Jeran, proszę Cię, przed chwilą krytykujesz media za swoją rzetelność, a tu nagle powołujesz się tylko na nie i snujesz dziwne wnioski. Nie bronię, bo jestem wrogiem Bronka, Donka i całej tej bandy, ale poczekajmy. Pojawiła się jedna plotka i już oczerniamy o coś, co byłoby OGROMNYM i przepotwornym skandalem. Myślę, że ktoś to zbada, a jeśli okaże się to prawdą, wówczas myślę, że nikomu to nie ujdzie. Więc trochę poczekajmy, znając zawziętość opozycji (w tym przypadku będzie słuszna) ktoś to zaraz zbada, a jeśli wyjdzie prawda to wtedy będziemy psy wieszać.
edit: Jeśli prawda to tak jak napisałem wyżej, czekam na reakcję opozycji
Polityka historyczna Śp prezydenta była co najmniej dziwna. Z jednej strony duży nacisk na Katyń, z drugiej zupełne pominięcie np ubiegłorocznych uroczystości upamiętniających ofiary Rzeźi Wołyńskiej, by tylko nie drażnić swojego "przyjaciela" Wiktora Juszczenki. Jak to się skończyło dobrze wiemy. Ten niby przyjaciel na koniec swojej prezydentury nobilitował Banderę na bohatera narodowego. Dopiero po długiej rozmowie z ks. Issakowiczem-Zaleskim prezydent Kaczyński zdecydował się na oświadczenie potępiające ten krok Juszczenki. Widać jedna danina krwi polskiej byla lepsza od drugiej. To ja mam gdzieś taką politykę i taki wybiórczy patriotyzm.
Pieniądze to nie wszystko.... potrzebne są jeszcze złoto i diamenty.
Olaf - zwroc uwage na FAKT ze wszystkie ugrupowania polityczne w Polsce poparly wtedy te Pomaranczowa Rewolucje/Juszczenke - Walesa, Kwasniewski, Kaczynski, Platforma Obywatelska, byli Solidarnosciowcy tez...Oleksy nawet w sejmie bedac marszalkiem obstawil swoj pulpit pomaranczami za co zostal upomniany. Z tego co napisales wynika ze tylko prezydent Kaczynski potepil pozniej Juszczenke za honorowanie banderowcow. Jak widzisz to tylko Kaczynskiego stac bylo na sluszna reakcje wobec Ukrainy. Gdzie byli ci pozostali politycy...gdzie byl premier Tusk? Dlaczego oni nie poszli za przykladem prezydenta Kaczynskiego i nie protestowali? Jakos nie raczyles dodac ze ich polityke masz tym bardziej gdzies. Wyglada na to ze sam stosujesz wybiorczy krytycyzm co dalo sie zauwazyc.
Takie protesty czyli noty dyplomatyczne naleza do obowiazkow premiera Tuska, ministra spraw zagranicznych Radzia Sikorskiego vel Jablonka oraz do ambasadora Polski na Ukrainie. Prezydent Kaczynski zapewne nie doczekawszy sie zadnej reakcji z ich strony...po raz kolejny postanowil sam bronic Polski i Polakow.
Ostatnio edytowany przez: Gryfsz, 23 kwietnia 2010, 09:37 [3 raz(y)]
Po
1. Z wypowiedzi Jerana polemizowałem z tym z czym się nie zgadzam, a nie z tym z czym się zgadzam.
2. Żeby byś ściślejszym Pomarańczową Rewolucję poparły ugrupowania będące w Sejmie czyli w praktyce cały układ okrągłostołowy (można się spierać czy PIS należy do tego układu czy nie ale jeden z bliźniaków był w Magdalence). Jednak poza Sejmem też istnieje życie, a tam już takiej jedności nie było.
3. Jako wielki patriota prezydent Kaczyński takie zachowanie powinien potępić sam z siebie, a nie dopiero po namowach ze strony ks. Issakowicza-Zaleskiego, choć dobrze, że w końcu to zrobił.
4. Daleko mi do poglądów PISu, ale jeszcze dalej mi do PO i innych partii zasiadających w obecnym Sejmie.
Pieniądze to nie wszystko.... potrzebne są jeszcze złoto i diamenty.
Takie protesty czyli noty dyplomatyczne naleza do obowiazkow premiera Tuska, ministra spraw zagranicznych Radzia Sikorskiego vel Jablonka oraz do ambasadora Polski na Ukrainie. Prezydent Kaczynski zapewne nie doczekawszy sie zadnej reakcji z ich strony...po raz kolejny postanowil sam bronic Polski i Polakow.
Skoro w takie tony uderzasz Gryfsz, ubierając Śp prezydenta Kaczyńskiego w szaty jedynego obrońcy Polski i Polaków, to pragnę Ci przypomnieć, że Polski jako kraju suwerennego już nie ma. Stało się to z chwilą podpisania przez Niego Traktatu Lizbońskiego, który zakończył niepodległy byt pod nazwą Polska. Dokonał tego ten, który ślubował stać na straży niepodleglości Polski. I marnym pocieszeniem jest fakt, że Tuski, Komorowskie i inne Sikorskie nakłaniały Śp prezydenta do podpisania tego traktatu.
Pieniądze to nie wszystko.... potrzebne są jeszcze złoto i diamenty.
ABW zabezpieczyła materiał DNA i "niezbędną dokumentację" ws. katastrofy
12.04. Warszawa (PAP) - Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zabezpieczyła materiał porównawczy DNA oraz "inną dokumentację" niezbędną do identyfikacji ciał pasażerów i członków załogi samolotu Tu-154 - podała rzeczniczka ABW ppłk Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska.
Podkreśliła, że ABW aktywnie uczestniczy w działaniach prowadzonych przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa w związku z katastrofą samolotu prezydenta w pobliżu smoleńskiego lotniska.
Według rzeczniczki, profesjonalną opieką psychologów Agencji otoczeni zostali członkowie rodzin ofiar katastrofy.
"Funkcjonariusze ABW, we współpracy z Żandarmerią Wojskową, przeprowadzili ponadto czynności procesowe polegające na zabezpieczeniu materiału porównawczego DNA oraz innej dokumentacji niezbędnej do identyfikacji ciał pasażerów i członków załogi samolotu Tu-154. Przedmiotowy materiał został dostarczony do Moskwy, do polskich prokuratorów prowadzących czynności związane z katastrofą" - podała rzeczniczka ABW.
I jeszcze ciąg dalszy dla RC i innych "niedowiarków" :
Jak się dowiedziała PAP w źródłach związanych ze służbami specjalnymi, w niektórych przypadkach funkcjonariusze ABW na podstawie nakazu prokuratorskiego uzyskiwali dostęp do mieszkań ofiar katastrofy, by pobrać materiał porównawczy DNA, np. z grzebienia czy szczoteczki do zębów.(PAP)
RC - jeśli już mamy czekać na czyjąś reakcje , to przede wszystkim powinna być to reakcja rodzin zmarłych . Na razie zajęci są oni czymś "innym" , wiec zobaczymy w niedalekiej przyszłości jak to się potoczy.
Ciesze się, że ludzi już nie da się w tak łatwy sposób oszukać. Coraz więcej osób, nie tylko bardzo światłych ludzi, ale zwykłych szarych obywateli jest zażenowanych działaniami platfORMOwców z Tuskami, Komorowskimi i innymi różnymi Sikorskimi, Chlebowskimi, Klichami i Kopaczami. Zmiany, które proponują platfusy doprowadzą faktycznie do upolitycznienia IPN'u i maksymalnemu ograniczeniu jego uprawnień. Mam nadzieje, że działania tych szkodników zostaną zablokowane, bo mogłyby one wpłynąć na zmianę polityki historycznej wyznaczonej przez ŚP prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, prezesa IPN Janusza Kurtykę czy przewodniczącego RPWiM Andrzeja Przewoźnika. Mam nadzieję, że linia odfałszowywania historii Polski - szczególnie tej przed 89. rokiem będzie podtrzymana. Cieszy mnie fakt, że ludzie którzy pozostali w Instytucie Pamięci Narodowej, bronią się przed tymi zmianami, wiedząc czym one pachną, a raczej cuchną. Oby ofiara Janusza Kurtki nie poszła na marne.
Polityka historyczna Śp prezydenta była co najmniej dziwna. Z jednej strony duży nacisk na Katyń, z drugiej zupełne pominięcie np ubiegłorocznych uroczystości upamiętniających ofiary Rzeźi Wołyńskiej, by tylko nie drażnić swojego "przyjaciela" Wiktora Juszczenki. Jak to się skończyło dobrze wiemy. Ten niby przyjaciel na koniec swojej prezydentury nobilitował Banderę na bohatera narodowego. Dopiero po długiej rozmowie z ks. Issakowiczem-Zaleskim prezydent Kaczyński zdecydował się na oświadczenie potępiające ten krok Juszczenki. Widać jedna danina krwi polskiej byla lepsza od drugiej. To ja mam gdzieś taką politykę i taki wybiórczy patriotyzm.
Fakt omijania przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego ludobójstwa na Polakach dokonanych przez Ukraińską Armię Powstańczą uważam za karygodne pominięcie. Człowiek taki jak on, znał na pewno wagę wydarzeń na Wołyniu i w wielu innych miejscach, tak więc milczenie w tej sprawie oznacza kłamstwo. Jednak w moich oczach Lech Kaczyński był prezydentem, który rozpoczął bardzo złożony proces odkłamywania najnowszej historii Polski. Mam tu na myśli także prowadzoną przez niego politykę odznaczeń ludzi, którzy być może gdyby nie On, to za życia nie doczekaliby się uhonorowania swojej walki o wolną Polskę. Na uwadze mam także jego nieocenione zasługi dla pokazania światu historii Powstania Warszawskiego, i stworzenie pięknego, nowoczesnego, przede wszystkim pokazującego prawdę Muzeum upamiętniającego ten wolnościowy zryw mieszkańców Warszawy - miasta którego tak ukochał (tym, którzy nie byli jeszcze w Muzeum Powstania Warszawskiego, szczególnie polecam wizytę; wrażenia niesamowite). Mam tu także na myśli, pisząc o zasługach Świętej Pamięci Prezydenta RP starania o odbudowę poczucia wartości z bycia Polakiem i przywracaniu pewnym rocznicom i świętom odpowiedniej rangi (rangi, która przez wiele lat była obniżana, niekiedy do poziomu osiedlowego festynu). Mam także na myśli jego przemówienia, które emanowały patriotyzmem i były mówione z głowy a nie bełkotane z kartki. I mam tu w końcu na uwadze fakt, że pan Prezydent Kaczyński poniósł śmierć w drodze na obchody Katyńskiego mordu na czternastu tysiącach polskich oficerów, by wysłać światu jasny przekaz i w końcu raz na zawsze przyczynić się do ukazania ogromu zbrodni Rosjan na Polakach. Nadal więc twierdze, że z polityką historyczną prezydenta Lecha Kaczyńskiego należy się zgodzić, i należy ją chwalić, bo po 15 latach III RP, mieliśmy w końcu prezydenta, prawdziwego męża stanu, który Polskość pojmował jako miłość do ojczyzny. I nie chwiał się nad grobami polskich bohaterów, tak jak jego poprzednik, który najebał się przed podobnymi uroczystościami na które zmierzał tym razem prawdziwy patriota.
Jeran, proszę Cię, przed chwilą krytykujesz media za swoją rzetelność, a tu nagle powołujesz się tylko na nie i snujesz dziwne wnioski.
Ale tym razem, ze swoich działań tłumaczą się funkcjonariusze, tak więc nie jest to dziennikarska plotka, a działania które niestety miały miejsce. Należy więc zadawać pytania jakim prawem tak się stało i czy może mieć to związek z katastrofą samolotu, na którego pokładzie był Prezydent RP wybrany w demokratycznych wyborach przez naród polski, polityczny oponent obecnych władz w których rękach są służby specjalne.
teorie o medialnych mrzonkach, należy więc odłożyć do szuflady i głośno zadawać pytania, jakim prawem w państwie prawa się tak dzieje?!
Ostatnio edytowany przez: J., 23 kwietnia 2010, 17:10 [2 raz(y)]
zostawiam więzy, wola odzyskała niepodległość
siłę i pewność, jeśli czujesz to chodź ze mną
jak nie zostawiam na którymś przystanku strach
i tych słabych, co marzenia umieją spełnić tylko w snach
Odp: Topic o polityce? - 23/04/2010 20:54
Emo, nie chce mi się przytaczać i komentować twoich pierdół, które wypisujesz, by zrekompensować sobie swoje kompleksy, nawet nie będę wnikać jakie. Po prostu zacznij je leczyć.
Co do IPN. Strasznie chcą nadal dysponować zasobnymi archiwami wiadomi ludzie, skoro ogłaszają konkurs na nowego szefa zaledwie 2 dnipo katastrofie! A do tego dotychczasowego szefa Kolegium IPN odwołano, bo...sprzeciwił się rozpisaniu konkursu tak szybko. Żenada, jednak beton twardo trzyma się swojego magazynu teczek.
Co do kwestii alkoholu i pogrzebu:
Redaktor Dempc wywęszył "cuchnący alkohol" od ludzi Bronisława Komorowskiego składających wieniec nad grobem Anny Walentynowicz. Obecny na miejscu redaktor Wikowski nic nie poczuł. A powinien - bo Dempc to jego dziennikarski pseudonim
Portalpomorza.pl opublikował w środę sensacyjny artykuł "Skandal nad grobem Walentynowicz. Delegacja Marszałka Sejmu chwiejnym krokiem ze spóźnionym wieńcem".
W tekście czytamy, że po pogrzebie Anny Walentynowicz na Cmentarz Srebrzysko w Gdańsku przyjechała spóźniona delegacja Bronisława Komorowskiego, a od jednego z jej członków, który "złożył wieniec i bełkotliwym głosem rozmawiał z reporterem po prostu - cuchnęło alkoholem..." Publikację dokumentuje seria zdjęć z rzecznikiem marszałka Jerzym Smolińskim i doradcą Waldemarem Strzałkowskim.
Informację zaraz powtórzyły inne media. Komentarze internautów szły jeszcze dalej, a dziennikarz Radia Plus Piotr Cybulski w swoim blogu na salonie24 napisał: "Cóż, Marszałek Komorowski jest teraz p.o. Prezydenta, kandydat PO, wielka szycha. Co tam będzie do zwyczajnej suwnicowej ze Stoczni przyjeżdżał. Tak się teraz bohaterom dziękuje. Pani Aniu, przepraszam, wstyd mi za niego, po prostu wstyd mi za tego Komorowskiego".
Eurodeputowany PiS Jacek Kurski powiedział w czwartek w Radiu Gdańsk do dziennikarza: "Proszę się zająć sprawą chwiejących się na nogach współpracowników obecnej głowy państwa nad grobem Anny Walentynowicz".
***
W środę w Gdańsku odbyły się dwa pogrzeby ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu. O godz. 13 rozpoczęła się msza połączona z pochówkiem Macieja Płażyńskiego w Bazylice Mariackiej. Byłego marszałka Sejmu i wojewodę gdańskiego żegnało kilka tysięcy mieszkańców, przemawiał premier Donald Tusk, na mszy był Bronisław Komorowski i jego wspólpracownicy. - To był pogrzeb mojego byłego szefa sprzed 10 lat, w kościele odczytałem akt nadania mu Krzyża Wielkiego Odrodzenia Polski - mówi Waldemar Strzałkowski.
Aby umożliwić gdańszczanom pożegnanie Anny Walentynowicz mszę za zmarłą odprawiono wcześniej, bo już o godz. 10. A pogrzeb zaplanowano na godz. 15.
Oficjalne delegacje miały przygotowane wieńce na oba pogrzeby, ale uroczystość w Bazylice Mariackiej skończyła się po godz. 16, gdy Anna Walentynowicz była już pochowana. Władze regionu rozwiązały sprawę w ten sposób, że marszałek i wojewoda żegnali Płażyńskiego, a ich zastępcy słynną suwnicową.
Po mszy w Bazylice metropolita gdański abp. Leszek Sławoj Głódź, który odprawiał nabożeństwo, zaprosił Strzałkowkiego na stypę. Znają się od lat.
Do biskupa pojechali Strzałkowski i Smoliński. Bronisław Komorowski udał się na rozmowę z Tuskiem. Wieniec od marszałka Sejmu dla Anny Walentynowicz czekał w bagażniku jednego ze służbowych aut.
Na stypę do Centrum Ekumenicznego Sióstr Brygidek wybrało się w sumie kilkadziesiąt osób - ministrowie, samorządowcy. Strzałkowski usiadł przy honorowym okrągłym stoliku obok sześciu innych osób. Po jednej ręce miał abp. Tadeusza Gocłowskiego, po drugiej abp. Głódzia. Reszta gości rozmawiała na stojąco.
- Opowiadałem o katastrofie, o poszukiwaniu ofiar, wspominaliśmy Maćka. Arcybiskupa Gocłowskiego uściskałem ciesząc się, ze wyszedł ze zdrowiem na prostą - opowiada Strzałkowski.
Pieczone mięsa, sałatki i czerwone wytrawne wino w kielichach - wszystko w najlepszych gatunkach - podawali klerycy z nowicjatu. - Wypiłem kieliszek, może półtora, to wszystko - twierdzi doradca marszałka.
Współpracownicy Komorowskiego opuścili stypę po godzinie. W drodze na lotnisko pojechali na cmentarz we Wrzeszczu. Spieszyli się na samolot, samochód podwiózł ich w pobliże grobu. - Nie chcieliśmy tych kwiatów wieźć do Warszawy - mówią.
W tym czasie grabarze zasypywali trumnę Anny Walentynowicz. Złożone wcześniej kwiaty i wieńce przesunęli na bok. Delegacja położyła wieniec od Komorowskiego przed grobem i sfotografowała się przy nim.
***
Na miejscu - dwie i pół godziny po pogrzebie - był też Jan Dempc z serwisu portalpomorza.pl. Portal należy do wydawcy Czesława Czyżewskiego, kiedyś kandydata z listy LPR do Senatu.
- Zaczepił mnie jakiś dziennikarz, pytał dlaczego tak późno przyjechaliśmy, dałem mu wizytówkę. A teraz pisze, że zionąłem alkoholem. To obraźliwe. Starszy pan jestem, a tu takich rzeczy ktoś szuka nad grobem - mówi Strzałkowski.
Z Dempcem nie mogliśmy się skontaktować. Na rozmowę zgodził się Janusz Wikowski, redaktor naczelny portalupomorza.pl, były rzecznik Stoczni Gdynia za prezesury Kazimierza Smolińskiego (PiS). - Nasz reporter udokumentował jak cichaczem przyjechali spóźnieni, fotografowali się przy trumnie i było czuć czymś od nich.
- Byli podpici?
- Trudno powiedzieć, to policja mogłaby sprawdzić - mówi Wikowski. - Ten najstarszy był najbardziej zmęczony. Nasz reporter poczuł woń wskazującą, że ta osoba musiała coś spożyć.
Wikowski nie jest pewien, co ustalił Jan Dempc. A powinien. Bo Dempc to dziennikarski pseudonim Wikowskiego. - No tak, to ja byłem świadkiem składania wieńca. Nie mogę wprost powiedzieć, że czułem alkohol. Ale oni sami się przyznali do lampki wina u biskupa.
Pod własnym nazwiskiem boi się już powtórzyć.
Ostatnio edytowany przez: Sz., 23 kwietnia 2010, 21:12 [2 raz(y)]
Odp: Topic o polityce? - 24/04/2010 10:03
Kolejny list do premiera Donalda Tuska w sprawie szkodliwej, bezmyślnej działalności Ministra Obrony Narodowej Bogdana Klicha, w mojej ocenie zwykłej politycznej cioty, która nie ma jakiegokolwiek wojskowego zacięcia, koniecznego do sprawowania funkcji, którą powierzył mu Donald "Słońce Peru" Tusk.
Sygnatariuszem listu jest Romuald Szeremietiew, wiceminister Obrony Narodowej w rządzie Jana Olszewskiego, a później czasowo pełniący obowiązki Ministra Obrony Narodowej, po odsunięciu z tejże funkcji Jana Parysa. Wybitny znawca problematyki Wojskowej, oficer rezerwy. W rządzie Jerzego Buzka był ponownie wiceministrem ON, ale został zaszczuty przez media i ich fałszywe oskarżenia dotyczące między innymi korupcji (niedawno, w końcu został uniewinniony z zarzutów przed niezawisłym Sądem). Być może właśnie przez zamieszanie wokół jego osoby, spowodowane przez ataki mediów, nie został Ministrem Obrony Narodowej podczas rządów PiS'u.
Warto dodać, że są już to kolejne słowa krytyki i prośba o odwołanie B. Klicha w ciągu kilku dni. Parę dni wstecz, karygodne błędy w zarządzaniu MON'em, wytykał Klichowi wybitny polski dowódca (m.in. GROM), gen. brygady Sławomir Petelicki. On również zwrócił się do premiera o natychmiastowe odwołanie ze sprawowanej funkcji obecnego Ministra Obrony Narodowej. Mam nadzieję, że do apeli przyłączą się kolejne wojskowe prawdziwe autorytety i premier nie będzie miał wyjścia i odwoła tego szkodnika z Polskiego Rządu.
Oto treść listu R. Szeremietiewa:
Obecny kandydat Platformy Obywatelskiej na Prezydenta RP jako minister obrony twierdził że polski lotnik potrafi latać na wrotach od stodoły. Bogdan Klich zdaje się sprawdzał prawdziwość tego powiedzenia. Wysłałem list otwarty do premiera Tuska.
Piaseczno, 23 kwietnia 2010 r.
LIST OTWARTY
Pan Donald Tusk
Prezes Rady Ministrów RP
Wnoszę o pilne odwołanie Bogdana Klicha ze stanowiska Ministra Obrony Narodowej ze względu na zaniedbania, nieudolne wykonywanie obowiązków i szkodliwe dla bezpieczeństwa narodowego działania.
Od dłuższego czasu obserwuję negatywne procesy zachodzące w Wojsku Polskim powodowane w znacznej mierze przez obecnego ministra obrony. Skutkiem są m.in. liczne katastrofy lotnicze w siłach powietrznych RP. Znawcy problematyki lotniczej wielokroć wytykali MON niedociągnięcia w szkoleniu personelu lotniczego i uchybienia w eksploatacji użytkowanych statków powietrznych. Poważnym ostrzeżeniem była katastrofa samolotu transportowego CASA C295M w Mirosławcu 23 stycznia 2008 r. Wskazywano, że pogarszający się stan lotnictwa może spowodować jeszcze większą tragedię. Te wezwania minister ON lekceważył. Bogdan Klich twierdził, że eksperci nie mają racji i prezentował optymistyczne oceny stanu lotnictwa. Twierdził, że pilotom, którzy ginęli w katastrofach, brakowało „żołnierskiego szczęścia”.
W dniu 10 kwietnia 2010 r. na pokładzie samolotu z 36 Pułku Specjalnego Lotnictwa Transportowego straciło życie 96 osób zajmujących ważne w państwie stanowiska i pozycje. Wśród nich był Najwyższy Zwierzchnik Sił Zbrojnych Prezydent RP Lech Kaczyński. Zginęli wiceminister Obrony Narodowej Stanisław Komorowski i wszyscy najwyżsi dowódcy: generał Franciszek Gągor Szef Sztabu Generalnego WP, generał broni Bronisław Kwiatkowski Dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych, generał broni Andrzej Błasik Dowódca Sił Powietrznych, generał dywizji Tadeusz Buk Dowódca Wojsk Lądowych, wiceadmirał Andrzej Karweta Dowódca Marynarki Wojennej, generał dywizji Włodzimierz Potasiński Dowódca Wojsk Specjalnych, generał brygady Kazimierz Gilarski Dowódca Garnizonu Warszawa.
Wśród zabitych znaleźli się naczelni kapelani Wojska Polskiego: generał dywizji biskup Tadeusz Płoski – ordynariusz polowy Wojska Polskiego, generał brygady arcybiskup Miron Chodakowski – prawosławny ordynariusz Wojska Polskiego, pułkownik ksiądz Adam Pilch – ewangelickie duszpasterstwo polowe Wojska Polskiego, podpułkownik ksiądz Jan Osiński – Ordynariat Polowy Wojska Polskiego. Zginęli zasłużeni kombatanci: generał brygady Stanisław Nałęcz-Komornicki Kanclerz Orderu Wojennego Virtutti Militari i członek kapituły tego orderu podpułkownik Zbigniew Dębski. Zginął także podpułkownik Czesław Cywiński prezes Światowego Związku Żołnierzy AK.
Po tym bezprecedensowym w rozmiarze i skutkach zdarzeniu minister Klich oświadczył, że w czasie feralnego lotu do Smoleńska zachowano wszystkie procedury. Można by więc sądzić, że prezydent RP i dowódcy zginęli „zgodnie z przepisami” MON. Minister obrony zbagatelizował stratę najwyższych dowódców twierdząc, że wojsko funkcjonuje bez zakłóceń, albowiem obowiązki po zabitych przejęli ich zastępcy. Nie zauważył, że śmierć wszystkich najwyższych dowódców w jednym czasie i miejscu nie zdarzyła się dotąd w żadnym państwie nawet w czasie wojny.
Minister ON ponosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo lotu w dniu 10 kwietnia br. To on lekkomyślnie zgodził się, aby najwyżsi dowódcy wojskowi odbywali drogę na uroczystości w Katyniu na pokładzie jednego samolotu. Twierdzenie, że było to zgodne z procedurami, jest kompromitujące. Zwykły zdrowy rozsądek powinien ministra ostrzec przed potencjalnym zagrożeniem. Skandalicznym zaniedbaniem był brak stosownych zabezpieczeń w miejscu lądowania samolotu. Służby podległe ministrowi powinny były zbadać stan lotniska, jego wyposażenie i przygotowanie na przyjęcie samolotu przewożącego osoby zajmujące ważne stanowiska w państwie i w siłach zbrojnych. Służby MON powinny też monitorować pracę obsługi lotniska w trakcie naprowadzania i lądowania polskiego samolotu.
Dla strony rosyjskiej wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu miała charakter prywatny. Nie mogła być taką dla polskiego ministra obrony. Bezpieczeństwo prezydenta RP i towarzyszących mu osób było zbyt ważne, aby zdawać się tylko na stronę przyjmującą polski samolot. Można sądzić, że gdyby minister Klich nie zaniedbał obowiązków, to nie doszłoby do katastrofy.
Obecny kandydat Platformy Obywatelskiej na prezydenta RP jako minister obrony twierdził, że polski lotnik potrafi latać na wrotach od stodoły. Minister Klich zdaje się sprawdzał prawdziwość tego powiedzenia.
Sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa Tomasz Hypki napisał: „W okresie ponad 2 lat rządów Bogdana Klicha w MON w katastrofach lotniczych niezwiązanych z wykonywaniem zadań bojowych zginęło 121 osób, w tym dwaj Prezydenci RP i najwyżsi rangą dowódcy. Ilu ludzi jeszcze zginie, zanim Klich opuści MON?”
zostawiam więzy, wola odzyskała niepodległość
siłę i pewność, jeśli czujesz to chodź ze mną
jak nie zostawiam na którymś przystanku strach
i tych słabych, co marzenia umieją spełnić tylko w snach
Co do IPN. Strasznie chcą nadal dysponować zasobnymi archiwami wiadomi ludzie, skoro ogłaszają konkurs na nowego szefa zaledwie 2 dnipo katastrofie! A do tego dotychczasowego szefa Kolegium IPN odwołano, bo...sprzeciwił się rozpisaniu konkursu tak szybko. Żenada, jednak beton twardo trzyma się swojego magazynu teczek.
Konkurs ogłoszono 21 kwietnia. Nie wiem jak u ciebie z matematyką ale według moich obliczeń wychodzi iż jest to 11 dni po katastrofie!
Decyzję podjęto po długiej i wyczerpującej dyskusji oraz wnikliwym rozważeniu organizacyjnych, merytorycznych i prawnych konsekwencji pozostawienia Instytutu Pamięci Narodowej w sytuacji długotrwałej tymczasowości ( ... ) - dr Barbara Fedyszak-Radziejowska
Dotychczasowego szefa Kolegium odwołano bo…nalegał aby wstrzymać się z konkursem do spotkania z Komorowskim.
Żenada to twoja postawa , godna typowej chorągiewki. Piszesz tak specjalnie czy jesteś po prostu głupi? W sumie po kilku twoich wpisach miałem okazje ciut lepiej cię poznać więc stawiam na tą druga opcje.. Jeszcze niedawno twierdziłeś że wszyscy którzy byli częścią poprzedniego systemu są „SB-ekami” . Teraz nagle przeszkadza ci , gdy ktoś broni teczek bo zależy mu aby naród poznał prawdę min. właśnie o tych „twoich SB-ekach.” . Co do samej decyzji Kolegium – bardzo słuszny ruch , zważywszy na to iż już dwie godziny po katastrofie Komorowski w panice próbował przejąć władzę nad Instytutem . Członkowie Kolegium byli więc zmuszeni do takich działań aby zapewnić niezależność IPN-owi . Na niezależności i normalności w działaniach zależało zawsze śp. Januszowi Kurtyce , więc na pewno byłby on dumny ze swoich współpracowników.
Co do kwestii alkoholu i pogrzebu:
Maryna , ja wiem że z prawdziwymi fanatykami masz niewiele wspólnego ale jeśli już wklejasz tu informacje z zakłamanej , szkalującej kibiców gazety żydowskiej dla Polaków to wypadałoby najpierw uprzedzić i podać źródło. To że jesteś stałym czytelnikiem „gówna” nie znaczy że inni mają ochotę oglądać artykuły z tego szmatławca.
Swoją drogą tłumaczenia delegacji od Bronka mistrzowskie. Sam Kwachu by się nie powstydził. Domyślam się że gdy on mówił o „chorobie filipińskiej” tez uwierzyłeś…
Tu masz odpowiedz na kłamstwa "Wybiórczej":
Opublikowanie informacji: "Skandal nad grobem Walentynowicz. Delegacja Marszałka Sejmu chwiejnym krokiem ze spóźnionym wieńcem" spowodowało zablokowanie dostępu do portalu. Naszych stałych Czytelników oraz nowych - zainteresowanych tym newsem - przepraszamy za te utrudnienia i zapraszamy do odwiedzania portalu.
Przy okazji dementujemy publikowane na różnych forach wiadomości jakoby ta informacja była nieprawdziwa, że zostaliśmy napuszczeni przez polityków, że szukamy „haków” w rozpoczynającej się kampanii wyborczej. Nie dajmy się zwariować. Czy każdy fakt, sprawa – najbardziej bulwersująca, lecz z udziałem lub w tle z politykami, musi być wrzucona do tygla wojenki polsko-polskiej?
Nikt nas ani nie napuszczał ani nie podpuszczał. Zresztą niektóre media, bazując na naszej informacji i zdjęciach, pichciły swoje newsy – dokładając i interpretując fakty po swojemu (nawet określając podany przez nas delikatnie stan „chwiejnym krokiem” – wprost – na własną odpowiedzialność - „po pijanemu”. Niektórzy nawet posunęli się do takiej sztuki jak cytowanie naszej wypowiedzi – bez uzyskania tej wypowiedzi (np. portal gazeta.pl opublikował wypowiedź szefa naszego Wydawnictwa, bez… rozmowy z nim!).
Pojawiły się dookreślenia i dopowiedzenia - mocne sformułowania czy oskarżenia – lecz nie na nasze konto. Na forach rozgorzała dyskusja – nas nie oszczędzająca, z epitetami, łatkami i oskarżeniami o manipulację.
Chwała natomiast tym redakcjom i dziennikarzom, którzy podrążyli temat i uzyskali własne informacje, wskazujące, że Panowie, którzy przewieźli wieniec Marszałka przyznali, iż wypili trochę do obiadu, że faktycznie – jak podaliśmy ‘ „byli zmęczeni”. Potwierdzili podane przez nas informacje, że przyjechali z wieńcem (chociaż niektórym dziennikarzom urzędnicy sejmowi powiedzieli, że wieniec z szarfą „Marszałek Sejmu – Bronisław Komorowski” przywieźli przy okazji, prywatnie…
A prawda jest – jak zwykle – jedna i bardzo prozaiczna.
Nasz reporter był przy grobie śp. Anny Walentynowicz do końca – już po ceremonii pogrzebowej. Dokumentował ostatnie czynności związane z pochówkiem – zakopanie grobu, ułożenie wieńców. Nie czekał na ekipę w wieńcem od Marszałka Sejmu, nikt mu nie dał „cynku”, że taka delegacja jeszcze przyjedzie. Po prostu - był tam i przypadkowo był także świadkiem przyjazdu samochodu z osobami, które przywiozły wieniec z napisem Marszałek Sejmu – Bronisław Komorowski.
Moment położenia przy zakopywanym właśnie grobie dokumentował przywieziony fotograf i zapewne na stronie internetowej Sejmu ukazałoby się jakieś oficjalne zdjęcie pokazujące fakt – wieniec od Marszałka Sejmu także złożono Annie Walentynowicz.
Czy można było milczeć i skrywać przed opinią publiczną okoliczności, czas i stan w jakich ten ostatni – nie mniej piękny niż inne z serca przyniesione na wzgórze nekropolii - wieniec został przy - otwartym jeszcze - grobie dołożony? Wini się nas za prawdę, podejrzewa o niecne zamiary – w imię czego, w imię prawdy czy zawstydzenia?
Pani Anna Walentynowicz przecież z daleka – z domu Pana – to wszystko „widzi” i czy wybaczyłaby nam milczenie, ukrywanie czy manipulowanie?
Pani Ania nie bała się możnych tego świata, walczyła o prawdę w Sierpniu i po Sierpniu, także dla prawdy była w swojej ostatniej ziemskiej pielgrzymce – do Katynia.
Nie szukaliśmy i nie szukamy sensacji, nikt nam ani nie kazał ani zakazał publikacji. Liczą się fakty. Jesteśmy aby zaświadczać prawdę – o to walczyła legenda "Solidarności". Jesteśmy Jej winni także prawdy o ostatnich chwilach po tragicznej śmierci – o godnym i uroczystym pochówku oraz złożeniu – już mniej uroczyście – wieńca szczególnego – ostatniego - od Najwyższej nam panującej Władzy.
Tyle i tylko tyle – bez komentarza…
Autor: REDAKCJA Portalu Pomorza
http://www.portalpomorza.pl/aktualnosci/15/12400
Ostatnio edytowany przez: eM, 24 kwietnia 2010, 19:37 [2 raz(y)]
Minister ON ponosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo lotu w dniu 10 kwietnia br. To on lekkomyślnie zgodził się, aby najwyżsi dowódcy wojskowi odbywali drogę na uroczystości w Katyniu na pokładzie jednego samolotu. Twierdzenie, że było to zgodne z procedurami, jest kompromitujące. Zwykły zdrowy rozsądek powinien ministra ostrzec przed potencjalnym zagrożeniem. Skandalicznym zaniedbaniem był brak stosownych zabezpieczeń w miejscu lądowania samolotu. Służby podległe ministrowi powinny były zbadać stan lotniska, jego wyposażenie i przygotowanie na przyjęcie samolotu przewożącego osoby zajmujące ważne stanowiska w państwie i w siłach zbrojnych. Służby MON powinny też monitorować pracę obsługi lotniska w trakcie naprowadzania i lądowania polskiego samolotu.
Dla strony rosyjskiej wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu miała charakter prywatny. Nie mogła być taką dla polskiego ministra obrony. Bezpieczeństwo prezydenta RP i towarzyszących mu osób było zbyt ważne, aby zdawać się tylko na stronę przyjmującą polski samolot. Można sądzić, że gdyby minister Klich nie zaniedbał obowiązków, to nie doszłoby do katastrofy.
Obecny kandydat Platformy Obywatelskiej na prezydenta RP jako minister obrony twierdził, że polski lotnik potrafi latać na wrotach od stodoły. Minister Klich zdaje się sprawdzał prawdziwość tego powiedzenia.
Sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa Tomasz Hypki napisał: „W okresie ponad 2 lat rządów Bogdana Klicha w MON w katastrofach lotniczych niezwiązanych z wykonywaniem zadań bojowych zginęło 121 osób, w tym dwaj Prezydenci RP i najwyżsi rangą dowódcy. Ilu ludzi jeszcze zginie, zanim Klich opuści MON?”
Huj mnie strzela jak czytam takie bzdury.Przy tej katastrofie wszelakie gówno podnosi larum.
Już widzę reakcje przybocznych Kaczyńskiego jakby Klich zabronił lecieć kilku osobom. Jakby nie zrobił to zarobił źle.
Czepianie sie Klicha to zwykłe skurwysyństwo i tyle. Ja sie zapytam gdzie była ta całą wataha darmozjadów z BBN ??
Siedzi ich tam setka i jak zwykle maja pretensje, że nic nie wiedzą. ( vel pożar w Kamieniu Pomorskim)
Beknąć powinien ten który te zaproszenia wysyłał i zaakceptował.
Co do Pana Hypkiego.
Polecam lekturę największego forum dotyczącego lotnictwa. (www. lotnictwo.net) Nie trzeba dużo szukać aby zobaczyć jakie zdanie o tym " ekspercie" mają piloci i kontrolerzy z kilkunastoletnim stażem.
Rowniez uwazam, ze planujac taka podroz, powinno sie wziac pod uwage ewentualne komplikacje, poslizgi czasowe itd. Calej tej katastrofy moglo by nie byc, gdyby ktos trzezwo myslacy zaplanowal podroz inaczej, niz na ostatnia chwile.
Czy tu bylo tak samo? Poczekajmy z opinia do wyjasnienia sprawy. Piloci byli doswiadczeni, gdyby wiedzieli, ze na pewno sie nie uda, nie kierowali by siebie i prawie 100 osob na pewna smierc. Zaryzkowali, ale sie nie udalo. Czy ktos im "pomogl" w ladawaniu? Tez nie mamy jeszcze takiej wiedzy i moze byc tak, ze sie nie dowiemy albo w przyszlosci dowiedza sie o tym przyszle pokolenia
Ostatnio edytowany przez: Steryd, 24 kwietnia 2010, 22:04 [3 raz(y)]
Oczywiście nie było. Kolejne bezczelne kłamstwo "GóWna":
" Byłem na pokładzie tego samolotu, który leciał do Tbilisi, do Azerbejdżanu; praktycznie przez cały czas byłem w saloniku z panem prezydentem. Twierdzenie, że to on osobiście wywierał wpływ na pilota jest absolutną nieprawdą - powiedział Bielan w radiowej Trójce.
Rzecznik PiS dodał, że nie przypomina sobie w ogóle żadnej sytuacji, w której pan prezydent Lech Kaczyński bezpośrednio rozmawiałby z pilotami."
Oczywiście nie było. Kolejne bezczelne kłamstwo "GóWna":
" Byłem na pokładzie tego samolotu, który leciał do Tbilisi, do Azerbejdżanu; praktycznie przez cały czas byłem w saloniku z panem prezydentem. Twierdzenie, że to on osobiście wywierał wpływ na pilota jest absolutną nieprawdą - powiedział Bielan w radiowej Trójce.
Rzecznik PiS dodał, że nie przypomina sobie w ogóle żadnej sytuacji, w której pan prezydent Lech Kaczyński bezpośrednio rozmawiałby z pilotami."
Rozwiazania sa dwa - albo klamie pilot, albo klamie Bielan. Dla mnie bardziej wiarygodny jest pilot, bo nie jest politycznie umieszczony po jakiejkolwiek stronie.
Co do wylotu na ostatnia chwile, to cz napisze o tym "GW", czy "Rzeczpospolita", czy "NY Times" - bedzie to prawda, bo taki lot na ostatnia chwile to chyba tylko u nas mogl miec miejsce, chyba ze chcemy porownac sie do krajow trzeciego swiata, bo tam takie rzeczy rowniez sa mozliwe.
Rozwiazania sa dwa - albo klamie pilot, albo klamie Bielan. Dla mnie bardziej wiarygodny jest pilot, bo nie jest politycznie umieszczony po jakiejkolwiek stronie.
W artykule "GóWna" nie ma żadnych oficjalnych wypowiedzi pilota , tylko rzekome zeznania z akt postępowania prowadzonego przez prokurature wojskowa. Jeśli uważasz Bielana za kłamce , to pewnie kłamcą jest również Michał Karwowski dzienikarz Polska The Times który mówił dziś w Wiadomościach iż od poczatku lotu z Krymu ( gdzie dosiadał się Juszczenko ) był plan aby lecieć prosto do Azerbejdzanu , nie do Tibilisi , dlatego też zadne wejscie Kaczyńskiego do kabiny pilotów nie miało miejsca!
Polecam obejrzeć , dzisiejsze wydanie , od 10 min :
Co do kłamliwych insynuacji gazety żydowskiej dla Polaków to należy też przypomnieć iż już na początku "śledztwa" Prokuratura Rosyjska wykluczyła naciski na pilotów , o czym mówił 12 kwieitnia na konferencji prasowej nasz Prokurator Generalny.
Co do wylotu na ostatnia chwile, to cz napisze o tym "GW", czy "Rzeczpospolita", czy "NY Times" - bedzie to prawda, bo taki lot na ostatnia chwile to chyba tylko u nas mogl miec miejsce, chyba ze chcemy porownac sie do krajow trzeciego swiata, bo tam takie rzeczy rowniez sa mozliwe.
W kwestii drugiego artykułu który wkleiłeś . Akurat pochodzi z wsi 24. Dla mnie tam nie ma żadnych konkretów , jedynie odciąganie uwagi od strony rosyjskiej.
Ostatnio edytowany przez: eM, 24 kwietnia 2010, 23:25 [3 raz(y)]
Żenada to twoja postawa , godna typowej chorągiewki. Piszesz tak specjalnie czy jesteś po prostu głupi? W sumie po kilku twoich wpisach miałem okazje ciut lepiej cię poznać więc stawiam na tą druga opcje.. Jeszcze niedawno twierdziłeś że wszyscy którzy byli częścią poprzedniego systemu są „SB-ekami” . Teraz nagle przeszkadza ci , gdy ktoś broni teczek bo zależy mu aby naród poznał prawdę min. właśnie o tych „twoich SB-ekach.” . Co do samej decyzji Kolegium – bardzo słuszny ruch , zważywszy na to iż już dwie godziny po katastrofie Komorowski w panice próbował przejąć władzę nad Instytutem . Członkowie Kolegium byli więc zmuszeni do takich działań aby zapewnić niezależność IPN-owi . Na niezależności i normalności w działaniach zależało zawsze śp. Januszowi Kurtyce , więc na pewno byłby on dumny ze swoich współpracowników.
Lepiej spójrz na siebie, hipokryto. Zdecydowana większość wklejanych artykułów pochodzi z jednej strony. I jakoś ci to nie przeszkadza. Dlaczego? Bo są zgodne z twoimi poglądami. Ja przytaczam te, które są zgodne z moimi i pokaż mi coś, co wkleiłem z wybiórczej o Żydach albo kibicach? Sam uważam je za beznadziejne i dlatego ich nie cytuję. Ponadto przypominam ci, że niedawno sam wkleiłeś artykuł z wybiórczej, widać czytasz, gratuluję obiektywizmu
I jeszcze apropos "choroby filipińskiej." Jeśli uważasz, że byli pijani to znaczy, że twierdzisz iż upił ich abp. Głódź. Gratuluję po raz kolejny.
A co do tego, że Kaczyński nie naciskał na pilota. Masz tu relację pilota, która pochodzi z akt w prokuraturze. Artykuł niekrótki, ale wierzę, że przeczytasz.
Arkadiusz Protasiuk, kapitan prezydenckiego Tu-154M podczas lotu do Smoleńska, był drugim pilotem załogi, z którą w sierpniu 2008 r. Lech Kaczyński leciał do Gruzji. Na pokładzie samolotu prezydent próbował wtedy nakłonić pilotów, by mimo niebezpieczeństwa lądowali w stolicy Gruzji Tbilisi.
"Proszę wykonać polecenie"
"Prezydent wszedł do kabiny załogi i zapytał: panowie, kto jest zwierzchnikiem sił zbrojnych? Odpowiedziałem: Pan, Panie Prezydencie. To proszę wykonać polecenie i lecieć do Tbilisi - powiedział Prezydent i wyszedł, nie czekając na żadne wyjaśnienia".
To fragment relacji kapitana Grzegorza Pietruczuka, który 12 sierpnia 2008 r. dowodził załogą prezydenckiego samolotu lecącego do Azerbejdżanu. Relacja pochodzi z akt postępowania, które jesienią 2008 r. prowadziła prokuratura wojskowa, sprawdzając, czy Pietruczuk popełnił przestępstwo, gdyż nie wykonał rozkazu prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Świadkiem i uczestnikiem konfliktu dowódcy z prezydentem był kpt. Arkadiusz Protasiuk - wówczas drugi pilot.
Po niespełna 20 miesiącach, 10 kwietnia 2010 r., to on dowodził tupolewem, który z prezydentem i 95 osobami na pokładzie rozbił się na lotnisku w Smoleńsku. W obu lotach brał też udział nawigator mjr Robert Grzywna.
Przypominamy - z nieznanymi dotąd szczegółami - incydent gruziński, bo jest on przywoływany jako argument, że w przeszłości dochodziło do presji na pilotów ze strony prezydenta i jego ludzi.
Nie rozstrzygamy, czy to naciski na załogę spowodowały, że 10 kwietnia pilot próbował w trudnych warunkach atmosferycznych posadzić maszynę na płycie lotniska w Smoleńsku. Przypominamy, że prokurator generalny Andrzej Seremet mówił, iż na razie nie znaleziono na to żadnych dowodów.
Kapitan odmawia zmiany planu
12 sierpnia 2008 r. o godz. 12.25 (wszystkie godziny według czasu polskiego) prezydent Kaczyński w towarzystwie przywódców Litwy, Łotwy i Estonii wyruszył z pomocą dyplomatyczną do Gruzji, na której teren zaczęły wkraczać wojska rosyjskie.
Samolot miał dolecieć do miejscowości Gandża (w aktach postępowania występuje w transkrypcji angielskiej jako Ganja, nazwa azerska - Ganca) w graniczącym z Gruzją Azerbejdżanie. Stamtąd delegacja miała opancerzonymi samochodami przejechać do stolicy Gruzji Tbilisi (ok. 300 km). W trakcie lotu zaplanowano lądowanie w Symferopolu na Krymie, gdzie do samolotu dosiadł się prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko.
Taki plan lotu dostała załoga dowodzona przez kpt. Grzegorza Pietruczuka. Zgodnie z tym planem samolot miał pozwolenie na kurs do Azerbejdżanu i gwarancje bezpieczeństwa na tej trasie. Samolot z Krymu, zamiast skierować się bezpośrednio w stronę Gruzji, miał lecieć łukiem, nad Turcją, by ominąć strefę powietrzną Rosji.
Jednak w czasie postoju w Symferopolu prezydenccy ministrowie Maciej Łopiński i Władysław Stasiak (zginął w katastrofie pod Smoleńskiem) przekazują pilotowi, że Lech Kaczyński żąda zmiany planu i lotu prosto do Tbilisi. Kapitan odmawia, mimo że polecenie osobiście powtórzył prezydent.
Zaalarmowany w sprawie konfliktu zastępca dowódcy sił powietrznych gen. Krzysztof Załęski o godz. 15.29 wysyła faksem z Warszawy do dowódcy 36. Pułku Lotniczego (w jego skład wchodzą samoloty, którymi podróżuje prezydent i rząd) płk. Tomasza Pietrzaka rozkaz wykonania woli głowy państwa. Na papierze firmowym zastępcy dowódcy sił powietrznych Załęski pisze odręcznie: "Proszę natychmiast wykonać polecenie Pana Prezydenta i wykonać przelot z lotniska Ganja do lotniska w Tbilisi".
Oznacza to, że gen. Załęski nie nakazał lotu bezpośrednio do Tbilisi, lecz najpierw zgodnie z planem do Gandżi - i dopiero potem wykonać dodatkowy lot do stolicy Gruzji.
Kpt. Pietruczuk argumentuje, że nie ma zgody dyplomatycznej na przelot do Tbilisi, obszar powietrzny Gruzji jest objęty działaniami wojennymi, samolot nie ma systemu rozpoznania SWÓJ-OBCY kompatybilnego z takimi systemami w samolotach rosyjskich, z którymi nie można też nawiązać łączności radiowej, bo pracują na innych częstotliwościach.
Jego zdaniem samolot mógł zostać ostrzelany przez jedną ze stron konfliktu.
Wszystko to oraz brak wiarygodnych informacji o sytuacji na lotnisku w Tbilisi sprawia, że pilot uznaje lot do Gruzji za groźny dla życia prezydenta i bezpieczeństwa samolotu. Ostatecznie tupolew leci do Gandżi. Do Tbilisi prezydent z delegacją dojechali samochodami.
"Przyniósł wstyd i wykazał się tchórzostwem"
Spór z pilotem miał dalsze konsekwencje. Po powrocie delegacji, 25 sierpnia 2008 r., poseł PiS Karol Karski złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez kapitana samolotu, który "odmówił wykonania rozkazu".
"Żołnierz ten przyniósł wstyd Państwu Polskiemu oraz jego Siłom Zbrojnym. Wykazał się tchórzostwem, gdy tego samego dnia w Tbilisi lądował samolot prezydenta Francji. Przyniósł wstyd Państwu Polskiemu w oczach innych głów państw znajdujących się wówczas na pokładzie i doprowadził do drwiących z Polski artykułów w prasie zagranicznej" - pisał Karski.
Zarzucił Pietruczukowi, że "utrudniał prezydentowi wykonywanie jego konstytucyjnych obowiązków", "naraził go na niebezpieczeństwo utraty życia" (bo droga lądowa przebiegała "w pobliżu linii frontu"), a nawet "wbrew woli przetrzymywał Prezydenta w samolocie wojskowym i pozbawiając wolności przetransportował do miejsca, gdzie Prezydent nie chciał się znaleźć".
Na koniec Karski pyta dramatycznie: "Czy rząd zamierza tolerować tego typu elementy rozprężenia [tak w oryginale] oraz nieprzystojące żołnierzom zawodowym tchórzostwo w obecności Głowy Państwa?". I ostrzega: "przyzwolenie może doprowadzić do sytuacji, iż w morze nie będą wypływać polskie okręty wojenne (bo kapitanowie uznają, że jest to niebezpieczne), polskie patrole na misjach pokojowych zaczną odmawiać wyjazdu w teren (bo w bazie jest bezpiecznie), a w sytuacji ewentualnej agresji na Polskę żołnierze będą odmawiać jej obrony".
Na pokładzie dowodzi kapitan
Prokuratura po trzech miesiącach rozmów ze świadkami i analizach dokumentów odmówiła wszczęcia śledztwa. Przyznała, że wprawdzie to prezydent jest zwierzchnikiem wojska, ale "Regulamin lotów sił zbrojnych" wyraźnie mówi, że na pokładzie samolotu "decyzjom pilota muszą się podporządkować wszyscy, niezależnie od ich stopnia wojskowego i statusu".
"Głównym decydentem na pokładzie samolotu jest dowódca, który ponosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo statku" - czytamy w orzeczeniu prokuratury. Stwierdza ona, że "podjęta przez kpt. Pietruczuka decyzja była prawidłowa i zgodna z przepisami", a "wykonując w takich warunkach polecenie lotu do Gruzji", pilot "naruszyłby prawo, narażając ludzi i statek powietrzny".
Sarkozy w asyście myśliwców
Prowadzący sprawę prokurator rozmawiał (nie były to przesłuchania, lecz tzw. rozpytanie) z pilotami, dowódcami i osobami z ekipy prezydenta. Z notatek po tych rozmowach wynika, że konflikt między załogą a pasażerami był dramatyczny.
Po pierwszej odmowie urzędnicy prezydenccy i sam prezydent przeprowadzają kilkanaście rozmów telefonicznych - m.in. z dowódcą 36. Pułku Lotniczego płk. Tomaszem Pietrzakiem (rozmowa obok), z gen. Załęskim i z dowódcą sił powietrznych gen. Andrzejem Błasikiem (zginął pod Smoleńskiem).
Dowódca samolotu kpt. Pietruczuk jest na "gorącej linii" z płk. Pietrzakiem. Gdy mówi, że nie wykona rozkazu lotu do Tbilisi, do kabiny wchodzi prezydent Kaczyński, zadając cytowane już pytanie: "Kto jest zwierzchnikiem sił zbrojnych?".
Drugi pilot kpt. Protasiuk opowiedział prokuratorowi, że po wyjściu prezydenta z kokpitu wszedł tam minister Stasiak, "który jednak nie wymuszał na załodze konkretnych działań. Stwierdził tylko, że należy wszystko dokładnie rozważyć i dopiero podjąć decyzję".
Protasiuk pamiętał też, że towarzyszący tupolewowi rządowy samolot ukraiński również nie zdecydował się lecieć do Gruzji.
Gen. Załęski wyjaśnił prokuratorowi, że wydając rozkaz lotu do Tbilisi, "miał na myśli lot w zgodzie z przepisami, czyli po otrzymaniu wymaganych zgód". Zapewne więc przewidywał, że o zgodę na lot do Gruzji trzeba będzie się wystarać po wylądowaniu w Azerbejdżanie.
Płk Pietrzak w rozmowie z prokuratorem poparł decyzję pilota. "Prawdą jest, że w tym czasie lądował w Gruzji samolot prezydenta Francji, ale jego lot odbył się w asyście rosyjskich samolotów wojskowych" - tłumaczył (prezydent Sarkozy leciał z Moskwy).
Łopiński: prezydent nie rozumiał stanowiska pilota
Prokurator rozmawiał również z Maciejem Łopińskim i dowódcą ochrony BOR ppłk. Krzysztofem Olszowcem.
"Prezydent nie rozumiał stanowiska pilota i był poirytowany całą sytuacją" - relacjonował Łopiński.
Olszowiec (jeden z najbardziej zaufanych ludzi Lecha Kaczyńskiego) według pilotów był przeciwny lotowi do stolicy Gruzji, "bo podległe mu służby nie były do tego przygotowane". Olszowiec powiedział prokuratorowi, że "po powrocie do kraju rozmawiał z Prezydentem i odniósł wrażenie, że nie ma on pretensji do pilota. Mówił nawet, że może dobrze się stało, bo do Tbilisi dotarł na czas i nie było żadnych problemów".
Jeszcze tego samego dnia wieczorem Lech Kaczyński i towarzyszący mu prezydenci wystąpili w Tbilisi na słynnym wiecu poparcia dla gruzińskiego przywódcy Micheila Saakaszwilego. A 13 sierpnia prezydencki samolot po uzyskaniu wymaganych pozwoleń i zabezpieczeniu korytarza powietrznego przeleciał z Azerbejdżanu do stolicy Gruzji, skąd zabrał delegację w drogę powrotną.
Wyprawa gruzińska była jednym z największych sukcesów prezydentury Lecha Kaczyńskiego.
Gosiewski: czy rząd premiuje tchórzostwo
Jeszcze w trakcie czynności prokuratorskich szef MON Bogdan Klich odznaczył kpt. Pietruczuka resortowym medalem "Za Zasługi dla Obronności Kraju" w uznaniu za "przestrzeganie procedur i poczucie odpowiedzialności za bezpieczeństwo czterech prezydentów na pokładzie".
Wywołało to ostrą reakcję szefa klubu PiS Przemysława Gosiewskiego (zginął w katastrofie pod Smoleńskiem).
W poselskim zapytaniu nr 2496 z 23 września 2008 r. Gosiewski pisze do szefa MON: "Czy Minister, podejmując decyzję o odznaczeniu, chciał pokazać, iż będzie premiował w przyszłości przypadki niesubordynacji, tchórzostwa i odmawiania wykonywania rozkazów?".
Klich: pilot nie mógł postąpić inaczej
Minister Bogdan Klich odpowiada 28 października 2008 r.:
"Zarówno dowództwo Sił Powietrznych, jak i załoga nie posiadały wiarygodnych danych dotyczących zapewnienia wymaganej kontroli organów ruchu lotniczego w przestrzeni powietrznej oraz aktualnego stanu lotniska w Tbilisi. Nie był znany także stan pasa oraz urządzeń lotniskowych po bombardowaniu lotniska. Pilota informowano o braku pokrycia radarowego obszaru Gruzji".
Klich zwraca też uwagę na "krótki czas pozostały do planowanego startu z lotniska w Symferopolu, a tym samym brak możliwości pozyskania nowych zgód dyplomatycznych; stan zagrożenia spowodowany sytuacją militarną w Gruzji; brak potwierdzonych informacji dotyczących aktualnego stanu i możliwości bezpiecznej realizacji lotów w przestrzeni powietrznej kraju oraz rejonie lotniska Tbilisi".
Szef MON podkreśla, że „brak zgody na wlot w przestrzeń powietrzną państw, granice których musiałby przekroczyć, aby wykonać lot po zmienionej trasie, wiąże się z ryzykiem, iż statek powietrzny będzie traktowany jako » naruszyciel «. Samolot Tu-154M nie jest przystosowany do operowania w strefie konfliktu zbrojnego”.
Minister zdecydowanie staje po stronie pilota: "biorąc to pod uwagę i mając na względzie rangę i ilość przewożonych pasażerów, dowódca załogi nie mógł postąpić inaczej (...) co zostało potwierdzone w przeprowadzonym postępowaniu wyjaśniającym (...). Należy stwierdzić, iż działał on pod presją ciążącej na nim odpowiedzialności za podjętą decyzję. (...) Kpt. pil. Grzegorz Pietruczuk wykazał się odpowiedzialnością, profesjonalizmem i bardzo dobrą znajomością obowiązujących przepisów, co absolutnie nie powinno być traktowane jako brak zdyscyplinowania czy też tchórzostwo. Wręcz przeciwnie, działał w myśl najwyższych wartości, jakimi są zapewnienie bezpieczeństwa najważniejszej osobie w państwie oraz pasażerów i załogi" - pisze Klich.
Zapytaliśmy posła Karskiego, jak z perspektywy czasu ocenia swoje doniesienie na pilota Tu-154. Odparł, że nie pamięta dziś szczegółów i powtórzył, że prezydent Francji lądował wtedy w Gruzji.
Prezydencki minister Maciej Łopiński na prośbę o kontakt nie odpowiedział. W jego imieniu biuro prasowe Kancelarii Prezydenta przysłało informację, że "zeznania złożone przez pana ministra są objęte tajemnicą śledztwa. O wszelkie informacje prosimy zwracać się do prokuratury".
Huj mnie strzela jak czytam takie bzdury.Przy tej katastrofie wszelakie gówno podnosi larum.
Już widzę reakcje przybocznych Kaczyńskiego jakby Klich zabronił lecieć kilku osobom. Jakby nie zrobił to zarobił źle.
Czepianie sie Klicha to zwykłe skurwysyństwo i tyle. Ja sie zapytam gdzie była ta całą wataha darmozjadów z BBN ??
Za zabezpieczenie lotu prezydenta odpowiada wywiad cywilny i wojskowy czyli ABW. Jak zabezpieczyli ten lot to widać choćby po tych nieszczęsnych żarówkach, które były wkręcane po katastrofie. Za ABW odpowiada szef MON czyli Bogdan Klich. Jak by miał honor to podałby się do dymisji, a przed wojną strzelił by sobie w łeb.
Pieniądze to nie wszystko.... potrzebne są jeszcze złoto i diamenty.
Odp: Topic o polityce? - 25/04/2010 11:24eM, dobrze wiesz, ze nawet planujac najzwyklejsza podroz na plaze trzeba wziac pod uwage wiele czynnikow, ktore nawet teoretycnzie moga wplynac na opoznienia czy utrudnienia. Tutaj zabraklo pomyslunku. Tak wazny wylot, a wrazenie mam, jakby lecieli na wakcje last minute. Ja nie jestem po zadanej stronie, ale bardzo boli mnie to, ze po wydarzeniach z CASA w Miroslawcu czy Tupolewem w Gruzji w dalszym ciagu nie nauczylismy sie wyciagac wnioskow z wlasnych bledow. Jest to bardzo konkretne, nie trzeba byc sympatykiem GóWna, WSI24 czy Rzeczpospolitej zeby stwierdzic, ze amatorszczyzna straszna powialo kolejny raz.
Bielan przeciez nie powie, ze w Gruzji Prezydent naciskal, bo takim stwierdzeniem pewnie zakonczyl by przygode z PiSem. Pilot po tym jak otworzyl buzie, bedzie teraz musial rozwinac ta wypowiedz i mam nadzieje, ze zrobi to na lamach innej prasy niz GóWno czy WSI24.
W Smolensku z pewnoscia bylo nieco inaczej, bo Prezydent lecial z 95 osobami. Nie mogl ot tak wejsc i kazac ladowac, bo po powrocie do kraju z pewnoscia bylo by to wykorzystane przez kogos z innego obozu politycznego. Jednak piloci z pewnoscia czuli oddech (Prezydent, dowodcy armii) na plecach i zdawali sobie sprawe gdzie leca i ze bardzo nie wskazane zeby sie tam spoznic.
Forum służy do prezentacji opinii odwiedzających, którzy są w pełni odpowiedzialni za swoje wypowiedzi. Serwis PogonOnLine.pl w żaden sposób nie odpowiada za opinie użytkowników.