Autor
Wiadomość
   Kibice -> Troszke historii - Pogoń Szczecin kibicowsko << początek   < poprzednia   l   następna >   ostatnia >>     idź na dół   
seba7605
Kibic
IP: zapisany
Na forum od 5666 dni




Odp: Troszke historii - Pogoń Szczecin kibicowsko - 26/03/2018 10:44
Obrazek jpg wstawiony na forum

Obrazek jpg wstawiony na forum

Nie pamietam tych czasow niestety ale moze ktos?

Ciezko otworzyc Twojego linka zeby zobaczyc to pozwolilem sobie wkleic ;)

Ostatnio edytowany przez: seba7605, 26 marca 2018, 10:56 [1 raz(y)]


Łysy z Brazzers
Kibic
IP: zapisany
Na forum od 5383 dni




Odp: Troszke historii - Pogoń Szczecin kibicowsko - 06/05/2018 17:57
Czy ktoś ze starszych mógłby potwierdzić takie starcie, które odbyło się kilkanaście lat temu tzn Badosa z Uszolem i na korzyść Badosa?


Kluczyk
Kibic
IP: zapisany
Na forum od 7872 dni

*




Odp: Troszke historii - Pogoń Szczecin kibicowsko - 11/05/2018 18:47
Andrzej Miązek trzymamy kciuki :)


RAFek
Kibic
IP: zapisany
Na forum od 8212 dni

**




Odp: Troszke historii - Pogoń Szczecin kibicowsko - 18/08/2018 17:39
Nie Śląsk, ale wynik można powtórzyć ;-)

Radość na smutnym stadionie...

Kolejny mecz wyjazdowy, Pogoń miała rozegrać we Wrocławiu. Tak wynikało przynajmniej z terminarza jaki dostaliśmy na początku rundy.
Pytaniami otwartymi było gdzie i ... kiedy?
Gdzie? – gdyż działacze „;Polaru” zastanawiali się jak podnieść frekwencję na meczach swojej drużyny, która w rundzie jesiennej oscylowała w granicach 300 osób A kiedy? – gdyż kolejka ta wypadała w świąteczną sobotę i mogła zostać przełożona na inny termin.

Jak się okazało oba te warunki zostały zastosowane w praktyce.
Działacze „;Polaru” mecze swojej drużyny przenieśli z kameralnego obiekt na peryferiach Wrocławia na Stadion Olimpijski, a termin meczy został zmieniony i to nawet dwukrotnie. Ta ostatnia wiadomość zmartwiła wielu fanów szczecińskiej drużyny, zwłaszcza tych płci męskiej, dla których mecz w Wielką Sobotę stanowił doskonały pretekst by nie uczestniczyć w przedświątecznym zamieszaniu...

Wyjeżdżamy w czwartek rano. Ponieważ mecz jest o godz. 20.00 – zahaczamy turystycznie o Zamek Książ pod Wałbrzychem. Pogoda zmienna, raz słońce raz deszcz, nie zniechęca nas od dość dokładnego zlustrowania warowni i jej otoczenia. Jeżeli ktoś nie był – polecam. I najlepiej nie na kilka godzin – nam zabrakło czasu, bo przecież nie po to ruszaliśmy w Polskę by zamki, nawet najfajniejsze zwiedzać. Do Wrocławia - „rzut beretem” , więc po krótkiej podróży mijamy tablice z nazwą tejże miejscowości, potem zaliczamy restauracyjkę, obiadek i udajemy się pod Stadion Olimpijski. Dzielnica robi bardzo przyjemne wrażenie. Dużo zieleni, domków jednorodzinnych w stylu szczecińskiego Pogodna. W tak pięknej okolicy zlokalizowany jest cały kompleks sportowo-rekreacyjno wypoczynkowy. Ponieważ pogoda się w końcu wyklarowała, w pobliskim sklepie dokonujemy odpowiednich zakupów napojów chłodzących i po chwili parkujemy w jednej z uliczek okalających stadion, żeby w ciepłych promieniach słońca dokonać ich konsumpcji i przeglądu prasy. Oprócz tego obserwujemy otoczenie i komunikujemy się z kibicami będącymi jeszcze na trasie. Jak się za chwilę okazało, dzielnica jest nie tylko ładnie położona, ale i hermetyczna. Po kilku minutach, obcym pojazdem zainteresowali się okoliczni mieszkańcy. Zwłaszcza zaintrygowały ich nasze tablice rejestracyjne, co po kilku minutach zaowocowało wizytą VW Transportera wypakowanego panami w czerni... Po kontroli dokumentów i ustaleniu celu naszego przyjazdu, w eskorcie tegoż VW, trafiamy na obiekt, gdzie zostajemy ustawieni za autobusem piłkarzy szczecińskiej drużyny. Tam też oczekujemy na pozostałych kibiców. Ponieważ dysponowaliśmy jeszcze zapasami zakupionymi w sklepie, czas mijał nam bardzo szybko i ani się spostrzegliśmy jak dotarła reszta fanów Portowców.
Przed wejściem na stadion, jedyną nieprzyjemną niespodzianką, była cena biletów dla kibiców gości – 15zł, choć w całym kraju obowiązuje jedna cena ustalona przez PZPN, czyli złotych 10. Spowodowało to naszą małą konsternację, ale jak się okazało, aby wejść na obiekt bilet nie był atrybutem koniecznie wymaganym. Wystarczyło słowne zapewnienie, ze bilet ma kolega...
Stadion Olimpijski jak na polskie warunki i na pierwszy rzut oka, robi przyzwoite wrażenie. I zapewne wrażenia estetyczne byłyby lepsze, gdyby był on zapełniony kibicami – a taki przecież zamysł przyświecał wrocławskim działaczom, kiedy zmieniali miejsce rozgrywania meczy swojego zespołu. Niestety nie na wiele się to zdało – puste trybuny robiły przygnębiające wrażenie, choć zapewne nie bez znaczenia jest poziom sportowy prezentowany przez miejscowych a co za tym idzie ich pozycja w tabeli.
Summa summarum, na trybunach mogących pomieścić wg informacji prasowych blisko 30 tys. kibiców, zasiadło ich około 400, w tym nasza, ponad 100 osobowa grupa. Pisze ponad – gdyż nie wiem jak zakwalifikować 3 letniego szkraba biegającego po sektorze – 100 i ½ czy może jednak 101....

Specyfiką Stadionu Olimpijskiego jest mur otaczający trybuny, Dzięki czemu nasz doping był doskonale słyszalny na całym obiekcie. Rozpoczęliśmy z impetem i po upływie pierwszego kwadransa możemy świętować kolejną w tych rozgrywkach bramkę Ola. Gola do szatni strzela miejscowym Tomek Parzy i na sektorze rozbrzmiewa: „Dwójka do zera...”
Druga połowa upływa w żwawym tempie na boisku i w atmosferze pikniku na stadionie. Ożywiamy się wyraźnie w okolicach 70 minuty kiedy na boisku pojawił się zawodnik... „;Polaru” – Wojtek Ogórek, który stał się niekwestionowanym liderem przyśpiewek dochodzących z naszego sektora. „Nie rób mizerii, Ogórek nie rób mizerii”, czy „Ogórek, ogórek, ogórek, zielony ma garniturek...” rozweseliły w końcu smutny do tej pory stadion.
W końcu 90 minuta i kolejna bramka w końcówce meczu Mariusza Masternaka dla Pogoni. 3 bramki to chyba najniższy wymiar kary, jaki mógł spotkać tego dnia zawodników „;Polaru”. Po zakończonym spotkaniu Portowcy najpierw tańczą swój taniec zwycięstwa na środku boiska, po czy podbiegają pod sektor i dziękują nam za doping. Jako, że czas przedświąteczny, składają nam też życzenia Wesołych Świąt. Z naszej strony w ręce piłkarzy lecą granatowo-bordowe szaliki – w sam raz, prezent na Zajączka...

RAFek


To nasza generacja, to MY - 30 letni
100%EG
ktn
Ultraoptymista
IP: zapisany
Na forum od 7469 dni




Odp: Troszke historii - Pogoń Szczecin kibicowsko - 20/08/2018 00:31
Wesoły wyjazd autokarem 😉


Better dead than red!
P.
Do końca!
IP: zapisany
Na forum od 7457 dni

*****




Odp: Troszke historii - Pogoń Szczecin kibicowsko - 26/08/2018 10:40
Obrazek png wstawiony na forum


Sami przeciw wszystkim!!!
BzM
Kibic
IP: zapisany
Na forum od 7184 dni




Odp: Troszke historii - Pogoń Szczecin kibicowsko - 28/08/2018 13:11
Gołym okiem było widać że przed meczem już ustalono wynik. Po latach wyszło że Ptaki działały i ten mecz był podany jako jeden z pierwszych w aferze korupcyjne 😁


Łysy z Brazzers
Kibic
IP: zapisany
Na forum od 5383 dni




Odp: Troszke historii - Pogoń Szczecin kibicowsko - 19/02/2019 15:55
Wywiad z Uszolem z Lecha

[img]https://naforum.zapodaj.net/thumbs/10b0a4af9a5d.jpg[/img]


Łysy z Brazzers
Kibic
IP: zapisany
Na forum od 5383 dni




Odp: Troszke historii - Pogoń Szczecin kibicowsko - 18/02/2021 12:44
Wspomnienia Arka Kraski. Zaczerpnięte z Onetu :)



W 2001 roku Kraska został skazany na dożywocie za podwójne zabójstwo. Po prawie 20 latach wyszedł z więzienia i walczy o ostateczne oczyszczenie nazwiska. Nam opowiedział o swoim życiu sprzed wyroku: miłości do piłkarskiej Pogoni Szczecin, udziale w bijatykach i walkach z milicją.


JAROSŁAW KOLIŃSKI: Dobrze się pan bił?

ARKADIUSZ KRASKA: Bardzo dobrze. Panowała u nas zasada: jeśli ktoś nie czuje się na siłach, boi się, niech od razu odpuści, żeby potem nie uciekł i nie robił zamieszania. Nie możesz uciec. Jak uciekniesz, nie masz już wstępu na stadion. Ja się nigdy nie wycofywałem, zawsze byłem na pierwszej linii frontu. Początki były trudne, dostawałem łomot, ale w końcu się zahartowałem i dzięki treningom zacząłem, że tak powiem, szlifować ten diament.


Byłem ewenementem. Na "Piekiełko", bo tak się nazywało miejsce na trybunach, z którego dopingowaliśmy, żaden małolat nie mógł wejść. A mnie przyjęto do grupy już jako trzynastolatka. Mój pierwszy wyjazd przeżyłem w 1987 roku na Śląsk Wrocław. Przegraliśmy wtedy 1:2, dla nich strzelił Tarasiewicz, dla nas Leśniak. Zapamiętałem ten mecz, bo gdy wracaliśmy, zagapiłem się. Zapatrzyłem się na tablicę informacyjną, szukając numeru peronu, z którego będziemy odjeżdżać. Wokół mnie już nie było nikogo z grupy, a Śląsk na mnie czekał. Dostałem dwie bomby, podniosłem się i wziąłem nogi za pas, do swoich. I tak wylałem pierwszą krew. Nic strasznego.

Czyli nie zniechęcił się pan.

Gdzie tam. Najważniejsze to przełamać strach. Wiem, że to może brzmieć strasznie, bo przecież po takiej bijatyce można zostać kaleką. Też miałem bójkę, której zwieńczeniem była złamana w trzech miejscach szczęka i kilka poprzetrącanych żeber. Lechia mnie tak załatwiła. Takie rzeczy trzeba było po prostu lubić.

Był pan skazany na Pogoń?

Jestem ze Szczecina, nie było innej opcji. A pamiętajmy, że rządził wtedy system komunistyczny, który zabraniał większych zgromadzeń, dlatego nie było wtedy żadnych imprez. Dzisiaj każdy ma do wyboru mnóstwo rozrywek. Wtedy? Nic. Dyskoteki? Może ze trzy na krzyż. Pozostawały więc mecze. I koncerty metalowe, co się łączyło, bo każdy z nas, gdy szedł na koncert, miał nieodłączne dwa elementy – długie włosy i szalik Pogoni. Człowiek żył tym wszystkim. Nie byliśmy żadną grupą przestępczą, tylko młodymi ludźmi, którzy bawili się piłką. Oczywiście robiliśmy zadymy, ale honorowe. Pamiętam, że mieliśmy zgodę z Legią, ale kiedy w pewnym momencie została ona zerwana, zostaliśmy sami, więc mieliśmy przeciwko sobie całą Polskę. Wszędzie musieliśmy stawiać czoła przeciwnikom. I stawialiśmy! Mieliśmy mocną ekipę, wszyscy się z nami liczyli. Nie było mowy, żebyśmy zrobili świństwo i poprosili milicję o pomoc. A takie przypadki się zdarzały. Dyshonor straszny.

Co to są zadymy honorowe?

Bijatyki bez sprzętu, czyli noży, kastetów i innych gadżetów. Spotykaliśmy się i biliśmy na gołe pięści. Bywało też tak, że przed spotkaniem podchodził do nas dowódca oddziału milicji obywatelskiej i mówił: "Panowie, jak chcecie się bić, to przed stadionem, bo na stadionie wam nie pozwolę". My szczęśliwi, bum, bum, bum i po robocie. Wszyscy byli zadowoleni i mogliśmy spokojnie iść na mecz.


Niedaleko stadionu był dworzec Pogodno, na który przywożono kibiców. Obserwowaliśmy, jak z pociągu wysypuje się gromada przyjezdnych. Jednego razu przyjechał Motor Lublin, bo graliśmy baraż o utrzymanie w pierwszej lidze. Byliśmy przyczajeni na nich w jakieś 30 osób, zrelaksowani, bo przecież ilu ich może przyjechać z tego Lublina? Ale kiedy wysypało się z wagonów 250 osób, zwiewaliśmy w popłochu (śmiech). Przy takiej liczbie nie mieliśmy szans.

To wy byliście pionierami w organizowaniu kibolskich ustawek.

Zaczęliśmy je robić, by nie obrywali ludzie postronni. Umawialiśmy się w lesie, gdzieś z boku. Spotykaliśmy się w kameralnym gronie, powiedzmy dziesięciu na dziesięciu. Krótko to trwało: podjazd, bomba, bomba i siemano. Było kilka zasad, których przestrzegaliśmy. Nie można było kopać leżącego. Jak ktoś miał dość okładania, krzyczał "basta" i musiał odejść na bok. Taka bójka trwała kilka minut, krótko. A potem przybijaliśmy sobie piątki i szliśmy na piwo.

Z przeciwnikami też?

Oczywiście. Wszyscy się przecież znaliśmy. Ile można sobie wymachiwać łapami przed oczami? Raz, dwa i po sprawie. Był czas, że mieliśmy dużą kosę z Lechem, a mimo to potrafiliśmy pić razem pod stadionem. Po zadymach w Szczecinie wielokrotnie chodziliśmy na stację kolejową, żeby zobaczyć kibiców drużyn przyjezdnych. Siedzieli poobijani, pobandażowani. Podchodziliśmy do nich i pytaliśmy, czy czegoś potrzebują. Kupowaliśmy im jedzenie, gdy nie mieli za co. Walka to jedno, ale pomagać trzeba.

Na mecze wyjazdowe jeździliście zazwyczaj pociągami.

To była masakra. Ze Szczecina wszędzie mieliśmy daleko, więc po drodze przejeżdżaliśmy przez wszystkie wrogie miasta. I na każdej stacji było przywitanie. Kiedy wracaliśmy z Wałbrzycha, mieliśmy przesiadkę we Wrocławiu. Śląsk już na nas czekał. Dostał manto, ale nie o tym chcę powiedzieć. W pewnym momencie, w czasie bójki, z pociągu stojącego przy stacji przez okno wyskoczył do nas jakiś mężczyzna, który jechał z żoną i z dzieckiem. "Gdzie ty lecisz?", krzyczała żona. "Jestem ze Szczecina, idę pomóc chłopakom!", odpowiedział i dołączył do nas. Tak wtedy właśnie było: traktowaliśmy Pogoń jako jedną wielką rodzinę, w której każdy musi dbać o drugiego. Pogoń to był nasz klub, a Szczecin – nasze miasto. Byliśmy prawdziwymi lokalnymi patriotami. Szkoda, że dzisiaj tak nie jest.

Co było najgorsze w podróżach po Polsce?

Obrzucanie kamieniami. I to jeszcze tymi kolejowymi, ciężkimi. Człowiek od razu tracił przytomność po takim ciosie. Gdzieś tu nawet w głowę dostałem jednym. Wtedy to już tylko pozostało rzucić się na podłogę i przeczekać. Szyby powybijane, kamienie przelatują, a my leżymy.

Raz jechaliśmy do Rzeszowa, nasz najdalszy wyjazd. Zorientowaliśmy się, że tym samym pociągiem Lech będzie jechał do Wrocławia na Śląsk. A nas tylko 17 osób! Wpadliśmy na taki pomysł: chodziliśmy po przedziałach i prosiliśmy przypadkowych mężczyzn, żeby podeszli z nami do okna. I rzeczywiście, po chwili przy oknach mnóstwo głów, wszyscy krzyczą: "Pogoń!". Proszę sobie wyobrazić, że Lech w ogóle nie wsiadł. Zostali na peronie, bo się przestraszyli, że nas taka brygada jedzie (śmiech).


Zapamiętałem do dziś wyprawę do Łodzi na ŁKS. Na dworzec Kaliska dojechaliśmy grubo przed meczem, więc poszliśmy do kina "Bałtyk" na film. Wychodzimy zadowoleni z seansu, a tam ekipa ŁKS. Czekali na nas. "Przyjechali, nie wyjadą!", skandowali. Co tam się działo… Zadyma niesamowita. Stały wtedy na chodniku wielkie, ciężkie, żeliwne popielnice, więc je chwyciliśmy, żeby się bronić. Inaczej by nas zabili. Na szczęście jakoś mocno nie ucierpieliśmy, na mecz dotarliśmy.

Stłukł pan kiedyś kibiców z Budapesztu.

Jechaliśmy do Warszawy na mecz Legii z Sampdorią Genua i spotkaliśmy fanów Ferencvarosu, którzy przez Szczecin i Świnoujście chcieli się dostać do Sztokholmu. Pomyliliśmy się wtedy, ponieważ zobaczyliśmy biało-zielone barwy, jak Lechii Gdańsk. Tłuczemy ich, a oni zaczynają coś mówić po swojemu: "szege, rege, bege". Wtedy się zorientowaliśmy, że to Węgrzy. Miałem po tej bójce piękną zdobycz: czapeczkę Ferencvarosu. To była zupełna nowość, nie mieliśmy wtedy dostępu do takich pamiątek klubowych. Wszyscy mi zazdrościli. Jeden kolega ciągle za mną chodził, żebym mu ją sprzedał. I sprzedałem. Za 16 piw.

Kiedyś jak zadyma była z kibicami Hellasu Werona, zdobyłem ich szalik. Albo po Manchesterze United miałem trzy. Takie łupy to była dla kibica ważna sprawa, zdobycie ich było jednym z celów. Kradzież szala to duża rzecz. Ale nie w taki sposób, że zaczepiłeś gówniarza i mu zabrałeś. Musiałeś mieć potwierdzenie, że zdobyłeś go w zadymie.

Po co wam w ogóle te bijatyki?

Po części z buntu. My, młodzi, musieliśmy sobie sami organizować życie. System chciał, żebyśmy chodzili do szkoły w białych koszulach i czerwonych krawatach, głosili te ich wszystkie hasła, a potem wracali do domów i się uczyli. Mieliśmy być przykładną socjalistyczną młodzieżą. A myśmy się buntowali. Pierwszą formą buntu była muzyka. Istniały dwa nurty – punkowcy i metalowcy. Byliśmy strasznie ścigani przez ZOMO, bo się zbieraliśmy, piliśmy alpagi i słuchaliśmy muzyki z Kasprzaka. Trzeba było być odważnym, żeby być punkowcem albo metalem. Zomowcy nas wyłapywali. Mnie kiedyś obcięli włosy wielkimi nożycami krawieckimi, na placach miałem naszywkę, to mi ją zdarli. I spałowali tak, że się w głowie nie mieści.

Warto podkreślić, że w zadymach brały udział nie tylko chłopaki z ulicy, ale normalni ludzie z dobrych domów. Znam też przypadki milicjantów, którzy jeździli z nami, żeby się bić. Dlatego nie dało się nas podciągnąć pod zwykłych chuliganów, margines społeczny. Pamiętajmy, że dzisiaj jak ktoś chce się sprawdzić, może sobie iść na KSW, czy inne formy walki. Sprzętu ma co niemiara, może walić w worek, zatrudnia instruktorów, trenerów. Wtedy czegoś takiego nie było. Człowiek nie miał gdzie się wyżyć.

No to się wyżywaliśmy w inny sposób. Pamiętam finał Pucharu Polski Legia – Jagiellonia w Olsztynie. Tam była taka zadyma, że policja uciekła ze stadionu. To była wojna, jak pod Grunwaldem, a ja byłem w centrum tego. Przyjechaliśmy z całej Polski, żeby powyjaśniać sobie różne sprawy. Wszyscy lali się ze wszystkimi. Staraliśmy się, żeby nie było zadym na stadionach, ale czasem nie dało rady. W 1991 roku przed meczem Polska – Anglia do tramwaju wparowała Cracovia i zabiła naszego kibica, który spokojnie, bez agresji, jechał na stadion. Ranni zostali też jego koledzy. Gdy tamci dotarli na trybuny i powiedzieli, co się stało, mecz odszedł na dalszy plan, musieliśmy ruszyć. Nawet w telewizji była migawka, jak wyrywam ławkę.

Przez naszą rozmowę przewijają się słowa "honor" i "zasady". Dziś tego brakuje?

Nam naprawdę zależało na barwach klubowych, one dużo dla nas znaczyły. Nie było możliwości, byśmy zaszkodzili Pogoni, dlatego nie popełnialiśmy przestępstw. Reprezentowaliśmy Pogoń i Szczecin, więc musieliśmy być w porządku. Skoro utożsamiasz się z jakimś klubem, nie możesz splamić jego honoru. Z tego powodu nie powinno być zgody na to, co dzisiaj się dzieje. Trzeba być kompletnym zacofańcem, by na stadiony przemycać hasła typu "pozdrowienia do więzienia". Nie może być tak, że klub, któremu kibicujesz, staje się ofiarą nieczystych interesów jakichś oszołomów, którzy zawłaszczyli sobie do niego prawa. Przykład Wisły Kraków jest idealny – jej kibice ją zniszczyli. A teraz jeden drugiego kapuje. Naszym liderem był Robert. On wpajał w nas takie wartości, jak rodzina i lojalność. My się tylko biliśmy. Z tymi, którzy się na to dobrowolnie godzili. Chodziło o sprawdzenie się, kto jest lepszy: Pogoń czy Lechia? Nic innego nas nie interesowało, nie było mowy o żadnych przestępstwach.

Dlatego takim ludziom jak ja, dla których honor, lojalność i oddanie są na pierwszym miejscu, w dzisiejszych czasach trudno się odnaleźć. Spójrzmy na środowisko hiphopowców, jak się wyzywają. Koszmar. Ja jestem inaczej wychowany. Większość z nas wyznawała takie wartości. Oczywiście z wyjątkiem Krakowa. Kraków zawsze startował z nożami. Od zawsze tak mieli: jak na zadymę, to ze sprzętem. Nawet jak było porozumienie, żeby nie lać się na meczach międzypaństwowych, oni się wyłamywali. Zawsze musieli działać po swojemu.

W 2001 roku roku Pogoń została wicemistrzem Polski. Czyli najlepsze czasy swojego klubu przeżył pan w więzieniu.

Na szczęście były tam czasami transmitowane mecze, więc oglądałem. W celi szalik klubowy też miałem. Ale do dziś nie mogę odżałować, że nie mogłem być wtedy na stadionie. Pamiętam, że od dzieciaka czekałem na wyjazdowe zwycięstwo Pogoni w Zabrzu. Udało się wreszcie, ale akurat wtedy, gdy byłem skazany. Oglądałem ten mecz. Szalałem wtedy z radości. Sza-la-łem! Nie wiedziałem, co się dzieje. I tylko ogromny żal pozostał, że nie mogłem pojechać na tamten mecz. Nie potrafię wytłumaczyć tego sobie i nie potrafię zrozumieć, że przez niesprawiedliwy wyrok zostałem pozbawiony tylu rzeczy.

Pana syn jest sportowcem?

Tak, został powołany do reprezentacji Polski w boksie birmańskim. W sierpniu weźmie udział w organizowanych w Warszawie amatorskich mistrzostwach świata. On całe życie spędził w Szwecji, ponieważ po moim aresztowaniu wyjechał z moją byłą partnerką. Dzisiaj jest jednak dumny z tego, że będzie reprezentował Polskę. A ja mam ogromną satysfakcję, bo Bartek poszedł w moje ślady, mimo że przecież nie uczestniczyłem w jego dorastaniu. Moje geny musiały się przebić. Powiem lepszą rzecz. Od zawsze byłem zafascynowany Brucem Lee. Ze względu na niego ukształtowało się we mnie zainteresowanie sztukami walki. Śledziłem wszystko, co go dotyczy. I co się okazuje: mój syn też jest zafascynowany Brucem Lee, chociaż nigdy mu o nim nie mówiłem. Aż jestem w szoku.

Na koniec chciałbym jeszcze coś dodać. Mam dobrego kolegę, kibica Widzewa, mieszka za granicą. Był znaczącą postacią w kibicowskim świecie, jeździł na ustawki i powiedział, że jak będę udzielał tego wywiadu, koniecznie mam go pozdrowić. No to pozdrawiam cię, Adam!

Ostatnio edytowany przez: Łysy z Brazzers, 18 lutego 2021, 19:08 [1 raz(y)]


 - 1  - 2  - 3  - 4  - 5  - 6  - 7  - 8  - 9  - 10  - 11  - 12  - 13  - 14  - 15  - 16  - 17  - 18  - 19  - 20  - 21  - 22  - 23  - 24  - 25  - 26  - 27  - 28  - 29  - 30  - 31  - 32  - 33  - 34  - 35  - 36  - 37  - 38  - 39  - 40  - 41  - 42  - 43  - 44  - 45  - 46  - 47  - 48  - 49  - 50  - 51  - 52  - 53  - 54  - 55  - 56  - 57  - 58  - 59  - 60  - 61  - 62  - 63  - 64  - 65  - 66  - 67  - 68  - 69  - 70  - 71  - 72  - 73  - 74  - 75  - 76  - 77  - 78  - 79  - 80  - 81  - 82  - 83  - 84  - 85  - 86  - 87  - 88  - 89  - 90  - 91  - 92  - 93  - 94  - 95  - 96  - 97  - 98  - 99  - 100  - 101  - 102  - 103  - 104  - 105  - 106  - 107  - 108  - 

idź do góry   
  Użytkownicy on-line: 0 - Rekord: 102 - 06/04/2010 21:51

 Nie jesteś zalogowany. Możesz czytać forum, jednak aby napisać wiadomość lub zmienić ustawienia musisz się zalogować.
 l: h:


czas wykonania skryptu: 0.05 s. | wersja forum: 2.0-dev [historia]

regulamin | ostrzeżenia użytkowników
Forum służy do prezentacji opinii odwiedzających, którzy są w pełni odpowiedzialni za swoje wypowiedzi.
Serwis PogonOnLine.pl w żaden sposób nie odpowiada za opinie użytkowników.

© Pogoń On-Line 2000-2005