgromadzi głosy różnych grup ludzi. Ile głosów Kluzik dodaje PiS –1 procent? 2 procent? A ile Ziobro? Ile Kaczyński? Dodawajmy, a nie odejmujmy, pani Joanno.
Byłoby lepiej, gdyby "Rzeczpospolita" mniej się angażowała w rozgrywki personalne w PiS. Zostawmy personalia liderom poszczególnych partii. Czy gazeta ma sobie łamać głowę za Tuska, Kaczyńskiego czy Napieralskiego? Niech oni wyważają, wzbogacają, sterują swoimi partiami. A jeżeli – jak ćwierkają wróble na dachu – Grzegorz Schetyna puszcza oko do młodych w PO i PiS, mówiąc: pozbądźmy się starych ramoli Tuska (tak, tak, panie Donku, na co to panu przyszło!) i Kaczyńskiego i zróbmy europejską partię prawicowego postępu, to niech sobie robią ze Schetyną, ci co mu wierzą.
Nas, jako obywateli, interesują programy i konkretne działania. Dla nas jest ważne, że Kaczyński ma na celu – projektuje to od lat i postuluje – poprawiać państwo, a PO na naszych oczach – poprzez działania w komisji hazardowej czy w sprawie smoleńskiej – to państwo degraduje do poziomu afrykańskiego księstewka (z przeproszeniem Afryki). Moim kolegom publicystom z "Rzeczpospolitej" zalecałbym więcej chłodnej głowy, mniej salonowych egzaltacji.
Zapewne wielu komentatorom i politykom wydawało się, że Jarosław Kaczyński, zafascynowany perspektywą rychłego zdobycia władzy dzięki różnym zabiegom piarowo-socjotechnicznym, odstąpi od pryncypiów. Ba, oczekiwali, że za chwilę przeprosi za IV RP. Nie przeprosił i nie odstąpił.
No, to trzeba mu uciąć głowę. Dla jego dobra, bo ma ją chorą przecież, jak twierdzi wielu i od zawsze. Tak, bez głowy będzie mu znacznie lepiej.
Autor jest dziennikarzem. W latach 2006 – 2009 prezes zarządu Polskiego Radia. Od października 2007 członek rady nadzorczej TVP
Odp: Topic o polityce? - 13/08/2010 12:43
To skoro taki jesteś w temacie to może jeszcze powiesz, na których stronach? Każda gazeta ma swoje odchyły i sympatie, ale choćby Wybiórcza krytykuje Tuska na pierwszej stronie, tak samo Nasz Dziennik. A widziałeś kiedyś coś takiego w Gazecidle Polskim albo w Rzepie, ale w drugą stronę? Rzepa krytykuje może i od dawna, ale to jeden z niewielu artykułów, który się przebił i nie polega na tym, że w jednym akapicie atakuje się Kaczora a w kolejnym te ataki odpiera
Odpisuj sobie jak chcesz, ja kończę temat. Więc znając twoją klasę już widzę tę "brawurową" pseudoironię
Odp: Topic o polityce? - 13/08/2010 12:48
Jasne że widziałem. Wystarczyło przeczytać artykuły red. Sakiewicza czy Hejke tuż po wyborach. Nie wiem na której stronie GóWno ''krytykuje'' Tuska bo moja godność nie pozwola tykać tego zakłamanego szmatłwca , notabane wciąz szkalującego kibiców
Kończ temat , zajmij się lepiej udziałem w konkurach to moze znowu jakas przytulankę wygrasz ze strony whiskasa , to ci wychodzi najlepiej.Pa.
Chodziło raczej o Rzepę, że dopuściła ten artykuł, młotku. Mam te komfort, że mam możliwość przejrzenia większości dzienników każdego dnia i gdybyś choć czasem zajrzał do Wybiórczej wiedziałbyś, ze tam też są krytyczne dla Tuska artykuły. Ale w Gazecidle Polskim cholernie ciężko znaleźć coś nieprzychylnego Kaczorowi.
Jak bym robił w empiku,też miałbym taki komfort.
Siła Płynie Z Krwią , Duma Razem Z Nią ->Duma Pomorza
Nareszcie Prezydent Polski za którego nie trzeba się wstydzić---> Poczekajcie troche a bedziecie zalowac ze doszedl do wladzy z Tuskiem i Schetyna. Już dał pierwszy popis zwiekszajac VAT do 23%. Na przecietnego Kowalskiego to jest 400zł w ciągu roku(jest to połowa pensji miesiecznej) drugi popis zmiejszenie rent chorym o 10% Polakom nalezy przypomniec "program wyborczy" PO z 2007r: - zbudują 6000 km autostrad - zmodernizują 11 lotnisk - wybudują 9 nowych lotnisk - powstanie szybka kolej łącząca największe miasta Polski - już wkrótce wrócą Polacy z emigracji, bo praca w Polsce zacznie się opłacać - będą nas leczyć dobrze zarabiający lekarze i pielęgniarki - dobrze zarabiający nauczyciele będą uczyć nasze dzieci - dobrze zarabiający policjanci będą dbać o nasze bezpieczeństwo - przy bezpiecznych drogach wyrosną nowoczesne stadiony i pływalnie - nie za trzydzieści lat, ale teraz jak PO wygra wybory - będą jednomandatowe okręgi wyborcze Pozdrawiam
Dziekuje PO za to że prad woda gaz benzyna jedzenie sprzet agd rtv czynsz itd bedzie drozsze a wynagrodzenie bedzie stale w styczniu 2011r bedzie obowiazywal podatek 23%, 2012r bedzie obowiazywal podatek 24% 2013r bedzie obowiazywal podatek 25%- czy beda oszczednosci w państwie gdy popyt na dane dobro radykalnie spadnie. Kto sie zna na ekonomii wie, ze to droga do nikąt.
W dniu 15 sierpnia obchodzimy 90 rocznicą Bitwy Warszawskiej określanej czasami jako “cud nad Wisłą”. To w tych dniach pod Radzyminem ofensywa Armii Czerwonej została powstrzymana, co umożliwiło w dniu 16 sierpnia przeprowadzenie kontruderzenia przez siły polskie. Wybitny brytyjski polityk i dyplomata Edgar Vincent D’Abernon uznał Bitwę Warszawską za osiemnastą na liście przełomowych bitew w historii świata. Wspaniałe zwycięstwo umożliwiło zachowanie niedawno odzyskanej niepodległości i ochroniło Europę przed zalewem bolszewickiego barbarzyństwa. Dziękujemy i pamiętamy o autorach sukcesu: Marszałku Józefie Piłsudskim, generałach Józefie Hallerze, Tadeuszu Rozwadowskim, Maxime Weygandzie, Władysławie Sikorskim i wielu innych, a przede wszystkim o żołnierzach Wojska Polskiego i Armii Ochotniczej!
Dlaczego za nasze pieniądze jest budowany cmentarz dla żołnierzy bolszewickich? Pomijam fakt, że żołnierze ci pod Warszawą nie byli na wycieczce krajoznawczej, tylko chcieli „uszczęśliwić” nas i Europę komunizmem. Ciało każdego zmarłego po śmierci zasługuje na szacunek. Ale niech za ten szacunek i cmentarz płacą Rosjanie, a nie my!
Ze zdumieniem przyjmuję informacje, że władze naszego kraju (podobno przy aktywnym zaangażowaniu prezydenta Komorowskiego) budują cmentarz żołnierzy bolszewickich, którzy zginęli w czasie wojny 1920 r. Od razu na początku chcę zaznaczyć, że nie mam nic przeciwko temu, żeby taki cmentarz powstał. Jeśli władze Rosji chcą taki cmentarz zbudować, Polacy powinni im to umożliwić (oczywiście wszelkie szczegóły techniczne powinny zostać z nami przez Rosjan uzgodniona). Ale cmentarz taki powinien powstać z inicjatywy i za pieniądze Rosji!
Przypomnę, że polskie cmentarze, w tym groby naszych bohaterów narodowych, np. Orląt Lwowskich, są odnawiane i przywracane do dawnego wyglądu (po bezczeszczeniu ich przez władze sowieckie) za nasze pieniądze i to przy dużych kłopotach organizacyjnych ze strony państw, na terenie których się obecnie znajdują.
W ostatnim czasie byłem po raz kolejny we Lwowie. Na Cmentarzu Łyczakowskim niszczeją przepiękne, historyczne nagrobki na mogiłach powstańców listopadowych i styczniowych. Łzy same pojawiają się w oczach, gdy widzi się kamienne czapki żołnierzy – powstańców 1831 r. - które upływ czasu roztrzaskał niczym kule i szable w czasie bitew. Z najwyższym trudem można odczytać i to coraz rzadziej nazwiska naszych przodków, którzy narażali życie i umierali, walcząc o Niepodległość. Monumentalny grób Juliana Ordona, dowódcy opiewanej przez Adama Mickiewicza reduty, wymaga odnowienia. Takie przykłady można mnożyć.
Kilkadziesiąt kilometrów od Lwowa pod Zadwórzem, zwanym Polskimi Termopilami, jest maleńki cmentarzyk i górujący nad nim pomnik, także wymagający odnowienia. Żeby tam dojść (dojechać się nie da), trzeba 2 kilometry iść torami od drogi przy tamtejszej stacji kolejowej. Leżą tam żołnierze, którzy uratowali Polskę w 1920 r. przed bolszewikami! Z wielkim bólem przyjmuję tłumaczenie, że nie ma pieniędzy, aby tym wszystkim się zająć, tak jak by się chciało. A przecież trudno wymagać, aby za nas Polaków robili to np. Ukraińcy. Ale jeśli tak, to dlaczego za nasze pieniądze jest budowany cmentarz dla żołnierzy bolszewickich? Pomijam fakt, że żołnierze ci pod Warszawą nie byli na wycieczce krajoznawczej, tylko chcieli „uszczęśliwić” nas i Europę komunizmem. Ciało każdego zmarłego po śmierci zasługuje na szacunek. Ale niech za ten szacunek i cmentarz płacą Rosjanie, a nie my!
Gdy dochodzą mnie tego typu informacje, zawsze przypominają mi się słowa piosenki autorstwa Leszka Czajkowskiego: „Gdy narodowa trwa rozwałka, jakże brakuje nam Marszałka, gdy bajzel robi się nieludzki, z grobu powinien wstać Piłsudski”.
Piesiewicz przerwał milczenie. Odniósł się do informacji dotyczących powiązań z WSI jednego z szantażystów.
Senator Krzysztof Piesiewicz w wywiadzie udzielonym "Super Expressowi" wskazał na informacje o powiązaniach z WSI jednego z szantażystów. "Nie jest tajemnicą, czym się zajmowałem w stanie wojennym ani co przytrafiło się mojej mamie" - mówił senator w kontekście represji ze strony byłych służb specjalnych PRL.
Krzysztof Piesiewicz był oskarżycielem posiłkowym w peerelowskim procesie w sprawie uprowadzenia i zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki.
W lipcu 22 lipca 1989 roku zamordowano jego matkę. Jej ciało było skrępowane w identyczny sposób jak ciało księdza.
Piesiewicz unikał mediów od czasu ukazania się w mediach materiałów, na których ubrany w damską sukienkę zażywa narkotyki w towarzystwie dwóch młodych kobiet, postanowił przerwać milczenie. W rozmowie z "Super Expressem" stwierdził, że ciągle nie mogę pogodzić się z tym, co się wydarzyło.
Piesiewicz miał być szantażowany przez uczestniczki spotkania w domu senatora możliwością przekazania kompromitujących materiałów mediom. Piesiewicz najpierw przekazał im pieniądze, ale kiedy żądania zaczęły rosnąć poinformował o sprawie policję. Wtedy doszło też do publikacji materiałów ośmieszających znanego reżysera.
Senator nie chce dziś przesądzać, czy zostanie w polityce. Stwierdził, że rozstrzygnie to po zakończeniu sprawy sądowej z jego szantażystami.
Na szczęście do Euro2012 jest jeszcze trochę czasu a pomoc jest już w drodze. W sukurs spieszy spółka Grad & Grad. Minister gospodarki Grad, najwyraźniej wciąż jeszcze mimo obietnic nie wyrzucony przez premiera Tuska za skandal ze stoczniami zlecił mianowicie niedawno fuchę projektowania kolejnego odcinka A1 swojej żonie, a ściślej spółce w której jest ona wspólniczką. Nie podano czy plany spółki przewidują użycie dolomitu. Chodzi o drobny kontrakt na jedyne 7,5 mln zł tak że szczegółami takimi na przykład jak wymagany przetarg publiczny raczej się nie kłopotano. Zawsze o tyle kameralniej załatwić sprawy w gronie rodzinnym.
Udział spółki Grad & Grad w autostradzie A1 Państwowa Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad próbuje wprawdzie jakoś tłumaczyć ale nie potrafi wytłumaczyć jednego - czemu nikt nie chwycił za telefon i nie zadzwonił po CBA? To czy przetarg powinien być publiczny czy też może być w formie prywatnego transferu rodzinnego musi przecież stać gdzieś czarno na białym. No ale skoro min.Grada nie wolno premierowi Tuskowi tknąć chociaż to uroczyście obiecywał to być może także zlecenia autostradowe dzielą się na tykalne i nietykalne?
Pieniądze to nie wszystko.... potrzebne są jeszcze złoto i diamenty.
Pojawienie się Jarosława Kaczyńskiego na obchodach 30. rocznicy Porozumień Sierpniowych przyjęto owacją na stojąco.
Setki osób zgromadzonych z okazji 30. rocznicy Porozumień Sierpniowych przywitały Jarosława Kaczyńskiego gromkimi oklaskami i okrzykami "Solidarność".
Jedynymi osobami, które nie klaskały, byli przedstawiciele rządu z premierem Donaldem Tuskiem na czele oraz prezydentem Bronisław Komorowski, którzy siedzieli w pierwszym rzędzie.
Wszystkich ich szef PiS minął bez słowa.
Sala zgromadzonych gości żywiołowo reagowała także na przemówienia kolejnych osób. Wystąpienie premiera Tuska nie została przychylnie przyjęta. W przeciwiństwie, gdy na mównicy pojawił się Jarosław Kaczyński.
- Wiem, że występuję tutaj w zastępstwie przedwcześnie zmarłego brata - stwierdził Jarosław Kaczyński.
Te słowa ponownie spowodowały, że sala zatrzęsła się od oklasków. Kamery telewizyjne pokazały, że Donald Tusk i Bronisław Komorowski pozostali niewzruszenie na wspomnienie śp. Prezydenta.
za: niezalezna.pl
Ze swojej strony dodam, że gdy dziś składaliśmy wieniec PiS'owską delegacją, podczas uroczystości które miały miejsce pod Główną Bramą Stoczni Szczecińskiej, to także rozległy się brawa.
zostawiam więzy, wola odzyskała niepodległość
siłę i pewność, jeśli czujesz to chodź ze mną
jak nie zostawiam na którymś przystanku strach
i tych słabych, co marzenia umieją spełnić tylko w snach
Pojawienie się Jarosława Kaczyńskiego na obchodach 30. rocznicy Porozumień Sierpniowych przyjęto owacją na stojąco.
Setki osób zgromadzonych z okazji 30. rocznicy Porozumień Sierpniowych przywitały Jarosława Kaczyńskiego gromkimi oklaskami i okrzykami "Solidarność".
Jedynymi osobami, które nie klaskały, byli przedstawiciele rządu z premierem Donaldem Tuskiem na czele oraz prezydentem Bronisław Komorowski, którzy siedzieli w pierwszym rzędzie.
Wszystkich ich szef PiS minął bez słowa.
Sala zgromadzonych gości żywiołowo reagowała także na przemówienia kolejnych osób. Wystąpienie premiera Tuska nie została przychylnie przyjęta. W przeciwiństwie, gdy na mównicy pojawił się Jarosław Kaczyński.
- Wiem, że występuję tutaj w zastępstwie przedwcześnie zmarłego brata - stwierdził Jarosław Kaczyński.
Te słowa ponownie spowodowały, że sala zatrzęsła się od oklasków. Kamery telewizyjne pokazały, że Donald Tusk i Bronisław Komorowski pozostali niewzruszenie na wspomnienie śp. Prezydenta.
za: niezalezna.pl
Ze swojej strony dodam, że gdy dziś składaliśmy wieniec PiS'owską delegacją, podczas uroczystości które miały miejsce pod Główną Bramą Stoczni Szczecińskiej, to także rozległy się brawa.
oj ta wspaniała niezależna zapomniała przypadkiem wspomnieć co wydarzyło potem...
http://www.youtube.com/watch?v=RPp4CkNUIzs
Odp: Topic o polityce? - 31/08/2010 09:32
Super.. ciekawe jak długo jeszcze będziemy się licytować kto lepiej i głośniej gwizdał albo klaskał. To domena ludzi małych, i nie chodzi o wzrost oczywiście. Poza tym to kwestia kultury, której brakuje zarówno po jednej jak i po drugiej stronie.
Pogoń to barwy, historia, stadion, klimat - POGOŃ TO MY! || Hala Madrid!
oj ta wspaniała niezależna zapomniała przypadkiem wspomnieć co wydarzyło potem...
http://www.youtube.com/watch?v=RPp4CkNUIzs
Oj , ta wspaniała Henia Krzywonos która ''broni'' ducha ''Solidarnosci''. Widać Donkowi brakło odwagi i argumentów , musiał wypuscić do ataku zawodnika z wagi cięzkiej. Szkoda tylko że ta kobiecina bełkotała takie glupoty że aż zal sluchać. Na szczescie została szybko sprowadzona na ziemie konkretna ripostą Jarka .Zapomniałeś przypadkiem wspomnieć o tym ''wydarzeniu bo nie widzę żadnego linka Cóż , nie ważne co mówią , ważne zeby gadali , przynajmniej cały swiat dowiedział się kim jest osoba która zatrzymała komunikację 30 lat temu , dobra autopromocja , wzrosnie sprzedaż jej ksiązki
PS.Trzeba przyznać ze w ciekawym towarzystwie obraca się ta ''niezależna'' pani która przez cała uroczystosc siedziała obok Mazowieckiego , Tuska i całej swity
I jeszcze w kwestii wczorajszej rocznicy. Dlaczego nie było Bolka?
Jest oczywistością, że głownym powodem dla którego Lech Wałęsa nie chce pokazywać się publicznie podczas tegorocznych obchodów rocznicy Sierpnia`80, jest jego obawa przed niekorzystnym dla niego wyrokiem, który Sąd Okręgowy w Gdańsku ma ogłosić 31 sierpnia o godzinie 15.
Przyznaję, że po dwóch wyrokach w tej samej sprawie – za stwierdzenie, że Wałęsa był płatnym donosicielem SB – skazujących mnie na przeproszenie go i zapłacenie idących w setki tysięcy zł. kosztów ogłoszeń w telewizji, zachowanie Wałęsy napełnia mnie nadzieją, że są jeszcze sądy w Polsce. Skoro Wałęsa się boi, to zapewne wie, że wyrok będzie dla niego niekorzystny, co oznacza dla mnie nie tylko koniec pięcioletniej sądowej udręki, ale i nagonki ze strony dominujących mediów.
Przebieg procesu nie daje Wałęsie żadnych szans. Wszyscy świadkowie i wszystkie dowody świadczą, że był tajnym współpracownikiem SB. Wyłączną linią obrony Wałęsy było obstawanie przy decydującym znaczeniu orzeczenia Sądu Lustracyjnego z 2000 r., wg którego Wałęsa agentem nie był. Jest to stanowisko absurdalne, ponieważ Sąd Apelacyjny, rozpatrujące moje odwołanie od wyroku skazującego mnie, stwierdził, że orzeczenie SL nie jest wiążące w procesie cywilnym. Ponadto Instytut Pamięci Narodowej i świadkowie potwierdzili, że SL nie znał całej istniejącej w archiwach dokumentacji, która bez żadnych wątpliwości potwierdza, że Wałęsą był t.w. „Bolkiem”, który donosił na swoich kolegów z Wydziału W-4.
Opinię, że wyrok będzie zgodny z prawdą potwierdza również informacja, którą otrzymałem w tej chwili telefonicznie, że Platforma Obywatelska zrezygnowała z dalszego podtrzymywania mitu Wałęsy, a ostatnim gestem na rzecz Bolka miało być wspólne z Donaldem Tuskiem złożenie kwiatów pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców. Widocznym objawem tego porzucenia miała być już rezygnacja Tuska z wygłoszenia przemówienia razem z Wałęsą podczas wczorajszego koncertu w gdańskiej filharmonii. Platforma ma mieć już dość nie tylko Wałęsy, ale i ojca Zięby, który niezadługo ma zostać wyrzucony z ECS, a topione w nim miliony mają zostać przekazane ludziom Tuska.
Jeden z moich przyjaciół ostrzega mnie jednak w ten sposób: “Sprawa W. jest komponentem sytemu klamstw stworzonych przy Okrągłym Stole. Jest to system naczyn polączonych totez wyrwa w jednym miejscu zwlaszcza tak spektakularnym moze rozwalic cala konstrukcje. Dlatego klamstwa W. uklad bedzie bronil do upadlego i nie pozwoli samemu W. na przyznanie sie. Jest to kwestia byc albo nie byc porzadku okraglostolowego ktory nam panuje. Mowiac szczerze nie wierze w pozytywny wyrok tym bardziej ze ma byc ogloszony 31 sierpnia. Ma on byc symbolicznym osinowym kolkiem wbitym w trupa opozycji antykomunistycznej, swoistym napluciem na grob s.p. L. K.
Jesli tak bedzie powinienes pokazac zwiazek tych niewspolmiernych ale politycznie i moralnie pokrewnych spraw: zbrodni smolenskiej i tego wyroku jako roznych form budowania nowej tyranii ksztaltowanej przez morderstwo i klamstwo, ktorej ofiara bedzie Polska i jej niepodleglosciowe aspiracje.”
Zgadzam się, że oddalenie pozwu będzie klęską Wałęsy i całego układu, którego dawny t.w. Bolek jest zwornikiem i symbolem. W jaki sposób układ będzie starał się obronić inne „ikony” w rodzaju Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka itp.? Oto jest pytanie! Jeżeli sprawa przyjmie postać kuli śniegowej, to uderzyć ona może nawet w cały obecny układ polityczny, a ponadto w układ medialny z GW i TVN na czele. Ale wiem też co działo się na sali sądowej i, mimo poprzednich okropnych doświadczeń, nie mogę uwierzyć, żeby sowieckość mogła znów zatriumfować.
Jutro o tej porze będziemy wiedzieli więcej nie tylko o sytuacji w polskim sądownictwie, ale również o tym, co się obecnie dzieje z Polską, w jakim jesteśmy miejscu demokratyzacji III RP i jakie możemy mieć nadzieje na najbliższą przyszłość. Ze swojej strony konstatuję, że znów, jak już kilka razy w moim życiu, mój interes osobisty jest zbieżny z interesem mojej ojczyzny. A taka świadomość jest jeszcze ważniejsza niż uczciwy wyrok sądowy.
Krzysztof Wyszkowski
Ostatnio edytowany przez: eM, 31 sierpnia 2010, 11:02 [2 raz(y)]
Sąd oddalił pozew Lecha Wałęsy przeciwko Krzysztofowi Wyszkowskiemu za nazwanie go "Bolkiem".
Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał we wtorek, że działacz Wolnych Związków Zawodowych Krzysztof Wyszkowski nie naruszył dóbr osobistych b. prezydenta Lecha Wałęsy, mówiąc o jego współpracy z SB.
Sąd obarczył również Wałęsę kosztami, jakie w związku z procesem musiał ponieść Wyszkowski - łącznie wyliczono je na 2900 zł.
Na sali sądowej nie pojawił się Wałęsa, nie było też Wyszkowskiego, reprezentowali ich pełnomocnicy.
Sprawa dotyczy telewizyjnej wypowiedzi Wyszkowskiego z 16 listopada 2005 r. o domniemanej agenturalnej przeszłości Wałęsy. W tym samym dniu Wałęsa otrzymał od Instytutu Pamięci Narodowej status pokrzywdzonego. Zapowiedział wówczas, że będzie od tego momentu pozywał do sądu osoby, które nadal będą twierdzić, iż był on agentem służb specjalnych PRL.
Były prezydent domagał się od Wyszkowskiego przeprosin oraz 40 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Szpitala Dziecięcego w Gdańsku-Oliwie.
oj ta wspaniała niezależna zapomniała przypadkiem wspomnieć co wydarzyło potem...
http://www.youtube.com/watch?v=RPp4CkNUIzs
Oj , ta wspaniała Henia Krzywonos która ''broni'' ducha ''Solidarnosci''. Widać Donkowi brakło odwagi i argumentów , musiał wypuscić do ataku zawodnika z wagi cięzkiej. Szkoda tylko że ta kobiecina bełkotała takie glupoty że aż zal sluchać. Na szczescie została szybko sprowadzona na ziemie konkretna ripostą Jarka .Zapomniałeś przypadkiem wspomnieć o tym ''wydarzeniu bo nie widzę żadnego linka Cóż , nie ważne co mówią , ważne zeby gadali , przynajmniej cały swiat dowiedział się kim jest osoba która zatrzymała komunikację 30 lat temu , dobra autopromocja , wzrosnie sprzedaż jej ksiązki
Glupoty to belkotal Kaczynski, jego wypowiedz najlepiej podsumowal Frasyniuk, Jarek nie p.... Ciebie tam nie było.
Jaka jego świetna riposta zbełkotanie zdania o tym, ze źle go zrozumiała? To chyba większość wyborcza Polski go nie rozumie. A co do ksiązki to w materiałach prasowych pis wam cos po przekrecali bo ona ksiazki nie napisala, tylko napisano o niej... Jesli dzieki temu ma wzrosnac sprzedaz tej ksiazki to bardzo dobrze niech wiecej osob ja przeczyta co na prawde sie dzialo w sierpniu 1980.
Abp Goclowski dzisiaj stwierdzil ze miala ona prawo tak powiedziec, a tezy ktore sformulowala byly dramtycznie prawdziwe, no tak, ale on tez jest ze swity Tuska bo kolo niego siedzial.
Dzisiejsze i wczorajsze obchody pokazały jak dzisiejsza Solidarność zeszła na psy.
Sąd oddalił pozew Lecha Wałęsy przeciwko Krzysztofowi Wyszkowskiemu za nazwanie go "Bolkiem".
Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał we wtorek, że działacz Wolnych Związków Zawodowych Krzysztof Wyszkowski nie naruszył dóbr osobistych b. prezydenta Lecha Wałęsy, mówiąc o jego współpracy z SB.
Sąd obarczył również Wałęsę kosztami, jakie w związku z procesem musiał ponieść Wyszkowski - łącznie wyliczono je na 2900 zł.
Na sali sądowej nie pojawił się Wałęsa, nie było też Wyszkowskiego, reprezentowali ich pełnomocnicy.
Sprawa dotyczy telewizyjnej wypowiedzi Wyszkowskiego z 16 listopada 2005 r. o domniemanej agenturalnej przeszłości Wałęsy. W tym samym dniu Wałęsa otrzymał od Instytutu Pamięci Narodowej status pokrzywdzonego. Zapowiedział wówczas, że będzie od tego momentu pozywał do sądu osoby, które nadal będą twierdzić, iż był on agentem służb specjalnych PRL.
Były prezydent domagał się od Wyszkowskiego przeprosin oraz 40 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Szpitala Dziecięcego w Gdańsku-Oliwie.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/38389
PIS juz sie skonczyl kolezko nie masz co sie spuszczac nad tym juz nie mozesz przebolec ze jestescie w odwrocie i Platforma jest gora. zazdrosc w oczy kłuje?
Forum służy do prezentacji opinii odwiedzających, którzy są w pełni odpowiedzialni za swoje wypowiedzi. Serwis PogonOnLine.pl w żaden sposób nie odpowiada za opinie użytkowników.