Jesień była dla Ciebie idealna. Zostałeś najlepszym strzelcem mistrza rundy w I Lidze.
To fakt. Król strzelców rundy w drużynie lidera zaplecza ekstraklasy na pewno cieszy i mobilizuje do dalszej pracy, ale to już przeszłość… Tak samo, jak i cała runda jesienna. Teraz zaczynamy od nowa na wiosnę i każdy następny mecz będziemy chcieli wygrać, a ja mam nadzieję, że pomogę drużynie dokładając kilka swoich trafień.
Łęczna jest małym miastem, jak się w nim odnajdujesz?
Ja osobiście mieszkam w Lublinie. Łęczna może i jest mała, ale na pewno ma wiernych kibiców, którzy przychodzą na każdy mecz. Nie ma dla nich różnicy, czy gramy u siebie, czy na wyjeździe. Zawsze czujemy doping i wsparcie kibiców.
Przerwałeś studia, czy kontynuujesz je na Lubelszczyźnie?
Studia musiałem przerwać. W Lublinie niestety nie ma kierunków typowo sportowych, tak jak na Akademii Wychowania Fizycznego w Szczecinie. Z tego, co zdążyłem się dowiedzieć, najbliższa uczelnia AWF jest w Białej Podlasce.
Nie żałujesz? Chcesz w przyszłości wznowić naukę?
Żałuję, ale piłkę stawiam na pierwszym miejscu. Na pewno będę chciał wrócić do studiowania w przyszłości. Niestety na razie musi mi wystarczyć szkoła Speak Up, do której chodzę na angielski.
Łęczna po rundzie jesiennej zajmuje pierwsze miejsce i wygląda na to, że awans macie w zasięgu ręki.
Tutaj się nie zgodzę... Jesteśmy dopiero na półmetku, musimy się zmobilizować i od samego początku pokazywać na boisku, że chcemy wygrywać. Liga jest nieprzewidywalna, wszystko może się zdarzyć, a my musimy pokazać się w niej z jak najlepszej strony. Do T-Mobile Ekstraklasy droga jeszcze daleka...
Nie boisz się, że może Wam się przydarzyć historia podobna do Floty Świnoujście?
Nie sądzę, by mogło się nam przytrafić coś podobnego. Mamy doświadczony zespół, atmosfera jest bardzo dobra, trener nam ufa, my ufamy jemu. Te wszystkie czynniki są dla nas, jak najbardziej pozytywne.
Kiedy awansujecie będziesz wolał pozostanie w Górniku, czy powrót do Pogoni?
Najpierw awansujmy, wtedy będziemy rozmawiać.
Podobno Jurij Szatałow zabrania zawodnikom rozmawiać w szatni o T-Mobile Ekstraklasie, to prawda?
Tak, to prawda! Przed przerwą świąteczną trener uczulił nas, by nie rozmawiać na temat naszego awansu do T-Mobile Ekstraklasy, bo to dopiero mała cegiełka i potrzeba jeszcze mnóstwo takich. Czeka nas jeszcze cała runda, w której musimy zdobyć wiele punktów.
Skąd wziął się Twój pseudonim „Księżniczka”?
Z „Księżniczką” to akurat śmieszna historia. Nasz kapitan Veljko Nikitović został zapytany przez pewnego dziennikarza, jakie ksywy nadałby poszczególnym zawodnikom zespołu. Ze względu na to, że jestem młody i przystojny (śmiech), to na mnie padło „Księżniczka”. Kapitan uzasadnił swój wybór tym, że przed każdym treningiem przeglądam się w lustrze, poprawiam fryzurę i zawsze muszę dobrze się prezentować.
Ktoś z Pogoni dostrzegł Twoją dobrą postawę?
Trener Stolarczyk dzwonił do mnie prawie po każdym meczu, w którym udało mi się zagrać i to głównie z nim rozmawiałem na temat mojej gry. Z Trenerem Wdowczykiem też kilka razy rozmawiałem. Na pewno sztab i zarząd ze Szczecina śledzi moją grę i docenia postawę w Łęcznej.
Jeżeli trafiłbyś z powrotem do Szczecina, nie boisz się rywalizacji z Marcinem Robakiem?
Nie boję się rywalizacji, to tylko wychodzi na dobre.
Musisz jednak przyznać, że Marcin Robak jest właściwie nie do tknięcia. Wierzysz, że mógłbyś wywalczyć może miejsce w pierwszym składzie w „Dumie Pomorza”?
Marcin jest napastnikiem kompletnym, jak na polskie warunki. Ma wszystko, co powinna mieć klasyczna "9". Na pewno na chwilę obecną Marcin jest napastnikiem numer jeden w Pogoni. Ja będę robić wszystko, żeby wkrótce wywalczyć miejsce w pierwszym składzie.
W zimowym oknie transferowym dostałeś na swojej pozycji poważnego konkurenta w walce o pierwszy skład. Arkadiusz Woźniak jest dużo bardziej doświadczonym piłkarzem od Ciebie.
Rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła, będę robił wszystko, co w mojej mocy, żeby tak jak w rundzie jesiennej wychodzić w pierwszej ”11”. Arkadiusz jest bardzo dobrym i doświadczonym zawodnikiem, ale nie boję się rywalizacji i chcę grać od pierwszej minuty.
Czyli tak jak kiedyś mówiłeś: "Czuję się silniejszy po każdej bramce. Kolejne trafienia przywracają mi siły". Jesteś pewny gry w pierwszym składzie i nie oddasz go Arkadiuszowi Woźniakowi?
Nigdy nie można być pewnym grania. Ja chcę na każdym treningu i w meczu potwierdzać swoje umiejętności dając trenerowi argumenty na stawianie właśnie na mnie. Mam nadzieję, że zmiana napastnika nie będzie konieczna.
Według Ciebie, czego Pogoń może dokonać w obecnym sezonie?
Pogoń będzie w pierwszej ósemce i może sprawić miłą niespodziankę.
W T-Mobile Ekstraklasie zagrałeś dotychczas jedno spotkanie. Czujesz, że nie dostałeś prawdziwej szansy?
Tak uważam. Nie dostałem prawdziwej szansy.
Myślisz, że trener Marcin Sasal i Ryszard Tarasiewicz przestraszyli się gry niedoświadczonymi piłkarzami?
W tamtym okresie było dużo mniej młodych zawodników, na mnie widocznie bali sie postawić. Obóz w Turcji rozbudził moje nadzieje związane z grą w pierwszym zespole Pogoni, czekałem na swoją szansę, a ta przyszła dopiero, jak Pogoni już nie szło. Na koniec sezonu zagrałem dwa spotkania.
Bali się postawić na Ciebie, a w składzie widzieli takich piłkarzy jak Djousse, czy Traore. Kibice również domagali się, żeby to Tobie dano szansę. Tym bardziej, że w III lidze strzelałeś po kilka bramek w meczu.
Miałem naprawdę udany sezon: w rezerwach 38 goli w lidze, z juniorami brązowy medal Mistrzostw Polski w Gdyni. Wtedy naprawdę czułem, że mogę dostać szansę, a co więcej pokazać sie z dobrej strony w ekstraklasie.
Byłeś również na wypożyczeniu w Arce, jednak nie grałeś tam zbyt wiele. Jak wspominasz pobyt w Gdyni?
Ciężko mi wracać do tematu Arki. Rzadko dostawałem szansę gry, grałem głównie „ogony”. Kibice również nie byli zbyt mili. Dla mnie dużym plusem jest to, że tam właśnie przeszedłem taką "szkołę życia". Dotychczas mieszkałem z rodzicami, a w Gdyni po raz pierwszy musiałem wszystko robić sam.
Co się stało w Arce, że nie grałeś? W tamtym czasie klub z Gdyni bardzo poszukiwał dobrego snajpera, trener Paweł Sikora nie chciał na Ciebie postawić. Nie znał Cię?
Trener Sikora sam chciał mnie w swoim zespole i to pytanie trzeba kierować do niego. Wiem, że obserwował mnie na spotkaniach rezerw Pogoni. Byliśmy też w tym samym miejscu na obozie, co Arka. W Świdwinie powiedział mi, że obserwuje mnie od dłuższego czasu i chciałby, żebym do niego dołączył.
Trener Paweł Sikora, który Cię znał i chciał w swojej drużynie, sprowadził do Arki i nie odzywał się do Ciebie przez dziesięć spotkań?
Tak właśnie było. Ja nie jestem typem zawodnika, który po każdym meczu podchodzi i pyta, dlaczego nie gra. Widocznie trener miał inną wizję. Zostawiłem odstawiony na boczny tor, bez żadnych wyjaśnień.
Powiedziałeś, że kibice nie byli zbyt mili, co takiego robili?
Nic złego mi nie zrobili. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że w Gdyni działa mi się jakaś wielka krzywda! Po prostu nie było miło słuchać po przegranym, czy nawet wygranym (!) meczu: „Eee… Zwoliński! Paprykarz wypie*** do Szczecina”.
Nie miałeś podczas pobytu w Arce takich myśli, żeby rzucić to wszystko, wyjechać z Gdyni?
Nawet przez sekundę taka myśl nie przyszła mi do głowy. Jestem raczej typem człowieka uparcie dążącego do celu. Może nie grałem w I Lidze, jak założyłem sobie przed wypożyczeniem, ale na szczęście mogłem występować w rezerwach. Tam udało mi się trafić kilka razy i, chociaż to poziom zaledwie III Ligi, to te trafienia dodały mi siły.
Jesteś zdania, że w Arce bardziej wyrobiłeś sobie charakter, niż podniosłeś umiejętności?
Wyrobiłem to i to. Wszyscy myślą, że pobyt w Gdyni, to dla mnie czas stracony. Wiem, że to właśnie Gdynia nauczyła mnie życia. Pierwszy raz musiałem sam zadbać o siebie. Znalazłem się w nowej sytuacji, otoczeniu. To było spore doświadczenie życiowe.
Jako wychowanek „
ortowców” świetnie znasz opinię szczecińskich kibiców o Arce, nie miałeś problemów ze względu na wybór tamtego kierunku?
Jako zawodnik nie mogę patrzeć na to przez pryzmat kibicowski. Będąc młodym zawodnikiem musiałem wybrać taki zespół, w którym miałbym szansę na dalsze rozwijanie się. Zdecydowałem się na Arkę, która nie dała mi ostatecznie takiej szansy, jakiej bym oczekiwał, ale wtedy wydawała się dobrym wyborem.
Dość długo musiałeś czekać na swoje pierwsze powołanie do młodzieżowej reprezentacji.
W pewnym stopniu była to bardzo dobra motywacja, żeby zasuwać na treningach, strzelać bramki i czekać aż przyjdzie to pierwsze powołanie. W końcu udało się, w 2012 roku zagrałem w reprezentacji U-19.
Nie czułeś się źle, że koledzy już grają w „Biało-Czerwonych” barwach, a Ty jesteś notorycznie pomijany?
Szczerze? Zazdrościłem im z całego serca, ale wiedziałem, że jak będę ciężko pracować, to w końcu dostanę szansę i tak się później stało. Przyszło powołanie, jedno, drugie, trzecie i zostałem na dłużej (śmiech).
Ostatnio po zgrupowaniu reprezentacji dostałeś też nowy pseudonim.
To prawda, jak wracam ze zgrupowań kadry, to trener przez dwa dni mówi na mnie „Reprezentant”. Nie daje mi spokoju i mówi, że po kadrze zawsze mam głowę w chmurach. Koledzy oczywiście też się do tego dołączają i wołają na boisku: „Eeej Ty nie musisz tego robić, Ty przecież jesteś kadrowicz, kadra Polski, reprezentant.” albo „Ooo… wrócił z kadry Pan Piłkarz, to ten, co strzelił historyczną bramkę Włochom”. Oczywiście szydera w piłce musi być, a my mamy super zespół i najlepszą atmosferę w lidze!