Rostowski zmusza miasta do cięć

Drogi, mosty, dworce: kluczowe miejskie inwestycje idą pod nóż

Plany Ministerstwa Finansów to początek inwestycyjnej katastrofy – twierdzą prezydenci największych polskich miast.

Resort pracuje nad projektem ustawy, która m.in. wprowadzi nową regułę wydatkową. Zgodnie z nią w ciągu czterech lat samorządy miałyby przyciąć deficyty do 1 proc. swoich dochodów, podczas gdy nie brakuje takich, które planowały nawet kilkanaście procent.

Jak wynika z obliczeń Unii Metropolii Polskich, do których dotarła "Rz", decyzje resortu finansów sprawią, że tylko na planowane do 2015 r. inwestycje 12 największych polskich miast zabraknie ponad miliarda złotych. – Skutki decyzji ministra Jacka Rostowskiego mogą zepchnąć Polskę ze ścieżki rozwoju – ostrzega Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska i prezes UMP.

Już dziś wiadomo, że władze Szczecina będą mieć kłopot ze sfinansowaniem sztandarowej inwestycji, jaką jest budowa obwodnicy śródmiejskiej. Wrocławianie nie doczekają się w najbliższych latach zaplanowanej już budowy mostu Wschodniego, który miał rozładować korki w części miasta.

W Łodzi pod znakiem zapytania stoi m.in. modernizacja dworca, w Katowicach realna staje się rezygnacja m.in. z budowy centrum kongresowego, a wart setki milionów złotych projekt modernizacji linii tramwajowych praktycznie już się posypał. – Cięcia mogą być bolesne, ale co robić, skoro minister Rostowski każe mi tylko w przyszłym roku obciąć wydatki na inwestycje o prawie 180 mln zł? – denerwuje się prezydent Katowic Piotr Uszok.

– Nagle zamyka nam się drogę do kredytów, choć samorządy z reguły tak prowadziły finanse, by pozwolić sobie na największy deficyt w czasie, gdy wejdą w fazę realizacji planowanych przedsięwzięć – mówi prezydent Poznania Ryszard Grobelny. I wskazuje, że 96 proc. długu publicznego generuje administracja rządowa.

Adamowicz: – Przy takich cięciach priorytetem będą inwestycje unijne, więc ucierpią te nie mniej ważne, ale planowane jako własne, np. remonty dróg czy budowy szkół.

Grozi też, że przyparte do muru samorządy poszukają pieniędzy w innych źródłach: np. podwyżkach cen biletów komunikacji miejskiej (jak ujawniliśmy wczoraj, drastyczny wzrost rozważa stołeczny ratusz) lub w podwyżkach podatków i opłat lokalnych. – Nie można tego wykluczyć – potwierdza Adamowicz.

Resort finansów jest jednak nieubłagany. Jego biuro prasowe zapewnia, że plany ministra nie zmniejszą inwestycji, tylko będą zabezpieczeniem "dla stabilności finansów publicznych w obszarze jednostek samorządu".

Krzystek: Nie zerwę umów dla ministra Rostowskiego
Tomasz Maciejewski
18.04.2011 aktualizacja: 2011-04-18 21:22

Minister finansów zatrzymuje rozwój Polski. Konferencję pod takim hasłem zorganizował wczoraj prezydent Szczecina. Podobne odbyły się (lub odbędą) w 11 innych miastach. Samorządy protestują przeciwko drastycznym limitom deficytu i zadłużenia, bo to oznacza "stop" dla lokalnych inwestycji

Samorządowcy szukają pomocy wszędzie (m.in. spotkali się Prezydentem Bronisławem Komorowskim i jego doradcami) i podejmują wspólne działania w ramach Unii Metropolii Polskich od kilku tygodni - od czasu, gdy poznali rządowe plany nowelizacji Ustawy o finansach publicznych. Resort finansów chce, by od 2012 r. deficyt budżetowy jednostek samorządu terytorialnego nie przekraczał 4 proc. Później ma być przez trzy lata redukowany do poziomu 1 proc. (w tym roku planowany deficyt gminy Szczecin ma wynieść 27 proc., w 2012 planowane jest 14 proc., od 2013 r. - już nadwyżka budżetowa). Według ministerialnych planów ograniczone zostanie też zadłużenie gmin. W 2012 r. może wynieść maks. 160 proc. długu z 2009 r. Co to oznacza dla Szczecina? Zejście z prognozowanego pułapu 900 mln na 440 mln zł, czyli wstrzymanie większości planowanych inwestycji. I trudności z dokończeniem tych realizowanych.

- Od jakiegoś czasu walczymy, dosłownie - walczymy z pomysłami ministra Jacka Rostowskiego, który odpowiedzialność za stan finansów państwa próbuje przerzucić na samorządy - stwierdził wczoraj prezydent Piotr Krzystek.

Samorządowcy przytaczają dane liczbowe. Ponad 94 proc. długu publicznego (wynosi obecnie 670 mld zł) to dług rządowy. Tylko za niespełna 6 proc. odpowiadają samorządy. Co gorsza - budżet państwa (300 mld zł) jest przejadany. Tylko 5 proc. przeznacza się na inwestycje. A gminy inwestują co czwartą złotówkę.

- Nasze finanse są zdrowe, pożyczamy tylko na inwestycje. Natomiast rząd zadłuża się, by pokryć wydatki bieżące - tłumaczy prezydent Szczecina. - Bardzo martwi to, że minister Rostowski nie chce z nami rozmawiać. Unikanie debaty to dowód, że racja jest po naszej stronie.

Okazją do spotkania Rostowskiego z zarządem Unii Metropolii Polskich miała być debata zorganizowana (w ubiegłym tygodniu) przez redakcję "Rzeczpospolitej". Ale żaden przedstawiciel resortu finansów na nią nie przyszedł.

- Mówiliśmy do ściany, ale ministerstwo dobrze zna nasze argumenty - mówi skarbnik Szczecina Stanisław Lipiński, który reprezentował miasto na spotkaniu w Warszawie. - W sprawie zmiany ustawy wszystkie samorządy mówią to samo. Mam nadzieję, że ta jednomyślność samorządowców wpłynie na decyzję ministerstwa.

Czy miasta mogą liczyć na pomoc "swoich" parlamentarzystów?

- Posłowie, w tym przedstawiciele rządzącej większości, znają problem. Ale jest dyscyplina partyjna. Raczej nie będą wspierali naszego stanowiska, tylko rządowe - prognozuje Krzystek.

Zmiana ustawy może oznaczać nie tylko wstrzymanie miejskich inwestycji, ale także konieczność zwrotu części środków unijnych, ewentualne odszkodowania dla wykonawców za zerwanie kontraktów itd.

- Mam wrażenie, że [ze strony rządu - red.] to taka strategia: byle do wyborów! - mówi Krzystek. - Jako samorząd wykorzystamy wszelkie środki prawne, by zmianę ustawę zablokować. Co, jeśli się nie uda? Ja umów na pewno nie będę zrywał, choćby to groziło Szczecinowi zarządem komisarycznym.

Zdaniem władz miasta lista zagrożonych projektów jest długa - obejmuje nie tylko planowane przedsięwzięcia, np. szybki tramwaj, Trasa Północna, remont ul. Potulickiej i Narutowicza, zakup taboru tramwajowego, ale także te już rozpoczęte - takie, jak przebudowa ul. Struga, budowa hali widowiskowo-sportowej i spalarni śmieci.

Jeśli rządowe plany wejdą w życie - w 2012 r. Szczecin będzie musiał ograniczyć wydatki inwestycyjne nawet o 350 mln zł.

Teleskop rozmawia z Silesią. Kupi stocznię?

05.05.2011 aktualizacja: 2011-05-04 20:14

- Jesteśmy gotowi do wszelkich kompromisów, by doszło do transakcji - zapewnia spółka Teleskop. W czwartek rozmowy na temat zakupu całego terenu Stoczni Szczecińskiej Nowa.


Stocznia należy do powiązanego ze skarbem państwa funduszu TF Silesia, który w listopadzie 2010 r. kupił zakład od zarządcy kompensacji władającego majątkiem SSN po jej zamknięciu dwa lata temu. Rozmowy między TF Silesia a szefami spółki Teleskop będą prowadzone w Warszawie.

Teleskop to spółka działająca w Kostrzynie. Firma należy do belgijskiej firmy Henschel Engineering, działającej w sektorze elektromaszynowym. - Nasz kostrzyński zakład to 37 tys. m kw. hal i 700 pracujących w nich spawaczy - opisuje zakład Paweł Wagner, przedstawiciel spółki Silesia.

Na terenie Stoczni Szczecińskiej Teleskop chce produkować duże, tzw. ponadwymiarowe elementy i podzespoły konstrukcji stalowych.

- Do stoczni przymierzamy się od roku - mówi Paweł Wagner. - Jesteśmy zainteresowani halami produkcyjnymi i dostępem do nabrzeża.

Pochylnie Teleskop chce wydzierżawić konsorcjum szczecińskich firm, które zamierzają wystartować w przetargu na budowę elementów tunelu drogowo-kolejowego Femern Sund Baelt (ma połączyć Niemcy i Danię). O jakie firmy chodzi? Tego Teleskop nie chce ujawnić.

Kostrzyńska spółka twierdzi, że TF Silesia otrzymała już konkretną propozycję dotyczącą kupna stoczni, ale nie ujawnia szczegółów.

- Jesteśmy gotowi do wszelkich kompromisów, by doszło do transakcji - zapewnia Paweł Wagner.

TFI Silesia za stocznię zapłaciła prawie 81 mln zł. Część stoczniowych nieruchomości jest już wydzierżawiona niewielkim spółkom, które zajmują się m.in. remontami i przebudową statków.

Teatr Lalek Pleciuga uruchomia pierwszą w Szczecinie fontannę multimedialną. Wybudowany za 3,5 mln zł obiekt ma tryskać wodą, grać muzykę i świecić tęczowymi światłami.

Fontanna przy Pleciudze powstała w ramach przebudowy Placu Teatralnego zastępując dotychczasowy basen przeciwpożarowy.

Fontanna to prostokąt o powierzchni 350 mkw. z częściowo przykrytym płytami kamiennymi lustrem wody. Całość przypomina klawiaturę fortepianu. Na jednym z boków zostały zamontowane podświetlane kolorowo szklane tafle, na tle których rozgrywać się będzie spektakl woda-światło-dźwięk.

Fontanna będzie tryskać strumieniami wody na wysokość 1,5 m z 35 sterowanych elektronicznie dysz strumieniowych, oświetlonych wielokolorowymi reflektorami ledowymi. Zainstalowano też dysze kaskadowe oświetlone światłem białym.

Ta wodna kompozycja ma poruszać się w rytmie muzyki skomponowanej przez szczecińskiego kompozytora Piotra Klimka.

Trwające 25 minut pokazy świetlno - muzyczne będą odbywały się każdego dnia o godz.21:30.Pierwszy – w sobotę. W ciągu dnia fontanna będzie tryskać wodą.

Generalnym wykonawcą fontanny jest firma ERBUD SA, z którą współpracowali: WATERSYSTEM Sp. z o.o. i OASE GmbH, wykonawcy takich obiektów jak: pływająca fontanna w St. Petersburg na Newie, wodny most w Seulu Banpo Bridge, fontann w Parku Olimpijskim w Pekinie oraz Multimedialnego Parku Fontann w Warszawie.

Nic się w tym mieście nie dzieje, puste biurowce, syf wszędzie, gospodarka upadła, miasta niemalże nie ma!!! Ale i tak wszyscy umrzemy przez niemieckie warzywa!!!
---
Po co ten przystanek nowy, i tak nikt nie jeździ komunikacją miejską, wszystkie miasta nas wyprzedzają, nawet Koszalin i piękny Stargard wciąż Szczeciński !!! Choszczno ma więcej inwestycji, nie mówiąc o metropolitarnej aglomeracji Wałcza i Piły. Jak tak dalej pójdzie to trzeba będzie się wyprowadzić do Gorzowa, tam to jest dopiero życie jak w Madrycie, nie to co w Szczecinie, gdzie nic się nie dzieje, nie ma pracy, chleba, potrzebujemy huty na Bramie Portowej! Huty i nowej cukierni albo papierni! Stocznię trzeba reaktywować, statki z PCV budować dla chińczyków, tania wersja, biórowce stojom póste cały czas, nikt tam nie pracóje, białe kołnieżyki w Oksydżenie nie majom na lancz i w Sabłeju pósto cały czas, nikt nie pszyjdzie zjeść bo za co niby? Gdzie jest pan Litwiński co obiecał pracy i chleba? Ja siem pytam?