Kibice tego zespołu należą do jednych z założycieli ruchu fanatyków. Bordowo-granatowi z różnym natężeniem chodzili i jeździli na spotkania swojej drużyny. Jednak tylko pod koniec lat 80-tych, gdy drużyna po raz kolejny leciała z pierwszej ligi, fani z miasta Gryfa nie liczyli się zbytnio na chuligańskiej mapie Polski. Wcześniej z pozaboiskowych wyczynów fanatyków Pogoni najgłośniejszym echem odbił się ich marsz przez miasto po zwycięskim dla szczecinian meczu półfinałowym pucharu Polski z Zagłębiem Wałbrzych. Kilka tysięcy fanatyków tańczyło wówczas na dachach samochodów i rozpracowywało okoliczne sklepy wchodząc do środka między innymi przez wystawy. Kilka miesięcy wcześniej, czyli jesienią roku 1981 także głośno było o fana tykach szczecińskich. We Wrocławiu byli zmuszeni ewakuować się przez płot w trakcie meczu. Przyszło to im o tyle łatwo, że w tamtym okresie wysokość płotów wynosiła około metra. Zadyma z atakującymi ich fanatykami Śląska przeniosła się na pole poza bramką. Opisujący wydarzenia, którzy nie mieli zielonego pojęcia o tym, co się rzeczywiście wy darzyło, odżegnywali kibiców przyjezdnych od czci i wiary, uznając ich za winnych wydarzeń.
Portowcy sami długo nie mogli poważniej zaistnieć z dość prostej przyczyny. Geograficznie Szczecin jest odległy od większości ośrodków piłkarskich (jest to problem wszystkich zespołów z Wybrzeża), więc sami fani Pogoni mają do przebycia na mecz swojej drużyny niesamowitą ilość kilometrów. Jedynym w miarę bliskim wyjazdem dla nich jest Poznań. Tak więc to gra w grodzie Przemysława stanowiła dla nich wyzwanie i moment pełnej mobilizacji. Z tej przyczyny jako goście fani Pogoni mogli zaistnieć jedynie na Lechu czy Olimpii. Z tej samej przyczyny w Szczecinie nie dochodziło do jakichś wielkich zadym. Po prostu przyjezdnych najczęściej nie było zbyt wielu.
Choć zdarzały się wyjątki. Do takich należały derby Wybrzeża z Lechią Gdańsk. Raz w Trójmieście zaszumieli portowcy, kilkakrotnie większymi watahami Szczecin i nieodległe Police odwiedzali biało-zieloni.
Najliczniejsze wyjazdy bordowo-granatowi zanotowali na dwa kolejne finały pucharu Polski. W 81 roku Pogoń grała w Kaliszu przeciwko Legii, rok później we Wrocławiu z Lechem. W obu przypadkach futboliści prze grali po 0:1. Oczywiście chodzi o wyjazdy dalsze, gdyż spotkania Pogoni w Policach, które są w zasadzie taką dalszą dzielnicą Szczecina, trudno uznać za mecze stricte wyjazdowe.
Ostatnimi łaty tak bywa, że w kierunku topu ligi chuliganów przesuwają się ekipy tych drużyn, które zadołowały do drugiej ligi. Tak się zdarzyło na Wiśle, w Chorzowie, z Widzewem, później ze Śląskiem. Nie inaczej było z Pogonią. Po barażowych pojedynkach z Motorem w roku 1989 portowcy polecieli z ekstraklasy i z daleka wydawało się, że to już koniec. Tym bardziej że w Polsce coraz bardziej do głosu zaczęta dochodzić subkultura skinów. A w Szczecinie panowała moda na metalowców i przez długi okres trybuny stadionu przy ul. Twardowskiego kojarzone były z długimi włosami. Faktycznie, przez pierwszy okres ostatniej bytności Pogoni na drugim froncie kibice tej jedenastki powoli zanikali. Nawet podczas spotkań roz grywanych u siebie było ich niewielu. W ogóle frekwencje na meczach były wręcz żałosne. Nagle, niemal z dnia na dzień w Szczecinie coś się zmieniło Widownia z póltoratysięcznej urosła do pięcio-sześciotysięcznej. Nagle wzrosła ilość szalikowców. Na ważnym spotkaniu ze Stilonem w niedalekim Gorzowie zameldowali się portowcy nader licznie. Wywołując zamieszki, jakich do tej pory to spokojne ze sportowego punktu widzenia miasto nie widziało.
Oczywiście sukces przyciąga, więc najwięcej fanatyków przyciągnął stadion w chwili powrotu drużyny do ekstraklasy. W sezonie 1992/93 portowcy dysponowali konkretną ekipą. Największą zadymą w tym okresie były walki w Szczecinie z będącą jeszcze na topie Ligi Chuliganów krakowską Wisłą. Że Pogoń może być groźna, przekonał się w roku 1989 kroczący po mistrzostwo Ruch. Najpierw chorzowianie obili trzydziestu powracających z Mielca portowców. Kilka dni później zdarzyła się okazja rewanżu. Ruch grał w Szczecinie. Przed meczem do niczego nie doszło, gdyż przyjezdni mieli niezłą obstawę. Zaplanowano akcję w Zdrojach, gdzie należało za trzymać pociąg. Na nieszczęście dla niebiesko-białych, mundurowi wtedy odprowadzali kibiców tylko do wagonów. Kamikadze, którego zadaniem było zaciągnąć hamulec bezpieczeństwa w odpowiednim miejscu, mógł spokojnie wykonać swoje zadanie. Pociąg stanął tam gdzie zaplanowano i gdzie czekała ekipa mścicieli i rozpoczęło się bombardowanie. Strach sprzed kil ku dni wyładowano na niezbyt chcących podjąć walkę chorzowianach, którzy wszyscy w liczbie sześćdziesięciu zostali obici. Walka z Wisłą, oprócz wyżej opisanej z Ruchem i wojną z Lechią na Śródmieściu, stanowi do tej pory największą zadymę piłkarskich hools w Szczecinie. Wiślacy urwali się eskortującym ich policjantom i wysiedli całą, mniej więcej 60-osobową grupą na Dąbiu. Pogoń czekała na Głównym. Trochę się portowcy zawiedli, gdy z wagonów nikt nie wysiadł. Jednak szybko doszli do słusznego wniosku, że mundurowi w ekwipunku nie zostali wysłani w celach podróżniczych. Wniosek nasuwał się sam:
Wisła wysiadła wcześniej. Jednak większość bractwa rozeszła się do domów, mała część udała się do Dębia.
— Widzimy wiślaków w parku, gdzie popijają piwo. Jest nas za mało, idziemy więc pod sklep gdzie się zaopatrują wyłapywać pojedynczych — opowiada Pinio. — W sklepie jest właśnie dwóch z Wisły. Czekamy aż wyjdą. Nagle zza rogu wysypuje się dwudziestu krakusów z rympałami. Musieliśmy się stamtąd zrywać. Spotykamy kolesia, który nas informuje, że jadą już samochody z ekipą. Faktycznie, zaraz urastamy do grupy 40—osobowej. Do starcia dochodzi w parku. Wiśle ani w głowie uciekać, wręcz przeciwnie, rzucają się na nas jak wściekle psy, ale z naszej strony jest doborowa załoga.
Charakterystyczne było pierwsze skrzyżowanie sztachet, niczym na filmach historycznych. Później lecą kosze na śmieci i co tylko pod ręką. Mamy nad wiślakami przewagę, więc zaczynają uciekać w kierunku to rów. Stamtąd leci w naszą stronę grad kamieni, po czym ruszamy do ostatniego ataku rozpraszając ich. Większość ucieka w stronę pobliskich magazynów. Wyłapujemy pozostałych, krojąc ich. W pamięci pozostało mi, jak złapaliśmy wiślaka. Gdy kazaliśmy mu oddać flajersa, powiedział, że honorem kibica jest niczego nie oddać czy coś w tym stylu. Na jego głowie i plecach połamaliśmy cztery sztachety. Dziesięć dni później graliśmy z Wisłą w pucharze Polski. Tym razem przyjechało ich trzech.
Jesienią 1993 roku przed meczem Polska — Anglia w Chorzowie nastąpiła śmierć Andrzeja Kujawy. Pięciu szczecinian zadekowało się przed tym meczem w knajpie w Katowicach. Żłopali piwo. Gdy nadszedł czas, by zacząć zmierzać w kierunku śląskiego giganta, wsiedli do tramwaju. Na Rondzie do tego samego, prawie pustego pojazdu wsiadło około setki Cracovii.
— Z daleka nie można się było zorientować, kto to jest. Na tym meczu biało-czerwone barwy mógł mieć każdy — twierdzili szczecinianie po jednej z rozpraw, jaka w związku z tamtymi wydarzeniami odbyła się w sądzie rejonowym w Katowicach.
— Skąd jesteście? — Usłyszeli od świeżych pasażerów.
— Z Polski.
— A konkretnie?
— Ze Szczecina.
W tym momencie zaczęła się zadyma. Napastników w pierwszym wagonie było ze trzydziestu, reszta jechała w drugim. Portowcy, mimo prze wagi przeciwników jakoś dawali sobie radę. Owszem, wyłapywali ciosy, ale walczyli. Mając za plecami motorniczego, byli narażeni na ataki tylko z jednej strony.
Krakusy, nie mogli sobie poradzić. Widzący zamieszanie w pierwszym wagonie fani okupujący dotychczas drugi przeskoczyli na miejsce bitwy. Nagle w czyimś ręku pojawił się nóż. Został użyty.
Na przystanku tramwaj opustoszał. Cracovia wybyła. Andrzej słaniał się na nogach.
— Niezła zadyma. Co ci jest? — pyta się jeden z kolegów.
— Było dobrze, ale dostałem kosą — też zaczął wysiadać z feralnego tramwaju. Ostatecznie wylądował na rękach koleżki, który scyzoryka na wet nie widział. Padł obok wozu. Pojawili się policjanci, którzy wymachując pałkami nakazali… rozejść się szczecinianom, chcąc ich jednocześnie lać. W tym czasie Andrzej konał, a wokół niego pojawiła się plama krwi.
— Wiesz, dlaczego pojechali z nami z kosą? Bo nie mogli sobie bez niej poradzić — tak twierdzili fam Pogoni już na chłodno, w kilka miesięcy po zdarzeniu.
Wśród portowców zawrzało. Nie za bardzo wiedzieli, kogo obwiniać śmiercią jednego z nich, wszak ci, którzy byli przy zdarzeniu wylądowali na komendzie. Sprawa wyjaśniła się dla nich dopiero na miejscu. Na przewiezienie ciała zrobiono zrzutkę na kolejnym meczu. Nazbierano osiemnaście milionów starych złotych.
Pierwszą okazją do złapania Cracovii był mecz reprezentacji Polski w rewanżowym pojedynku z Anglią w Londynie.
— Pojechało nas tam 50 osób. źle powiedziałem, furiatów, żądnych cracovskiej krwi i gotowych na wszystko — to znów relacja Pinia. Po przepłynięciu kanału La Manche, na odprawie celnej szczecinianie spotkali Poznańskiego Lecha, który jechał w dwa autokary. Próba zaatakowania ich po stronie angielskiej skończyła się jedynie utarczkami słownymi. Czekanie na Cracovię było bezowocne.
W kwietniu 1994 roku nastąpiło odnowienie zgody z kibicami Legij. Szczecinianie przymierzali się do tego już wcześniej, jednak nie byli co do tego jednomyślni. Ci, którzy tego nie chcieli wykorzystali fakt transmitowania przez TV meczu z Siarką, by dać wyraz temu, że knowania chcących odnowienia przyjaźni na linii Warszawa — Szczecin są jeszcze zbyt przedwczesne. Jednak już przed meczem Pogoń — Legia część portowców opijała zgodę, gdy w tym czasie inni w zupełnie odmiennych nastrojach udawali się na spotkanie. Dyskusja na sektorze bordowo-granatowych była dość ostra. Doszło do dymów między dyskutantami. W przerwie meczu dym się zaostrzył. Policja postanowiła spacyfikować rozmówców. Jednak na rozpalone głowy w tym momencie nie było już siły. Teraz obie strony wewnętrznego konfliktu znalazły wspólnego wroga — mundurowych Zaczęła się bitwa z policjantami, których szybko wyrzucono poza sektor. Ta akcja została owacyjnie przyjęta przez kibiców gości uważnie obserwujących co się dzieje. Legioniści odśpiewali zwyczajowe w takich przypadkach „Zawsze i wszędzie policja jebana będzie”, co wywarło wrażenie na wszystkich kibicach w bordowo-grana towych szalikach i dało kolejny pretekst do zgody. W ten sposób, zupełnie nieświadomie, funkcjonariusze przyczynili się do zmniejszenia waśni międzyklubowych.
Od tej pory zgoda Pogoni z Legią stała się najbardziej eksponowaną w Polsce. Na większości spotkań jednej drużyny można ujrzeć wielkie flagi drugiej. Szczecinianie dzięki tej zgodzie zaistnieli na forum między narodowym, bo wyjazdy legionistów na mecze Ligi Mistrzów potraktowali dosyć poważnie. W Goeteborgu zawitała 4 grupa mieszkańców Szczecina, nie obyło się bez wizyt bordowo-granatowych na innych spotkaniach LM, a barwy Pogoni można było ujrzeć na ekranach TV w całej Europie. Rok wcześniej, podczas innej eskapady Legii na podbój bram raju, czyli w walce o udział w Lidze Mistrzów, dwóch powracających ze Splitu szczecinian obiło w Wiedniu tamtejszych policjantów. Musieli się później wykupić i wracać do domów na własną rękę (wojażowali autokarem wraz z warszawską grupą fanów).
Jesień 94 to w życiu portowców dwa wydarzenia. Bitwa z policją w okolicach sektora zajmowanego przez kibiców Górnika Zabrze na meczu, który zgromadził 18 tysięcy widzów. Na to spotkanie przyjechało 35-4() kibiców z Zabrza. Wchodząc na stadion skasowali jedną flagę Pogoni. Paru szczecinian weszło na sektor wraz z gośćmi, odebrali im swoje barwy i zaczęła się szarpanina. Po akcji policji u miejscowych chuliganów zmienił się kierunek agresji. Walczono na kosze i kamienie.
Na kolejne scenki z życia hools czekano siedem ligowych kolejek. Dopiero spotkanie w Łodzi z Widzewem zaowocowało wojną w Sochaczewie. Część portowców pojechała przed meczem do Warszawy na alkoholizowanie się. Wracając w kierunku Szczecina, a w zasadzie jadąc na swój mecz wraz z kilkoma fanatykami Legii, hools z Pogoni zostali za atakowani przez liczniejsze towarzystwo z Widzewa. Mimo że przewaga liczebna wskazywała na pewne zwycięstwo fanów łódzkiej jedenastki, walki były wyrównane. Niestety, po ich zakończeniu, gdy do dyskusji włączyli się policjanci, niektórzy fani czerwono zaczęli pucować. Rok 1994 to także wyjazd do Zabrza na mecz Polska — Francja. Cztery autokary szczecińskich chuliganów jechało tam z jednym zamiarem: dorwać Cracovię. Po spotkaniu grupę kibiców Legii i Pogoni zatrzymano najdłużej na trybunach z sezonu. Jeden ze zmotoryzowanych kibiców z Warszawy namierzył miejsce postoju Cracovii, więc 4 autokary (2 warszawskie i 2 szczecińskie) krążyły wokół tras wylotowych na Kraków, jednak nie udało się nadrobić io minutowego spóźnienia i „przejąć” pasiaków. Po objechaniu kilku przydrożnych knajp obie ekipy doszły do wniosku, że nie ma już szans i rozstały się.
— Legia miała wówczas więcej szczęścia, nie dorwaliśmy Cracovii, ale oni obili przynajmniej Arkę.
Wiosną roku 95 jadąc do Lubina Pogoń wysiadła z autobusu na osiedlu. Zaczęła się bijatyka z miejscowymi. Największe starcie miało miejsce w okolicy cmentarza. Trafili nieszczególnie, gdyż ci, których skrojono, nadawali policji, co dla kilku skończyło się odosobnieniem.
Także dwa razy na pucerę ze strony przeciwników nacięli się w tym czasie fani Pogoni po bijatykach z Górnikiem Zabrze.
To szczecinianie stali się zarzewiem jednej z większych zadym w historii polskiej piłki. W czasie meczu Legia - GKS Katowice w finale pucharu Polski w czerwcu 95 Chomik ze Szczecina przeskoczył plot i pobiegł zrywać flagi katowiczan. Został przechwycony przez ochroniarzy, obezwładniony, a następnie zbity i skopany. Tego skopania nie mogli prze boleć widzący go już po awanturze kibice. I przy najbliższej okazji, czyli tuz po zakończeniu spotkania postanowili go pomścić.
Jesienią 95 przyszedł niespodziewanie kryzys. Trudno stwierdzić nawet samym zainteresowanym, co było jego przyczyną. Jego eskalacją był mecz z Hutnikiem w Krakowie, na który me dotarł żaden sympatyk Po goni. Zjawiło się jedynie dwóch fanów sosnowieckiego Zagłębia, z którym w międzyczasie portowcy zdążyli zawrzeć pakt o nieagresji. Na szczęście kolejny wyjazd Pogoń miała do Wrocławia. Wszyscy liczyli, że pojedz ich 150. Jednak rzeczywistość przeszła najśmielsze oczekiwania pociągu wsiadło 350 fanów. Psy chciały część bractwa wysadzać, lecz w ta kich przypadkach za mającymi opuścić wagony stawiali się Wszyscy p utarczkach, policjanci doszli do wniosku, że gra nie jest warta świeczki i dali sobie siana. Na tym meczu portowcy prezentowali się rzeczywiście fantastycznie, tym bardziej, że zwieźli ze sobą mnóstwo pirotechniki. Race jednak stały się powodem, dla którego kwalifikator spotkania kazał wy rzucić policji portowców ze stadionu. Nie wiedział, że świeca dymna, która uniemożliwiła zawodnikom grę była kukułczym jajem podrzuconym fanom bordowo-granatowych przez wrocławian.
Kolejny wyjazd, do Łodzi na ŁKS, to spotkanie 110-osobowej grupy szczecinian z fanclubem Łódzkiego KS z Włocławka. Nie mogący dać sobie rady z fanatykami Pogoni psy... wysadzili na najbliższej stacji Nobilesiaków.
Jedyną możliwością przechwytywania kibiców innych drużyn, z uwagi na położenie geograficzne (nikt przez Szczecin nigdzie nie przejeżdża), jest odbywanie chuligańskich wycieczek do nieodległych Polic. Ostatnio na takie akcje załapały się Bałtyk, Chrobry i Zawisza. Gdynianie w liczbie 27 zostali zmuszeni do śpiewania o Pogoni i bluzgania na swój klub. Dzięki temu nie zostali obici. Natomiast Chrobry (10 osób) stracił wszystkie swoje barwy. Głogowianie wyrazili na meczu Francja — Polska chęć ich odkupienia. Portowcy się na to nie zgodzili.
Zawiszę bordowo-granatowi trafili po meczu, po trzygodzinnym szukaniu, na dworcu, już w pociągu. Choć siły były wyrównane, jednak miejscowi wykorzystali zaskoczenie. To ostatnie zwycięstwo przyszło okupić Pogoni bardzo drogo. Wracając ze Stomilu 9-osobowa (tak twierdzą zainteresowani) grupa fanów ze Szczecina została pozbawiona 3 flag, tyluż szalików oraz dwóch kurtek. Portowców obito. Nie mieli w walce z 60-80 (znów dane ze Szczecina) hools z Bydgoszczy żadnych szans.
To wyzwoliło w portowcach ducha walki. Kilka dni później wyprawili się do Konina, gdzie Zawisza rozgrywał swoje spotkanie ligowe. Przed meczem zostało przechwyconych dwóch bydgoszczan. Po oklepaniu zostali rozebrani do koszulek i pozostawieni w lesie. Według portowców nie było mowy o otwartej walce (co zostało wyciągnięte z innego źródła i jest opisane w rozdziale ZAWISZA; któraś informacja jest fałszywa). Po meczu trafione zostały pojedyncze osoby z Bydgoszczy i jedna z Poznania.
Kibice Pogoni mają żal do poznaniaków, którzy twierdzą, iż często przechwytują fanatyków ze Szczecina, a nie podkreślają tego, że robią to z pojedynczymi fanami i nigdy nie zaatakowali większej grupy. Oczywiście poza jedną sytuacją, gdy portowców zaatakowała grupa miejscowych hools po meczu Olimpia — Pogoń w pucharze Polski. Wtedy 24 osoby zostały zaatakowane w pociągu. Po zerwaniu hamulców Lech obrzucał wagon kamieniami oraz wdarł się do środka. Co prawda niektórzy z portowców (Chomik) uczestniczących w zadymie twierdzili, że oklep nie był aż taki straszny, jednak reszta mieszkańców grodu Gryfa uznaje swoją porażkę. Pogoń potraciła szaliki, zyskała dużo porozbijanych głów. Jednak ci sami, którzy przyznają się do porażki, twierdzą, iż poznaniacy rozdmuchali sprawę opowiadając o pomocy udzielonej niektórym fanom w szpitalu. Nie miało to miejsca.
Walki Pogoni z Lechem to już spora tradycja. Kibice obu klubów nie lubią się od kiedy istnieją. W poprzednich latach portowcy z reguły stanowili znacznie liczniejszą grupę na stadionach Poznania (Lecha, 0limpii, Warty), niż fani Kolejorza w Szczecinie. Wiosną 95 zdarzyło się inaczej. To Lech zameldował się w bardzo dużej grupie na stadionie przy ul. Twardowskiego.
— Gdy po meczu wyłamaliśmy bramy i znaleźliśmy się na murawie, poznaniacy nie chcieli z nami podjąć walki. Rzucali jedynie połamanymi ławkami. Twierdzili, że nie chcieli przechodzić przez wysmarowane towotem ogrodzenie. A chwilę wcześniej, gdy ich piłkarze dziękowali im, mimo porażki 2:3, za doping, to sami na tym płocie wisieli — mówią z wyraźną pretensją w głosie szczecinianie.
Portowcy za punkt honoru postawili sobie także obicie w Szczecinie kibiców beniaminków, by ci już nie chcieli wyprawiać się na mecze do tego miasta. Najgorzej na tym wyszli w 94 roku kibice Stomilu, którzy zostali trafieni z flagi i szalików, oraz w 95 roku Raków, który na stacji Dąbie oprócz strat szalików i flejersów, dostał dość ostry oklep, tak, że częstochowianie skorzystali z pomocy lekarskiej.
Jesienią 94 dwudziestu siedmiu fanatyków Pogoni pojechało do Stalowej Woli, 150 do Poznania na Lecha, 150 do Częstochowy, gdzie jak zwykle Raków stracił kilka szalików. 74 w Łodzi na Widzewie, 48 plus kilku z Legii w Poznaniu na Warcie, 100 również w Poznaniu na Olimpii. Na tym meczu doszło do kilku szarpanin. Najpierw będący w mniejszości portowcy, broniąc się przed atakującymi poznaniakami, odparli atak rozbijając na głowie jednego z napastników pełną półlitrówkę. Później fani Lecha dorwali paru szczecinian, którzy odłączyli się od grupy. Dwóch pechowców zostało skopanych. Następny wyjazd na Olimpię (23), tym razem na PP jest dokładnie opisany i powyżej, i w rozdziale LECH POZNAN. W Mielcu pojawiło się 27 fanów ze Szczecina, a na ostatnim wy jeździe w roku 1994 w Łodzi na stadionie ŁKS-u pojawiło się 5 kibiców bordowo-granatowych i czterech legionistów.
W uzupełnieniu i tak niepełnych informacji o liczbie kibiców Pogoni na wyjazdach trzeba podać dwie niezbyt sympatyczne dla portowców informacje. Jesienią 95 w Bytomiu na Szombierkach (1/16 PP) zameldowało się 5 sympatyków dopingujących Pogoń. Z tego czterech było z Sosnowca. Natomiast w Lubinie była ich niecała dwudziestka.
...nasz los w naszych rękach... wiec niegdy nie mów nigdy.
Jezeli bedzie coraz wiecej osób ktorym na sercu bedzie leżało dobro klubu i kibiców to możemy powtorzyc wyczyny z lat świetlności
takie moje zdanie na tamat
ŚLĄSK WROCŁAW-POGOŃ - jesień 1995 r.
Do tego wyjazdu przygotowania były czynione od dawna. Dla mnie tez wyjazd rozpoczął się od klasycznego upicia się pod pewnym lokalem (Pijalnia Piwa) o godzinie 20. Pociąg odjeżdżał o 23.30, więc było trochę czasu by się nachlać z kumplami. Po suto zakrapianej alkoholizacji udaliśmy się w ok. 40 osób na dworzec. Na nim zobaczyliśmy dość dużą liczbę osób, jaką było 400 szalikowców. Po zainwestowaniu swojego kapitału w akcje kontrolne PKP (bilety), co było bardzo dziwnym zjawiskiem w naszej społeczności, ponieważ wszyscy mieli bilety (bez 80 osób), wsiedliśmy do pociągu. Jechało z nami około 20 psów, którzy zachowywali się nader kulturalnie. Największym kłopotem było wyruszenie ze Szczecina, bo co chwilę ktoś albo wskakiwał do pociągu albo wyskakiwał z niego. Pociąg ten był jedną wielką imprezą na kółkach. W przedziałach, gdzie lała się wóda, siedziało po 15 osób, a takich przedziałów było pełno. Po około godzinie odpadłem z rozgrywki, co znaczy, że musiałem zająć frytkownicę uprzednio zwalając z niej 2 osoby. Obudziłem się w Poznaniu, gdzie wyjrzawszy przez okno zobaczyłem przywódcę psychopatów poznańskiej filii gorzowskiego szpitala psychiatrycznego- samego "Uszola". Przechadzał się po peronie niedowierzając własnym oczom. Być może był zawiedziony, że nie może wezwać swych "Banitów" lub zdziwiony, że jest nas nieco ponad normę. Po głębokim jak butelka po wódce śnie dojechaliśmy do Wrocławia. Miejscowe niebieskie kurwy doprowadziły nas do oddalonej o 20 m(!) od dworcowego tunelu kuflandii na około 100 osób, gdzie uzupełniliśmy tak bardzo nam potrzebny zapas alkoholu we krwi. Przyjechaliśmy do Wrocławia po 1,5 godzinnym opóźnieniu o 7.30, a mecz był o 11. Trzeba było, więc doprowadzić swój organizm do tzw. normy kibica. Byliśmy bardzo zdziwieni nie widząc w okolicy dworca żadnego osobnika wyglądającego na kibola WKS-u. Na nic zdały się wycieczki taksówkami po mieście w poszukiwaniu szalików i ich właścicieli. Dosłownie ZERO ŚLĄSKA. Po libacji udaliśmy się na stadion. Na czterysta osób około 250 nadawało się na izbę, lecz tylko jeden miał przyjemność spać w tym eleganckim hotelu. A za co? A za to, że nie spodobał mu się mundur policjanta i zaczął sobie na niego pluć i smarkać. Przed wejściem na stadion psy stwierdziły, że mamy od razu oddać race i świece. To było śmieszne. Lecz "niestety" pokazali, na co ich stać, skasowali 1 racę na 40 przywiezionych. W naszym sektorze jeden wielki bal. Niestety jeszcze parę minut przed meczem komuś pojebały się wejścia na stadion i wszedł w pijackim amoku na sektor Śląska w szaliku Pogoni. Zdarzyła się nieciekawa przygoda, ponieważ został okopany przez 50 dzielnych WuKaeSiaków i stracił szal. A podczas meczu wspaniały doping, którym zagłuszaliśmy (temu nikt nie zaprzeczy) Śląsk. Pełno rac, świec dymnych. Ta sielanka trwała do 20 minuty drugiej połowy, kiedy to jakiś "Urodzony morderca" zerwał naszą flagę. Udałoby mu się to gdyby nie nasz wspaniały golkiper Radek Majdan, który mu w cudowny sposób odebrał ją i wróciła ona do właścicieli. W następnym meczu Radek dostał od kibiców puchar "za zasługi dla kibiców". Kibol Śląska próbując ją zerwać rzucił świecę gazową. Gdybym napisał, że to my ja rzuciliśmy było by to kłamstwem i przyniosłoby na sławę za ten czyn. Psy myślały inaczej i zostaliśmy wyproszeni ze stadionu, zostawiając flagi na płotach. Śląskowi trzeba jednak przyznać jedno. Nie zachowali się jak niektóre kluby. Inni korzystając z okazji stanęliby na głowach żeby nam je zerwać. Na dworcu zaskoczenie. Czekały na nas wszystkie flagi. Okazało się, że przywiozły je nasze psy i paru pacjentów ze Śląska. Później przyjazd do Szczecina. Nasze wagony zostały zamknięte, więc nawet psy nie mogłyby nas wyjebać. Po przyjeździe do Szczecina wieczorem dalsza alkoholizacja trwająca do następnego dnia. Dla mnie ten wyjazd był typowym piknikiem, chociażby, dlatego, że czuliśmy się jak u siebie na majówce. Mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla Śląska. Bramka została strzelona po naszym wyjściu.
Ps. Według niesprawdzonych wiadomości 2 ziomali ze Szczecina, gdy wracali z Wrocławia późniejszym pociągiem zostało zaatakowanych przez około 10 osobową grupę Lecha w Poznaniu. Po stracie kurtki jeden z naszych wpadł w typowo psychopatyczny trans i zaczął gonić typa z Lecha. Nie dość, że go złapał i zlał jak psa to jeszcze odebrał swoją własność.
SIARKA TARNOBRZEG-POGOŃ (30.07.95)
Na ten pierwszy mecz sezonu 95/96 wybrałem się już w czwartek wieczorem z 2 kumplami do Warszawy. Na miejscu w stolicy byliśmy dopiero w południe z powodu przymusowych wysiadek w Krzyżu, Poznaniu i Kutnie, po czym udaliśmy się do ziomala z Legii. Cały piątek i noc z piątku na sobotę zleciała nam na alkoholizacji. W sobotę rano po zwerbowaniu jednego z Legionistów pojechaliśmy na Centralny spotykając tam 19 chłopaków ze Szczecina i 1 fanatyka Legii wracającego z upojnych wakacji w Grodzie Gryfa. Wyjeżdżając o 7 rano z Warszawy, w Sandomierzu byliśmy o 11 rano. Po małej utarczce z psiarnią w Skarżysku, kanary wypisały nam niezawodne w tej sytuacji kredyty. W Sandomierzu czekało na nas 2 zawodników ze Stargardu. Psy zawiozły nas do Tarnobrzega starymi rozklekotanymi "Żukami " pod stadion. Tam dotarło do nas że nie posiadamy wystarczającej ilości gotówki na picie, nie mówiąc o szmalu na wjazd. W tej oto sytuacji uratował nas kolega sprzedając swą (nowiusieńką) skórę co nas uratowało przed nieuchronnym wytrzeźwieniem. Do meczu pozostało ok.5 godzin. Siarki po prostu brak. Niektórzy poszli się kąpać w Wiśle, inni pili pod stadionem w knajpce, a jeszcze inni zapoznali niejakiego 50-letniego"Mundka”, który powiedział, że bierze 4 z nas na wódkę. W ten oto sposób został on naszym oficjalnym sponsorem wyjazdu. Napierdoleni jak worki wtoczyliśmy się na stadion z piosenką "Lato wszędzie". Jak zwykle porozbierani do pasa, śpiewaliśmy i dopingowaliśmy przez cały mecz. Upał był nieznośny, ale wody było pod dostatkiem, więc o porażenie mózgowe nie trzeba było się bać. Siarki w młynie było ok. 40 twarzy, jak nie małolaci to rolnicy oderwani od pługa. Po meczu który Pogoń wygrała 1:0 zostaliśmy zawiezieni do Sandomierza, skąd w towarzystwie Tarnobrzeskich psów udaliśmy się żółtkiem do Skarżyska. Za pozostałe pieniądze zakupiliśmy alkohol na drogę i stojąc pod dworcem w 8 osób zaczęliśmy powoli opróżniać butelki. W pewnej chwili z ciemności wyłoniło się ok.15 tubylców ze sztachetami. Na początku dezorientacja i wycofanie, po dojściu do siebie przystępujemy do kontrataku montując naprędce jakieś brechy. Niestety po pierwszym starciu wkroczyły psy i przerwały naszą radosną zabawę. Owi tubylcy byli najprawdopodobniej kibicami Granatu, czyli filii Widzewa. Rozochoceni tymi wydarzeniami kontynuowaliśmy terror w pociągu do Warszawy. Po przejęciu dziewczyny jakiegoś pacjenta z Krakowa, bajerowaniu zakonnicy, przyszła kolej na "WARS" Na początku zwykła promocja słodyczy, później piwo na "kredyt". A na koniec jeden z nas zażądał całej kraty piwa i kartonu szlugów. Na nieszczęście "warsowego" w skrzynce brakowało 2 piw. Musiał za nie zapłacić. JEDEN WIELKI TERROR!!! W okolicy W-wy Zach. 2 typów stwierdziło, że nie lubi Pogoni i Legii oraz że jadą na baraż Radomiak- Jeziorak gdyż są fanami Radomiaka. Gdy pociąg stanął na stacji doszło do sparringu, podczas którego zostali wyrzuceni z pociągu, bez jednego buta, z rozrzuconym bagażem na peronie. Niestety barw nie mieli, chociaż kto wie. Trzeba stwierdzić że byli godnymi rywalami, dopóki paru zrzutowiczów od nas nie obudziło się i stwierdziło, że chcą sobie trochę pokopać .Z Centralnego z oczywistych powodów musieliśmy się ewakuować z zagarniętym łupem z "Warsu". Wsiedliśmy do jakiegoś nocnego autobusu, który wywiózł nas na jakieś dziwne osiedle (chyba Bemowo). Byliśmy tak niemiłosiernie napierdoleni, że popadaliśmy na trawnikach. Potem powrót do Szczecina porannym expresem, w którym spotkaliśmy gwiazdę -Zbigniewa Wodeckiego, który wskutek delikatnego nacisku został zmuszony do zanucenia pierwszych wersów Pszczółki Maji.
Ten wyjazd chyba każdy uczestnik może zaliczyć jako jeden z najlepszych, pod względem humoru, pogody, samowoli i niezbędnego alkoholu. To, że frekwencja nie była wysoka nie stwarza problemu by można było mianować tę wyprawę najlepszą na jesień '95.To jeszcze jeden dowód na to, że czym dalej tym więcej przygód.
ŁKS Łódź - POGOŃ SZCZECIN 06.03.1999
Wyjazd na ten mecz był pierwszym wyjazdem kibiców Pogoni w rundzie wiosennej sezonu 1998/99. Początkowo do Łodzi jechać mieliśmy pociągiem specjalnym, jednak na przeszkodzie stanęła zbyt mała liczba chętnych. Postanowiliśmy wybrać się, więc zwykłym pociągiem (pociągami) rejsowym. Starszyzna natomiast pojechała busami. Mecz rozegrany zostać miał w sobotę o godz. 16, jednak cała eskapada rozpoczęła się już późnym popołudniem w piątek. W grupie prawie 60 osobowej wsiedliśmy do "Terespola". Udało się nam zmylić szczecińską psiarnię, która myślała, że podróżować będziemy którymś z późniejszych pociągów. Pierwszą przesiadkę mieliśmy już w Stargardzie. Dołączyło tam do nas kilku następnych fanatyków Dumy Pomorza. Około 22 ruszyliśmy w dalszą drogę. Kanarowi mówimy, że jedziemy do kolegi na przysięgę, więc ten przezornie omija zajmowane przez nas przedziały. Kolejną przesiadkę mieliśmy w Szamotułach. Wobec kilkugodzinnej przerwy w podróży, nie pozostało nam nic innego, jak udać się "na miasto". W czasie przechadzki zdobywamy jeden szal Lecha. O godzinie 7 rano w sobotę meldujemy się w Warszawie. Niektórzy z nas odwiedzają swoich ziomków, inni natomiast zwiedzają stolicę. O 13 ruszamy do Łodzi. Wspomaga nas pięciu legionistów. W ramach rewanżu w Warszawie zostaje trzech fanów granatowo-bordowych, którzy postanawiają obejrzeć mecz Legia - Stomil Olsztyn. W Łodzi jesteśmy przed 15. Wysiadamy na Fabrycznej. Ruszamy w miasto tylko w jednym celu - aby walczyć. Nieważne, z kim, nieważne gdzie. Ekipa jest konkretna, mimo, że średnia wieku nie należy do najwyższych. Wsiadamy do autobusu na przystanku końcowym. Wszelkie akcesoria hydrauliczne (rurki, pałki) pochowane w rękawach, tak, aby nie wzbudzać podejrzeń. Autobus odjeżdża. Na trzecim lub czwartym przystanku zauważamy podobną liczebnie grupę fanów ŁKS-u. Wybiegamy z autobusu i biegniemy w ich kierunku. Większość ucieka, a ci, którzy się postawili lub nie zdążyli zbiec dostają po ryjach. W walce zdobywamy kilka szali. Wracamy do autobusu, ruszamy dalej. Na następnej stacji widzimy kolejną grupę fanów w szalikach. Niestety słychać również wycie syren. Autobus staje, do środka wpadają psy i wyrzucają wszystkich na zewnątrz. Profilaktycznie zostawiamy sprzęt na podłodze w autobusie. Ciekawie to wszystko wyglądało z boku. Tłum gapiów, oddział psów z wycelowanymi w nas karabinami, pod ścianą grupa szczecińskich hools, pod nogami walają się szaliki ŁKS-u, Najbardziej utkwiło mi w pamięci zachowanie "S.', który mający przystawiony do głowy psi karabin powiedział: "No strzelaj kurwa! Taki odważny jesteś?!". Pies tak spanikował, że nie wiedział, co ma z sobą począć. Niehonorowo zachowali się fani ŁKS-u. Podczas gdy nas pakowano do policyjnych bud, ełksiacy wykrzykiwali: "Dobrze im! Wpierdolcie śledziom!". Przewieziono nas na komisariat przy ulicy Więckowskiego. Tam wszystkich spisano i sfotografowano. Po godzinnym pobycie na komisariacie psy zaprowadzają nas na stadion. Widocznie łódzka policja nie jest zbyt mocna z topografii włókienniczego miasta, gdyż dojście na stadion zajmuje nam bardzo dużo czasu. Starcie na mieście należy uznać za nasze zwycięstwo. W gazetach napisano, że fani Dumy Pomorza zdemolowali autobus. Tymczasem nie została w nim zbita nawet jedna szyba, nie pocięto nawet jednego siedzenia. Niestety ŁKS potwierdzał tą wersję w różnych zine'ach. Widocznie wygodniej było im pisać o wyimaginowanym rozwalonym autobusie, niż o własnej porażce. Widać jednak, że klęskę we własnym mieście wzięli sobie do serca. Gdy na naszym sektorze znajdowało się około 30 osób ŁKS próbuje zerwać naszą flagę - Dumę Pomorza. Dochodzi do krótkiego spięcia, flaga zostaje obroniona. Po stronie ŁKS-u w walce uczestniczyli fani Nobilesu Włocławek. My, czyli grupa pociągowa, dochodzimy pod stadion w przerwie meczu. Krzyczymy w kierunku ŁKS-u: "Cykory! Cykory!". Na sektorze jest nas około 100-110 osób. Około 60 minuty dwóch ełkaesiaków próbuje zerwać flagę MKS POGOŃ. Nie udaje się to im, jednak flaga zostaje przedarta na szwie (po zszyciu do dzisiaj wisi na naszych meczach). Poza tym na stadionie nic godnego uwagi się nie dzieje. Po spotkaniu psy prowadzą nas na Widzew, skąd ruszamy w drogę powrotną. Pierwszą przesiadkę mamy w Skierniewicach. Po dwóch godzinach spędzonych w tej mieścinie ruszamy dalej. W pociągu kilku szczecińskich hools obija typów uważanych za kiboli Zawiszy. Jak się okazało były to... psy z jakiejś szkółki. W Aleksandrowie Kujawskim do pociągu wpada psiarnia. Wyrzucają nas z pociągu i zabierają na komendę. Tam wszystkich spisują, każdemu dają po parę pałek i puszczają nas wolno. Aleksandrów Kujawski jest to niestety metropolia, która nie doczekała się bezpośredniego połączenia ze Szczecinem. Najpierw dojeżdżamy, więc do Torunia i dopiero tam wsiadamy w pociąg do portowego miasta. W Grodzie Gryfa meldujemy się o 12 rano w niedzielę. Mimo tak długiego wyjazdu (42 godziny) wyjazd uważam za bardzo ciekawy. [MODERATOR: dwa ujecia z tego spotkania
Odp: Troszke historii - Pogoń Szczecin kibicowsko - 12/02/2005 22:50
Zieliński w niektórych momentach koloryzuje, o niektórych sprawach wogóle nie pisze np POL-FRA czy nasze wcześniejsze wyjazdy do Wrocka (tu akurat mogę się domyślać dlaczego ) lub Gdańska (choć o Gdańsku szerzej opisywał w Pamiętniku kibica)
Wyjazd do Grodziska był typowo piknikową imprezą. Mimo to, wybrało się na niego prawie 450 fanów Dumy Pomorza. Jako, że do Grodziska nie można dojechać pociągiem, wszyscy kibice podróżowali samochodami i busami. O godzinie 9 wyjechaliśmy spod stacji benzynowej w Płoni. Wyglądało to dosyć ciekawie - niemal 100 pojazdów udekorowanych w klubowe barwy. Podczas naszego przejazdu przez Gorzów w szoku było całe miasto. Kawalkada samochodów, dźwięk klaksonów, kilkaset szalików powystawianych za okna - to musiało zwracać uwagę. Podróż przebiegała bardzo spokojnie. W miejscowości Przytoczna odbył się typowo jesienny piknik. Nie obyło się bez pieczenia kiełbasek, nie zabrakło również chętnych do kąpieli w pobliskim jeziorze. Piknikowa atmosfera udzieliła się niestety także na stadionie. Chociaż zabraliśmy ze sobą trzy bębny, doping był co najwyżej przeciętny. Większość fanów wolała w spokoju obejrzeć mecz. Na płocie zawisły tylko 3 flagi (MKS POGOŃ SZCZECIN, mała MKS POGOŃ i jeszcze mniejsza szachownica). Kibice Groclinu potwierdzili, że ich ewolucja zatrzymała się na poziomie 4 ligi. Powrót minął bardzo spokojnie i przed 21 byliśmy w Grodzie Gryfa.
Odra Opole - POGOŃ SZCZECIN 23.09.2000
Do Opola wybrało się około 70 kibiców Dumy Pomorza. Podróżowaliśmy w dwóch grupach. Pierwsza, 22 osobowa grupa wyruszyła na Dolny Śląsk z samego rana. Podróż przebiegała raczej spokojnie. Większych problemów nie robił kanar, który najnormalniej w świecie wziął w łapę. Grupa ta po kilku przesiadkach dosiadła się we Wrocławiu do drugiej, około 45 osobowej grupy kibiców portowej jedenastki. 2 kibiców podróżujących pociągiem wcześniejszym miało okazję bliżej poznać pyrlandię. Wysiedli oni w Poznaniu i z przesiadkami dojechali do jakiejś małej mieściny za Lesznem. Aby wsiąść do jakiegokolwiek pociągu jadącego w kierunku Opola musieli przejść na piechotę 8 km. Idąc przez wioski i pola mieli wątpliwą przyjemność oglądania wykopków. Po prawie siedmiu godzinach podróży dotarliśmy do Opola. Na dworcu przywitały na zastępy psów uzbrojonych w karabiny i pałki. W okolice stadionu postanowiła bokiem dostać się 20-osobowa grupa fanatyków Pogoni, jednak we wszystkim połapały się psy i zawróciły kibiców Dumy Pomorza na dworzec. Spod opieki mundurowych uwolniło się zaledwie dwóch fanów Pogoni. Droga na stadion przebiegała bardzo spokojnie. Jedynie w jego pobliżu kręciła się około 20-osobowa grupa miejscowych poszukiwaczy mocnych wrażeń. Do bliższego spotkania niestety nie doszło. Więcej przygód spotkało 2 kibiców którzy wybili się z dworca na miasto.
Najpierw postanowili się porządnie najeść. W tym celu udali się do restauracji na golonkę. Wszystko byłoby cacy, gdyby nie pazerność właściciela punktu gastronomicznego, który za dwa niewielkie kawałki świniaka policzył sobie 30 zł. W tym momencie jeden z fanów wywrócił stół, tłukąc przy okazji wszystko co znajdowało się na stole. Po całym zdarzeniu podróżnicy udali się w stronę stadionu. Nie kryli się ze swoimi sympatiami do Pogoni. Każdego przechodzącego, który był w miarę odpowiednim wieku informowali, że są ze Szczecina. Jednak nikt z opolan nie kwapił się do walki. Gorąco zrobiło się dopiero przed stadionem. "Ch." podszedł do gości którzy sprzedawali pod stadionem szaliki (podobno byli do przywódcy tamtejszych kibiców) i oznajmił im, że jest ze Szczecina i zapytał się czy "chcą awantury". Klienci się początkowo zdziwili i nie chcieli uwierzyć szczecińskiemu desperatowi. Po chwili jednak opolanie przystąpili do ataku na dwóch szczecińskich hools. Wszystko to działo się w odległości 50 metrów od sektora na którym siedzieli już pozostali szczecińscy fani. Wystarczyło parę sekund, żeby z sektora wybiegło kilkanaście (-dziesiąt?) osób idących z odsieczą swoim ziomkom. Ochrona gdy tylko połapała się o co chodzi, pozamykała furtki na kłódki. Po chwili do całej awantury wmieszała się psiarnia. Trzeba przyznać, że "Ch." i "O." nie mają się czego wstydzić, gdyż nie dostali oklepu, mimo iż za przeciwników mieli kilku fanów Odry. Po wszystkim udaliśmy się na sektor. Niektórzy z nas umilali sobie oczekiwanie na mecz w sektorze zajmowanym przez kibiców gospodarzy. Podczas meczu kibice Odry prezentowali się przeciętnie. Przed meczem rzucili kilkadziesiąt serpentyn, młyn liczył około 300-400 osób. Z dopingiem było różnie. Czasami śpiewał cały stadion, a czasami, i to przez kilkanaście minut, na stadionie słychać było tylko nas. My również nie zaprezentowaliśmy się najlepiej. Wywiesiliśmy 5 flag (w tym dwie długie "MKS POGOŃ SZCZECIN" i "GRANATOWO-BORDOWI").
ZAGŁĘBIE LUBIN - POGOŃ SZCZECIN 09.09.2000
Do Lubina wybrało się 270-300 fanatyków Dumy Pomorza. Jak zwykle miasto to odwiedzili tylko fani podróżujący samochodami. Powód jest jeden - fatalne połączenie kolejowe (podróż w jedną stronę trwa 9 godzin i wymaga 3 przesiadek). Na Zagłębie wybraliśmy się w sile 3 autokarów (w jednym z nich jechało tylko 15 osób), 8 busów i 22 samochodów. Ekipa jednego z autokarów jechała na Dolny Śląsk bynajmniej nie w celach towarzyskich. Nie znalazła jednak szukanych wrażeń. Cała droga przebiegała bardzo spokojnie. Niewiele brakowało jednak, aby na mecz nie dojechał jeden autobus. Autokar ten najzwyczajniej w świecie zepsuł się. Gdyby nie zdolności naprawcze jednego z kibiców, najprawdopodobniej 50 osób wróciłoby do Szczecina na kilka godzin przed rozpoczęciem meczu (w tym miejscu należą się podziękowania dla Marka z Polic) Po drodze kilka promocji. Pierwsze zgrzyty zaczęły się pod Aqua Parkiem w Polkowicach, gdzie odbywały się Mistrzostwa Kibiców Pogoni w zjeździe rurą do wody. Fani którzy nie mieli ochoty pluskać się w wodzie, postanowili wybrać się do sklepu. Nie zgodziła się na to lubińsko-wrocławska psiarnia. Doszło do krótkich przepychanek, w wyniku których zatrzymano jednego kibica Pogoni. Pozostali fani postanowili go odbić. Dolnośląska psiarnia okazała się bardzo pojebana. Od razu wycelowano w nas broń gładkolufową. Najwyższy stopniem, ale zarazem najbardziej pojebany pies wydzierał się, że „jeżeli dojdzie do zakłócenia porządku to otworzą ogień”. Całą sytuację załagodził jeden ze starszych fanów, który uspokoił „gorące głowy” szczecińskich fanatyków. Po krótkich rozmowach zatrzymany kibic Pogoni został wypuszczony. Dwie godziny przed meczem wszyscy fani Dumy Pomorza ruszyli do Lubina. Zaskoczyło nas zachowanie kibiców Zagłębia.Na 45 minut przed meczem stadion był prawie pusty, nie wisiały żadne flagi. W czasie meczu Zagłębie prezentowało się bardzo przeciętnie. Przed meczem rzucili około 400-500 serpentyn (niektórzy z nas zaczęli śpiewać „Rekord Polski! Rekord Polski!”, mieli baloniki (jednak dopiero pod koniec pierwszej połowy spiker uświadomił ich o możliwości nadmuchania tychże baloników), wywiesili tylko 5 flag (w tym 2 o wielkości gazety). My prezentowaliśmy się natomiast co najmniej dobrze. Wywiesiliśmy 8 flag, mieliśmy 400 baloników. Doping w czasie meczu, zarówno z jednej jak i drugiej strony, był przeciętny (chociaż zdecydowanie lepszy z naszej strony). Lubinianie przeżyli szok w ostatnich 15 minutach. Wtedy to non-stop śpiewaliśmy jedną piosenkę. Bawił się cały sektor. Wszyscy skakali, robiliśmy meksykańską falę. Dawaliśmy z siebie wszystko. Po meczu piłkarze podbiegli pod sektor i podziękowali za doping. My natomiast skandowaliśmy na przemian „Mamy lidera, w Szczecinie mamy lidera”, „Dziękujemy” i „Kazimierz Węgrzyn”. Kazik Węgrzyn ukłonił się przed naszym sektorem, czym podziękował za uznanie w stosunku do jego osoby. Pół godziny po meczu ruszyliśmy w drogę powrotną. Podróż minęła bardzo spokojnie. Co się działo w czasie powrotu w autokarach, busach i samochodach - chyba wszyscy wiedzą. [MODERATOR: troszke fotek z tego meczu
Wisła Kraków – POGOŃ SZCZECIN 19.08.2000Na najbardziej prestiżowy wyjazd tej rundy wybrało się 120 fanatyków Dumy Pomorza. Jest to najlepsza frekwencja jaką zanotowaliśmy w Krakowie w ostatnich latach. Do Grodu Kraka docieraliśmy na dwa sposoby. Pociągami dotarło 80 fanów, natomiast resztę stanowiła ekipa samochodowa. Podróż przebiegała bardzo spokojnie. Na dworcu w Zabrzu minęliśmy się z fanami Górnika, którzy najprawdopodobniej zbierali się na swój wyjazd do Warszawy. Pod Wawel dotarliśmy na 5 godzin przed meczem. Zaskoczyła nas postawa krakowskiej psiarni, która puściła całą ekipę pociągową na miasto w obstawie 2 radiowozów (6 psów). Podczas spacerku przez Kraków zauważyliśmy na jednym ze sklepów napis „ Napoje – Piwo – Promocja”. Większość z nas rozszyfrowała to zbyt dosłownie. Sklep ten pozbył się nieodpłatnie dużej części wyrobów piwnych. Z takim zapasem mogliśmy udać się w stronę obiektu Wisły. Na stadionie byliśmy 3 godziny przed meczem. Podczas gdy ekipa pociągowa prażyła się na słońcu (36 stopni w cieniu), ekipa samochodowa bawiła się w najlepsze na Starówce. Zaskoczyła nas gościnność Wisły. Do zajmowanego przez nas sektora co jakiś czas przynoszono wodę mineralną. Razem z nami spotkanie oglądał Bartek Ława. Kibice Wisły podczas meczu prezentowali się bardzo przeciętnie. Początkowo prowadzili całkiem poprawny doping, jednak z czasem ograniczał się on do niezbyt głośnych okrzyków. My natomiast pokazaliśmy się z dobrej (jak nie bardzo dobrej) strony. Kilka razy wkurwiliśmy cały stadion śpiewając „Cały stadion śpiewa z nami”, po czym rozkręcaliśmy „Gwiazda Biała znak pedała” lub „Lechia Gdańsk kurwa szajs”. Po zdobyciu pierwszej bramki w naszym sektorze zapanowała taka euforia, że „K.”, jeden z bardziej znanych fanów Pogoni, spadł z krzesełka i złamał nogę w kostce. Prawdopodobnie spędzi w Krakowie troszkę więcej czasu niż planował. Sam mecz to jeden wielki horror. Po meczu piłkarze podbiegli do naszego sektora i razem z nami świętowali zwycięstwo. Darek Dźwigała krzyczał do nas „Chłopaki! Było zajebiście”, a reszta skórokopów „szalała” przy płocie przybijając „piątki” z fanami Dumy Pomorza. Gdy piłkarze udali się do szatni, my przenieśliśmy się na drugą stronę trybuny, gdzie doszło do drobnych utarczek z kibicami Białej Gwiazdy. 15 minut po meczu pod nasz sektor przyszedł Radek Majdan i jeszcze raz podziękował nam za doping. Po godzinnym czekaniu na stadionie zostaliśmy przewiezieni na dworzec. Powrót minął bardzo spokojnie. Ten najdalszy wyjazd w całej lidze (1274 km w obie strony) należ uznać za bardzo udany
Ruch Chorzów– POGOŃ SZCZECIN 05.08.2000Decyzją zarządu KS Ruch kibice ze Szczecina nie zostali wpuszczeni na stadion.
GKS Katowice – POGOŃ SZCZECIN 23.07.2000 W Katowicach stawiło się ok. 160 fanatyków Dumy Pomorza. Mimo iż nie pojechała zapowiadana ilość kibiców (400), wyjazd należy uznać za bardzo udany. Z planowanych dwóch pociągów specjalnych (po 200 osób każdy), pojechał tylko jeden, którym podróżowało 110 fanów. Pozostałych 60 (w zdecydowanej większości Alkofans) udało się do Katowic "bokiem". Powodem tej wycieczki nie była bynajmniej chęć zwiedzenia hanysowa. W Szamotułach doszło do bójki z pasażerami jednego z przedziałów. Pojawiły się podejrzenia, że byli to kibice Lecha. W czasie walki pasażerowie pociągu pozbyli się m.in. zegarka i pieniędzy. W Poznaniu już czekała na szczecińskich hools psiarnia. "Na dzień dobry" pierdolnięte psy wrzuciły do pociągu gaz. Doszło do przepychanek na peronie, które raczej nie miło będą wspominać psy. Wszystkich zabrano na komisariat. 3 hools zostało przewiezionych do aresztu w Szamotułach. Na razie posiedzą trzy miesiące do sprawy. Grozi im od 2 do 12 lat. 4 innych chuliganów dostało dozór policyjny. Kilkunastu (jeszcze dokładnie niewiadomo ilu) dostanie kolegia. Po 11 godzinach większość została odwieziona na dworzec, gdzie po krótkim oczekiwaniu, dosiedli się do fanów podróżujących spec-pociągiem.Sam mecz to nic specjalnego. Gieksa prezentowała się całkiem przyzwoicie. Głośno dopingowali swój zespół, odpalili kilkanaście rac. Wśród fanów Katowic dało się zauważyć niemieckie akcenty. Bluzgali na tureckich działaczy po niemiecku. Czyżby lepiej przyswoili sobie język niemiecki niż polski? Po meczu doszło do krótkiej walki z kibicami Gieksy. Kilku hanysów podeszło do naszego sektora. Wykrzykiwali jakieś głupoty i pokazywali dziwne gesty. Płot od razu sforsowało kilkunastu szczecińskich chuliganów. Do całej zabawy wmieszały się psy. Do uspokojenia naszego sektora użyto armatki wodnej (coś to u nich ostatnio modne). Zatrzymano jednego fanatyka Dumy Pomorza. Powrót przebiegał w miarę spokojnie. We Wrocławiu odbyto rozmowę z dwoma fanami Śląska. Gadano głównie o zbliżającym się meczu. Ogólnie wyjazd był udany, co potwierdza większość uczestników wycieczki do Katowic.
Sezon 99/00Ruch Radzionków – POGOŃ SZCZECIN 28.05.2000 Przynajmniej jeden fanatyk Pogoni stawił się w hanysowie. Dla tego „przynajmniej”, bo pod stadionem widział auto na szczecińskich blachach. Na stadionie przebywał incognito. Tym niezbyt miłym akcentem zakończyliśmy sezon 1999/2000.
Petro Płock – POGOŃ SZCZECIN 20.05.2000 W Płocku zameldowało się 42 fanatyków Pogoni oraz 5 kibiców Legii. Mecz ustalony został na bardzo nietypową porę (11 rano). Nafciarze straszyli nas już na kilka tygodni przed meczem. Podobno bardzo wzięli sobie do serca spalenie dwóch flag w barwach ich drużyny. Groźby te nie wywołały w nas śmiech. Cała droga minęła bardzo spokojnie. Jeszcze nudniej było w Płocku. „ Piłkarze” pokazali jak NIE powinno się grać w piłkę. Po stracie trzeciego gola chcieliśmy opuścić stadion. Zostaliśmy jednak do końca.
Legia Warszawa - POGOŃ SZCZECIN 07.05.00 Zjawiło się ok. 40 osób, które skrzętnie ukrywali się przed patrolami policji, legitymującymi wszystkich w barwach Pogoni. Po wejściu do pociągu za kibicami podążyły oddziały psów, które rozmieszali się po kilku wagonach. Jednak przed samym odjazdem opuścili oni pociąg, podobno ze strachu przed Lechem. Już od początku jazda była nerwowa, gdyż wszyscy oczekiwali Kolejorza, który jednak nie się stawił po kompromitującej porażce z Widzewem. Większość kibiców okupywało WARS i już po kilkudziesięciu minutach byli niezdoli do jakiejkolwiek obrony. Przed Poznaniem kibice byli "przygotowani" na pojedynek, lecz ku zdziwieniu nikt z Poznania się nie zjawił nie licząc grupki kibiców z Konia, wracających do swego miasta po meczu z Widzewem. Jechali oni bez barw, ale zostali pozbawieni całego alkoholu jaki mieli. W Warszawie obecna była 60-osobowa grupa Lechii Gdańsk. Dopiero wtedy uświadomiliśmy sobie, że mineliśmy ich po drodze na stadion (cyt. "A nie mówiłem, że są kibice ze Szczecina"). Część szczecińskich kibiców usiadła na Krytej, lecz większość dopingowała z tzw L-ki. Na początek meczu poleciało kilkadziesiąt taśm, z których większość pochodziła od naszej redakcji. Potem doping był jak na naszą ilość dobry, lecz po stracie bramek na chwilę ucichł. W drugiej połowie na sektorze pojawił się kibic Zagłębia Sosnowiec, który wyrażał swoje negatywne zdanie o Pogoni. Jego gadanie zakończyło się kilkunastoma dużymi siniakami i wyprowadzeniem ze stadionu. Dopiero na samym końcu doping znów się poprawił... choć przegraliśmy 5:1.
Zagłębie Lubin - POGOŃ SZCZECIN 21.04.00Do Lubina wybrało się zaledwie 14 fanatyków Dumy Pomorza. Była to wyłącznie ekipa samochodowa. Nie została wywieszona żadna flaga, nie było żadnego dopingu. Po meczu 50 kibiców Zagłębia postanowiło zaatakować naszą ekipę. Po dozbrojeniu się w pasy, ruszyliśmy na nich. Zagłębie wycofało się. Kolejny nieudany wyjazd.
ŁKS Łódź - POGOŃ SZCZECIN 08.04.00Na stadionie ŁKS-u pojawiło się tylko 3 kibiców Pogoni. Dwóch siedziało na trybunie dla VIP'ów, a jeden samotnie dopingował Dumę Pomorza z sektora dla gości. Miało być nas więcej, jednak klub wycofał się w ostatniej chwili z dofinansowania wyjazdu. 30 szczecińskich hools zostało zawróconych przez psiarnię ze Skierniewic po awanturze z Widzewem. Pociąg którym podróżowali został obrzucony kamieniami przez żydzewiaków. Po opuszczeniu wagonu doszło do małej awantury. Inna, 20-osobowa grupa fanatyków Pogoni dojechała tylko do Krzyża.
Ruch Chorzów - POGOŃ SZCZECIN 25.03.00Na ten mecz mieliśmy w ogóle nie wejść. Dopiero po interwencji w PZPN-ie zarząd Ruchu zgodził się wpuścić nas na swój obiekt. Do Chorzowa wybrało się 56 kibiców Pogoni. Przejazd na Śląsk zafundował nam klub. W czasie przesiadki w Poznaniu na izbę zawiniętych zostało 4 fanatyków Pogoni. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że jeden ze zgarniętych fanów Dumy Pomorza nic nie pił. Niezbyt inteligentne psy uwierzyły w to dopiero po dmuchnięciu w alkomat, który wykazał 0,0 promila alkoholu. Droga przebiegała dosyć spokojnie. Przez pewien czas w tym samym pociągu znajdowali się fanatycy Lecha z jakiegoś fan clubu. Do żadnego starcia jednak nie doszło. Gorąco było za to w Chorzowie. Już przed meczem 4 szczecińskich hools jadących na to spotkanie osobno traci flagę "Fan Club Jaworzno". Dostają też konkretny oklep. 3 z nich musiało skorzystać z pomocy lekarskiej. M. z Jaworzna wrócił na sektor na początku drugiej połowy. Po wejściu na sektor od razu sforsował płot i udał się w kierunku straconej flagi. Zauważyli to chorzowscy, którzy już po chwili znaleźli się po tej stronie płotu co szczeciński desperado. M. oraz W. i S. którzy również przeskoczyli przez płot nie mieli szans w walce z ponad 60-osobową grupą chorzowskich hools. Doping z naszej strony był dobry. Chorzowianie zaprezentowali się powyżej średniej krajowej, co jednak wcale nie oznacza, że ich doping był porywający i nieustanny. Powrót przebiegał bardzo spokojnie. We Wrocławiu dosiadł się jeden fanatyk Śląska Wrocław, który podróżował z nami przez około 15 minut.
Autor: PILSNER
Jesli chodzi o rok 90 to faktycznie byl dym na dworcu jak i cala droge na stadion. Pierwszy problem byl przy kasach biletowych, bowiem bileterka okazala sie moja sasiadka , pokrecila glowa i zapytala: "Ty z tymi bandytami?"
Osobiscie wsiadalem we Wrzeszczu o godz. ok 23:45,podobnie jak i innych 40-stu (zwlaszcza Morena, Zaspa i Wrzeszcz), jeden wagon zajmowala juz wiara ok. 60-ciu (Chelm,Stogi,Orunia,Zielony czyli wszystkie dzielnice polozone blizej Gdanska Glownego).Wszyskich razem ok. 100 i nastroje malo bojowe "W" optymistycznie stwierdzil ze "Tam w Szczecinie to nas zajebia,a slyszeliscie jak dojebali Ruchowi?".Malo kto mial ochote na dokladne opowiesci "W", ale ten dalej " A wiecie ze tam, aby podejsc pod kasy trzeba isc miedzy plotami jeden to ogrodki dzialkowe, drugi obiekt Pogoni,tam nas dorwa i pozabijaja". Cale szczescie, ze opowiesci przerwal "K" i stawierdzil: "Ja mam dwa granaty i Magde"
Zaraz znalazl sie ktos po odbyciu zasadniczej i prosi aby pokazal. Magda jak Magda, czyli noz w stylu Rambo, a granaty okazaly sie ostre.Ktos spytal K "Ty debilu na h.. Ci te granaty". K odparl: "Juz ja wiem po co". Ostatecznie odal je komus w Sopocie, bo niedaj Boze moglo dojsc do eksplozjii w pociagu znajac temperament "K" to przy byle sprzeczce. Tymczysem kolejna stacja Gd-Oliwa i przerazenie, dosiada sie zaledwie 30-40 typa.Cos nas malo jak na wielka vendette za bar mleczny i salon gier.Jedyna nadzieja, ze chlopaki sa w Sopocie i tak bylo, razem jest nas ok 250 z czego 150 to skinheads!!!jadacych nawracac satanistow,metali
"Wo" z uporem maniaka powtarza ze nik nie bedzie skakal(satanisci) po grobie jego dziadka i trzeba tam w Szczecinie zrobic porzadek. Oczywiscie te legendy na temat metalowego Szczecina okazaly sie nieco przesadne, gdyz ten ruch byl juz nie tak mocny jak w polowie lat 80.Pociag ruszyl w strone Gdyni......
....pociag dojechal do Gdyni ,Arki ani widu ani slychu co bylo do przewidzenia, bowiem wiedzieli jedziemy w czysto okreslonym celu i bedzie nas duzo. Zreszta Arka w 90-tym jeszcze cieniowala rok pozniej byli znacznie mocniejsi, ale to inna historia.
W Gdyni Glownej dochodzi jeszcze kilku spoznialskich Lechistow z Karwin(spora ekipa wtedy) pozostali wsiadali w Sopocie. Pociag rusza... kilkanascie osob wyskakuje, machaja nam na pozegnanie i wracaja do Gdanska.Do Wejherowa jeszcze ostroznie bo moga szyby leciec,ale jest spox. Za Wejherowem rozpoczyna sie biesiada, czyli lazenie po przedzialach, plotki, ploteczki i oczywiscie rzut oka na stan ekipy. Trzy czwarte znajome geby wiec bedzie dobrze splentowal "R".
Ja do Slupska siedzialem w przedziale z chlopakami z Moreny i Chelmu, tematem przewodnim byl serial pt.Twin Piks(lecial na 2 godz.przed odjazdem pociagu) ktory byl tak zakrecony ze za h... nie moglismy dojsc o co w nim chodzi i kto jest morderca.
Oczywiscie pojawil sie "W", ale w radosnym nastroju stwierdzil ze bedzie dobrze.Kamien spadl nam z serca bowiem "W" mial juz ponad 60 wyjazdow wiec wiedzial co gada
Zaprezentowalem swoj nowy zakup,czyli gaz bojowy o sile razenia 5 m, swiezy import z Amsterdamu, chlopaki byli pelni uznania.
Za Slupskiem w trzech idziemy sobie dwa wagony dalej aby zrobic drzemke,niestety wracamy po 1,5 godziny i stwierdzamy ze zbyt wiele mysli w lepetynie i juz zostaniemy do Szczecina z pozostalymi. Na 5 minut przed Szczecin Dabie dostajemy info, ze wszyscy robimy wysiadke, aby zrobic zmylke taktyczna,przeglad ekipy, wzmocnic morale itp. W tym momencie Robert(180 cm i 140 kg grubas jak cholera)) drze ryja ze jest glodny i pierdoli, on jedzie do Szczecina bez przesiadki. Maciek jego przyjaciel twiedzil, ze Robert wpierdolil swoje kanapki i jego ale to u niego norma i on musi cos zjesc ..no bo musi,taki jest i koniec.Wiec zostajemy ja, Robert, Maciek i jeszcze dwie osoby ustalamy, ze sie rozdzielamy i w holu dworca pozostajemy w kontakcie wzrokowym, gdy Lechia wjedzie kolejka SKM, a Pogon bedzie zwijac wrotki (co bylo raczej pewne spodziewali sie nas mniej anizeli 100)przejmujemy gosci.
Do naszego grona chce dolaczyc jeden skinhead z Moreny, ale tlumaczymy mu, ze z flejersem i pajakiem na szyi czy glowie raczej ciezko bedzie o konspire..odpuszcza. 200 metrow przed pociagiem jeden z nas wystawia glowe aby zrobic rzut okiem na sytuacje na peronie..Sa kurwa sa krzyknal!!!Rozdzielamy sie na cala dlugosc pociagu trzeba przejsc komitet powitalny.
Pociag wjezdza na peron w Szczecinie.... Mialo byc "200 m przed stacja Szczecin"nie przed pociagiem -sorry.
Przechodze na poczatek skladu, aby przejsc "bramke" w tloku, ustawiam sie w kolejce do wyjscia, patrze przez okno i oczom nie wierze, Robert zapierdala z dwoma wielgachnymi torbami robiac przysluge sobie i jakiemus starszemu facetowi. Olsnilo mnie momentalnie i wracam spowrotem trzepie przedzialy w poszukiwani foliowej siatki,znalazlem zdejmuje kurtke (notabene zielona)wkladam do siatki, bo jak by wygladalo z dalekobieznego z rekoma w kieszeni.Wchodze na schody jestem 10 metrow przed oprawcami, przygladam sie pobieznie nie zatrzymujac wzroku, ani na moment. Bylo ich z 30-40, trzy czwarte z nich z fryzura a´la "dywan" czyli krotko z przodu, dlugo z tylu no i kieszenie powypychne kamieniami. Ucieszylem sie ze chlopaki nie byli pewni swego skoro zakladali tez pesymistyczny wariant,o sie zdziwicie kurwa,zdziwicie sie mocno pomyslalem i czmychnolem do holu dworca.
Maciek przeszedl na "zapytajke" spytal kobiete gdzie jest jakas tam ulica Mickiewicza lub cos podobnego, babsko tak sie rozgadalo, ze nie dosc, ze przeszedl komitet to jeszcze w holu mu tlumaczyla mimo, ze On mial to w dupie. Dziwilem sie, ze przeszedl bez problemow, bo ma morde gangstera, a moze dlatego? W holu bezpiecznie wszyscy z Pogoni czekali na peronie plus czujka na drugiej stronie peronu, aby nikt nie nawiewal druga strona skladu. Dolacza do nas tych 2 chlopakow przygladamy sie rozkladowi, najblizsza kolejka z Dabia bedzie
za 35 min., nastepna 65 min. Niestety telefonow komorkowych nie bylo, przypomnienie dla najmlodszych.
W pieciu idziemy do baru dworcowego spotykamy jeszcze jednego znanego lechiste. Pytam go o ktorej przyjada nasi.A skad ja kurwa mam to wiedziec-odpowiedz sensowna.Powiedzial, ze wyrwal panienke w pociagu i idzie z nia na hotel i przyjedzie na stadion przed meczem czyli za jakies 8 godzin.Potem zalowal jak cholera ze ominely go ostre dymy-no ale sam sobie wienien. W barze Robert dostaje chisterii bo cieple posilki wydaja od 6:00 czy 7:00 (juz niepamietam) kloci sie z babskiem, zeby usmazyla mu dwa jajka bez rezultatow. Jeden z chlopaczkow rozladowuje nerwowa atmosfere, ale tylko na moment."O zobaczcie morze i to pod samym dworcem"
Robert wkurwiony "Ty debilu w Szczecinie nie ma morza". Chlopaczek: "A co to jest wskazuje reka?" "Jakis zalew albo jezioro ale napewno nie morze" Chlopaczek chcial blysnac intelektem i stwierdzil ze w Gdansku tez nie ma morza.Wiem wiem debilu , my mamy zatoke odparl Robert. Wybila godzina wydawania posilkow skladamy zamowienie i czekamy na dania tzn. 3x bigos.
Chlopaczkowie rezygnuja z cieplego posilku i biora zimny bufet, bo za 10 min przejedzie pierwsza z mozliwych kolejek , nie chca przegapic przyjazdu Lechii. Szybko jemy aby tez sie zwijac na holl. Maciek jak to mial w zwyczaju oddal polowe porcji Robertowi, wiec zaoszczedzilismy kolejna minute i wychodzimy. Bylismyw w polowie drogi, miedzy Barem, a holem i slyszymy brzek tluczonego szkla (byly to szyby kas biletowych jak sie pozniej okazalo). KURWA NASI JUZ SA,ja pierdole co Wy zegarka nie macie krzycze!!!!Na pelnym gazie wpadamy na holl.....
W holu dworca totalne zamieszanie nie trzeba byc specem w huligance, zeby stwierdzic, ze "szczecinskie dywany" pala wrotki, biegaja doslownie o metry od nas.Na holu jest juz czolowka poscigowa Lechii(to oni wybijali szyby).Pogon juz wie ze za 30 sekund dworzec bedzie zalany ponad 200 osobowa ekipa z Gdanska. Chlopaczkowie dopadaja 2 Szczecinian pod kiblami, my tez tam biegniemy bowiem kilku z Pogoni wraca ratowac kolegow. Robert tratuje jednego nabiegowo, ja staram sie go trafic skopa, niestety trafiem w korpus na dodatek wyjebalem sie, gostak na czworaka spierdala do WC razem z 3 kolegami.
Do WC wpada juz ekipa pociagowa, wiec biegniemy do wyjscia lapac nastepnych niestety bez rezultatu. Wracamy, a tu z WC wybiega Pogon,co jest? Okazalo sie ze na wbiegajacych lechistow uzyli gazu i zalatwili 4 osoby, ale co sie odwlecze....
Atakujemy ponownie tych samych,dwoch pryska gazem i spierdala, ale kolejna dwojka dostaje sporo strzalow,jeden ostro wytargany za dywan i z krwawiacym nosem piszczy, skowyje, ale spierdala.
Koniec dymu dworcowego holl okupuje Lechia, niestety nie obylo sie bez strat, dwie osoby z Lechii powaznie zostaly trafione kamieniami przy wysiadaniu z pociagu ,jeden zlamany nos(szpital),drugi trafiony w glowe (na szycie do szpitala). Chlopacy zagazowani oplukuja oczy w WC,czekamy na nich poganiajac, bo cala ekipa poszla juz na miasto. Pogon juz wiedziala, ze w tym skladzie wiele nie zwojoja i trzeba przyznac, ze popisali sie swietna organizacja, bo po parudziesieciu minutach doszlo do poteznych zadym ulicznych tyle ze sily byly juz bardziej wyrownane. Dodam ze psiarni zero!!!
Wychodzimy, a wlasciwie wybiegamy i po 400m dolaczamy do reszty. Nie potrafie okreslic ile czasu minelo 10 moze 20 minut, a z bocznej ulicy wybiega Pogon, bylo ich znacznie mniej, ale raczej malo sie tym przejmowali i dochodzi do normalnych walk, gdy atak zostal odparty i czesc lechistow gonila Pogon, ktos darl sie w nieboglosy, zeby nie gonic. Za chwile okazalo sie dlaczego, z bocznej uliczki biegnie nastepna watacha. Nie bede pisal drobiazgow, bo Zielinski opisal to dosc dobrze tylko jedna uwaga. To nie byly walki na huki i przeganianie, prawda byla taka, ze Pogon wbijala sie w powiedzmy 90 na 150 i normalne starcie. Dwudziestu Lechii goni 40 Pogoni, starcie, Lechia ucieka do reszty i znowu starcie, tak przez wiekszosc drogi(zreszta cyfry teraz zgaduje). Oczywiscie te dwa pierwsze starcia byly najwieksze,a potem na mniejsza skale, tyle, ze ciagle walki, nie jakies huki i przeganianki. I tak prawie pod sam stadion. Dodam o szybach wystawowych, samochodowychch, powgniatane maski itp. Dotarlismy na stadion, zaczely sie pierwsze komentarze. Wielu ludzi twierdzilo, ze Pogon byla nafaszerowana prochami, bo byli strasznie agresywni i atakowali w wydawaloby sie beznadziejnych dla nich momentach z piana na ustach. Zreszta z naszej strony walczyli wszyscy, co odzwierciedla jak bylo ciezko. Co do braku synchronizacji ataku Pogoni to tez zgodnie twierdzilismy, ze byloby kiepsko, gdyby im to wyszlo, ale nie wyszlo. Gdy juz siedzielismy na bocznym boisku Pogoni podszedl jakis dzialacz, przedstawil sie i powiedzial, ze do meczu jeszcze sporo czasu, wiec przynosl pilke, abysmy sobie pograli zabijajac czas. Podziekowalismy za mily gest i gralismy. Byla bodaj 10 rano, czas mijal wolno, pochodzilismy sobie po obiekcie, byl stromy i bez zadaszenia to najbardziej mnie zdziwilo. Niestety ok.12 jeden z moich kolegow stwierdzil, ze jest glodny i musi cos zjesc, Maciek powiedzial ze pierdoli nie jest glodny, ale znalazl sie inny chetny (ksywy nie pamietam). Ustalilismy ze bary i restauracje odpadaja, najwyzej sklep, bulka paryska, jogurt i spadamy,zgodzil sie. Po uwaznej obserwacji stwierdzilismy, ze idziemy za tory kolejowe, czyli droge powrotna. Zaraz za torami po drugiej stronie ulicy pojawia sie 7-9 z Pogoni. Pieciu z nich przechodzi ulice w nasz strone. My odbijamy w prawo do sklepu 1001 drobiazgow cos w tym stylu tyle ze duzy, nie pamietam czy mial spozywke,ale raczej nie, bo bysmy cos kupili, byly lampy, kanapy czyli mydlo i powidlo przelomu lat80/90, byl mniej wiecej 50-150 metrow od przejscia kolejowego idac do miasta, po prawej stronie. Przed wejsciem podchodza i pytaja skad jestesmy (pelna kultura). Odpowiadam z Leborka (znam topografie jakby co, brak tam kibicow, na dodatek mozna podpucowac ze tam tez Pogon)
Oni pytaja gdzie to jest, miedzy Wejherowem, a Slupskiem odpowiadam.W sklepie sramy ze strachu, pytamy jakas kobiete o tylnie wyjscie, ta odpowiada, ze tylko dla personelu. Ja pierdole mysle, zginiemy nikczemna smiercia zaciagnieci w jakies zadupie, kurwa mam dopiero 19 lat. Chodzimy po sklepie wielkosci super samu i udajemy naiwniakow, ale widzimy ze te geby ciagle na nas patrza stojac pod sklepem. Ustalamy plan B, czyli zobaczymy co chca jak by co to uzyje Amsterdamskiego wynalazku. Wychodzimy podbijaja i pytaja co tu robimy,(ja odpowiadam tak ustalilismy) mowie ze mieszkamy w liceum z cala klasa. W jakim, jaka ulica? Niepamietam zaraz przy torach tramwajowych odpowiadam udajac goscia z malego miasteczka. W miedzyczasie po drugiej stronie ulicy stoi juz spora gromadka Pogoni raptem 20 sztuk Teraz gosc mnie zaskakuje WYCIAGAC BIALKI krzyczy,pytam co to jest?(pierwszy raz spotakalem sie z tym okresleniem)Legitymacje szkolne powiada (mielismy juz dowody)OK odparlem,wyciagam gaz i napierdalam w nich.Zaczynamy biec w kierunku garazy w przeciwnym kieruku od ulicy. Wskakuje na plot potem zapierdalam po garazach zeskakuje na ziemie biegne w strone naszych wbiegam miedzy dzialki i plot stadionu. Niestety naszych juz tam nie ma,biegne dalej, ale chce mi sie wyc, naszych juz wywialo,przebiegam pod kasami mijajac je po lewej biegne jeszcze z 300 metrow i spotykam cala ekipe, wszyscy sobie wpierdalaja slone paluszki, popijaja alkohole i sa bardzo rozweseleni stojac pod sklepem spozywczym.Byla godzina ok 12 bylem zasapany, na dodatek koledzy sie gdzies zapodzieli Pojawili sie ok 2 godziny puzniej kazdy z osobna i stwierdzili ze jestem Marian Woronin.
od tego momentu obiecalem sobie ze juz nigdy nie bede oddalal sie od ekipy. Wytrzymalem do 21:00 w Stargardzie, ale to pozniej, zreszta przez caly okres moich wyjazdow mialem wlaczonego "jasia wedrowniczka" nie mam pojecia skad to wynika , lubie lazic po nieznanych terytoriach,no takie zboczenie. Zreszta najlepiej bylo w Rybniku na barazu z Wybrzezem pojechalismy ekipa Lechii rozlazac sie po miescie, ehhh to byly dopiero jaja, ale innym razem.
Wracamy na stadion ok. 13 (dalej zero policji-to juz 7 godzin jak zapierdalaja na sygnalach, ktore slyszymy po miescie i nie wiedza w czym szum).W tym czasie trwaja walki o sklep spozywczy (wychodzac ze stadionu w lewo ok. 300m). Bieganiny widac ze stadionu (tym razem bardziej podchody, ale po obu stronach po parenastu ludzi) z sektora dla przyjezdnych, nasi dzielnie bronia dostepu do alkoholu, po jakiejs godzinie bylo to juz tak normalne ze skinheadzi robili sobie normalne zmiany i przychodzili na papierosa, a zmieniali ich inni. Wreszcie ktos stwierdzil ze pora tam zrobic porzadek i idziemy cala ekipa, a tu kurwa pech baba zamknela sklep, bo jej sporo towaru ubylo.Wracamy mijajac bramy a na ulicy od torow 100m stoi Pogon cala banda !
Morale mielismy juz duze wiec atakujemy,ja po ostatnim strachu jaki sie najadlem (wkurwienie)biegne drugi za M naszym najlepszym zawodnikiem ,w reku trzymam jakis glaz, Pogon natomiast stoi w lini i sie nie rusza. Ich przywodca taki stary zgred wygladajacy na 40 latka drze sie w nieboglosy STAC KURWA STAC i faktycznie nikt z Pogoni nie spierdala. Z naszej strony leca juz kamienie, nadciaga 250 typa, ale rozproszonych od sklepu az do Pogoni, czyli prawie 400m, Pogon krzyczy BEZ KAMIENI,BEZ KAMIENI,(ktos potem dobrze podsumowal ze teraz bez kamieni, jak 2 naszych zaliczylo od nich szpital). M ze zgredem zaczynaja solo, z naszej strony wszyscy zwalniaja Pogon tez sie nie wpierdala narazie, raczej bylismy pewni wygranej M, bo dotad bywal raczej niezawodny, a przegrana zgreda oslabi morale przeciwnika. No i zaczyna sie solo najlepszych zawodnikow, raptem pare kopniakow, a tu w popszek tlumu wjezdrza policyjny polonez Huuurraaaaa godzina 14( prawie 8 godzin) skapowali sie gdzie jest zrodlo konfliktu.Nie minely 2 minuty i bylo 5 nysek,zaproszono nas na sektor dla gosci.
Skonczylo sie lazenie, siedzimy i czekamy na mecz. W miedzy czasie pojawia sie samochodowa ekipa z Gdanska 4-5 plus i osobno niespodziewany gosc (przynajmiej dla mojej osoby). Jest nim R, znany wtedy w swiatku (nie wiem jak dzisiaj) fanatyk warszawskiej legii. Oczywiscie non stop nawija z wazniejszymi postaciami. Slyszac opowiesci lapie sie za glowe niedowierzajac w rozmiar zadym. W pewnym momencie dochodzi do sprzeczki R z 19 letnim wtedy mlodzianem S(notabene dzisiaj tez znany w swiadku) z Lechii. Zaczynaja sie napierdalac przechodza do parteru, ktos ich rozdziela wymieniaja jakies uwagi nie bardzo wiedzialem co jest grane. Po paru minutach wyluzowany juz R zaczyna spiewac angielskie przyspiewki, okazalo sie ze wracal z Anglii i zachaczyl o Szczecin zobaczyc co ciekawego dzieje sie na meczu P-L,mial szal Menchesteru U dosc chodliwa wtedy sprawa. Pojawiaja sie pierwsi emeryci z ochrony, z policja wypraszaja nas pod kasy w celu zakupu biletu, niestety wszyscy zapomnieli o kilku spiacych lechistach. Kiedy pierwsi mieli juz bilety Ci wychodzacy jako ostatni dra ryja, ze psiarnia zawija spiacych, zaczelo sie zamieszanie, ale psy ostro sie stawiaja blokujac wejscie na obiekt. Efekt taki ,ze tracimy 5-7 ludzi zawiezionych na izbe
Po 10 min wpuszczaja, powoli schodzi sie szczecinska publika, prawie kazdy 11-15 latek pozdrawia nas "fuckiem" co doskonale widzimy bedac blisko wejscia. Stadion wypelniony po brzegi, ktos z naszych krzyczy, zeby wieszac flagi, konsternacja KURWA PONAD 200 TYPA I NIE MA ANI JEDNEJ FLAGI !!!! wdziera sie w nieboglosy. Za chwile zlosliwe komentarze pod jego adresem "te a moze Ty bys chcial pozapierdalac w Szczecinie z plecakiem?", "wszyscy byli nastawieni na dym" dodaje inny. Ostatecznie flaga sie znalazla po jakiejs chwili,wygladala jak wyjeta z dupy i miala moze wymiary 90 na 90 cm. Zaczyna sie mecz Lechia obejmuje prowadzenie po lobie Mirka Girucia robimy zjazd pod ogrodzenie, to efekt raczkujacej telewizji sat,gdzie pokazywano lige hiszpanska. Zjazd wyszedl extra,zwlaszcza, ze wiekszac miala flejersy na pomaranczowej stronie. Niewiem dlaczego, ale mielismy wrazenie ze czolowi goscie Pogoni siedza naprzeciw nas, a nie w ichnim mlynie, widac to bylo po wstajacych gosciach zachecajacch do dopingu. Repartuar Pogoni wiadomy Lechia....szajs,my... na kolana i ...skurwsynski klub rybakow...szkoda pisania wiadomo. W przerwie kilku skinom udalo sie podejsc pod luk sektora Pogońi i rzucic kosze na smieci w publike (tak twierdzili przybiegajc zasapani). Natomiast pod naszym sektorem jakis kudlaty knypek zrywa nasza flage i zapierdala przez boisko do wlasnego sektora, z naszej strony przeskakuja w poscig W i M nastepnym mial byc S (ten co mial sprzeczke z R)dostaje strzala policyjna pala w glowe i pada nieprzytomny, sporo wiary podbiega do psa co uderzyl i wyzywa, atakuje, chlopaczek wystraszony ze zabil, widac sam jest wystraszony. Kurwa kiepski widok S w spodniach moro,glanach,czarnej koszulce i flejersie lezy jak trup. Po chwili ochrona podprowadza go zataczajcego do karetki i odjazd do szpitala. W i M zostaja zawinieci, wszyscy sa wkurwieni 3 szpitale, kilka izb, na dodatek W i charyzmatyczny S nr 1 zawodnik ekipy zawinieci, ostatecznie wszyscy dopierdalaja sie do psow, zeby puscili ta dwojke po 10 min wychodza, chociaz to dobre. W miedzyczasie(knypek dobiegl) Pogon dopada nasza flage stadion ryje z zachwytu,a tlum rzuca sie na nia jak hieny na padline, tratujac sie wzajemnie,po podarciu pala ja, co bylo do przewidzenia. Po przerwie obok naszgo sektora (po naszej lewej) mimo, ze bylo pusto w pierwszej polowie, w drugiej siedzi sporo hools Pogonii, policja sie orientuje i oddziela nas kordonem. Mecz sie konczyl nigdy bym nie przepuszczal, ze jeszcze tyle sie wydazy,a jednak.....
Po meczu laduja nas do wiezniarek odczekawszy okolo 20 min,jest ich 4-6 (niepamietam) ja z innymi malolatami 17-20 lat jedziemy pierwsza. Jedziemy droga powrotna. Wszyscy sadzimy, ze od "lodowek" beda odbijac sie kamienie, ale nic podobnego,natomiast to co zwrocilo moja uwage to cala masa gosci biegnacych w podobnym kierunku mijajacych przechodniow wracajcych z meczu. Po chwili ktos spokojnie oznajmia ze reszta "lodowek" pojechala w innym kierunku, natomiast my skrecilismy w boczna ulice. Zaczynmy napierdalac piesciami do szofera widzac odjezdzajacych kolegow tzn."lodowki", krzyki,wyzywanie gdzie jedzie itp.niestety zero odzewu. Siedzacy przy wyjsciu policjanci tez sa zaskoczeni.
Wiezniarka staje pod dworcem plus dwie nyski w pelnej obsadze bedace na miejscu,kaza wychodzic, no to wychodzimy, poganiaja do jakze znajomego holu pierdolonego dworca szczecinskiego. Wchodzimy do holu dworca,"Mi" szturcha mnie i mowi "Sprzedali nas" kto pytam? "jak kto...psy zobacz ilu ich stoi. Huje z Pogoni maja jakies uklady z psiarnia, zobacz co sie dzieje,faktycznie...patrze a co druga morda oparta o kasy ,sciany, patrza na nas,na dodatek te dywany, jestem juz pewny ze wyrok bedzie wydany, podobnie inni. Ktos z tylu szarpie mnie za ramie, az podskoczylem.Dodrze was widziec powiada. KURWA TO "S" z obandazowana glowa!!!! ktory dostal palka i zawiezli go do szpitala,co sie dzieje panowie pyta, jakby urwal sie z ksiezyca.
Okazalo sie ze "S" jako skinhead pojechal na pogotowie, a tam zaczal obslugiwac go prawdziwy lekarz-murzyn, wiec pozwolil zrobic sobie opatrunek przez pielegniarki i stwierdzil ze zaden murzyn szyc go nie bedzie, opuscil szpital w bialym opatrunku na glowie obierajac kierunek na dworzec-mial farta ze doszedl i ze my tam bylismy.
Na holu stoimy na rogu kas biletowych i wyjscia na miasto. Jest nas ok. 50-ciu. Tymczasem wejsciem wchodza kolejni z Pogonii, zadyszani mijaja nas jeden po drugim, ale pojedynczo. Obstawia nas (nie pamietam ilu) policja, ktora po paru minutach zawradza nas do "lodowek" i odjazd. Dla wielu brakowalo miejsc siedzacych, wiec pytamy dokad jedziemy, jakis psiak odpowiada, ze zaszla pomylka i wioza nas do Stargardu. Po drodze widzimy konwoj "lodowek" stojacy na poboczu, zwalniamy, oni ruszaja i jestesmy w komplecie. Zrobilo sie juz ciemno, kiedy podjezdzamy po Stargardzki dworzec. Teraz popis daje szczecinska policja. Kazdy po wyjsciu musi przejsc przez kontrole osobista... kurwa po 14-stu godzinach pobytu w Szczecinie tym debilom przypomina sie o rewizji. Efekt taki, ze pare przedmiotow zostaje w srodku. Ja natoniast trzese sie o moj gaz, ktory wilekoscia przypomina dezodorant 8x4 z wylotem ok. 2 cm. Naprawde byl zajebisty. Patrze, a jeden chlopaczek tez ma gaz, ale taki malutki i kladzie go na dach lodowy przez wlaz wentylacyjny. "Jak pojazd odjedzie to sie poturla i spadnie" - powiada. No to tez sie przylaczylem. Wszyscy poszlismy cos zjesc. Byl tam taki bar typu "Mleczny", a moze "WARS" nie pamietam. Mozna bylo zaobserwowac zajebiste zamowienia"duszone kartofle ze skwarkami prosze" kolega dalej "dla mnie podwojna porcja". Tym co brakowalo kasy na cokolwiek- pomagali inni wycieczkowicze. W miedzyczasie posilku razem z kolega od gazu, co chwila chodzilismy zagladac, czy aby odjechaly "lodowy". Po jakims czasie odjechaly, tyle, ze gaz zniknal, moze psiarnia znala ten numer - niewiem. Nastepny etap to patrole po Stargardzie. Nie wiem ilu nas wyszlo, bo kto zjadl to sobie szedl. W efekcie wygladalismy, jak amerykanscy zolnierze na polach ryzowych w filmach o Wietnamie, czyli prawie gesiego, w odstepach i po obu stronach ulicy na dlugosc powiedzmy 300-stu m. Kordon policyjny oblawy byl tak szczelny, ze kazdy mogl sobie lazic gdzie chce i kiedy chce. Wiekszosc ludzi przesiadywala na dworcu, ale byly rotacje, patrole byly domena mlodych. No i sie zatrzymujemy, bo kogos cos zafrapowalo, tzn. 3 osoby siedzace pod wiata, ktos stanal pierwszy, doszlo nas potem chyba 9, "S", "Mi", ja i paru skinheadow z Moreny. Pod wiata siedzi zolnierz i dwoch na moje oko siedemnastolatkow "byliscie na meczu" -pytanie, "nie"- odpowiedz. Zolnierz zaczyna lamentowac, gada, ze nie zna tych dwoch i ze jest niewinny, czyli pierdoli jak maly Kazio. Juz odchodzimy, jak "S" wyglasza taka oto formule "o ty kurwo" okazalo sie, ze chlopaczek po srodku ma czapeczke Pogonii, czapka zdjeta, lisc z prawej lisc na wyprostowanie, ale chlopak trzyma fason
i zachowuje spokoj. Natomiast zolnierz pada na kolana lamentuje szlocha, ze ich naprawde nie zna. Szczerze powiedziawszy to jemu, bym chetniej przypierdolil. Ludzie z niego drwia, w mundurze WP i zachowuje sie jak baba. Natomiast do tego po prawej tekst "zdejmuj okulary" pierdole bic przyszla inteligencje?.Niepamietam dlaczego ale na 2 lisciach sie skonczylo,wracamy na dworzec bo jest blisko odjazdu.Przychodzac dowiadujemy sie od kolegow ze psy oznajmiaja, ze nie mozemy wsiasc do pociagu jadacego po 22:00 tylko nastepnym,czyli nocnym.Zostaly kolejne godziny oczekiwania,urozmaicamy je sobie kolejnymi patrolami, nie wiedzac ze ekipa Pogoni juz jedzie do Stargardu...
Mimo ze juz nie mialem ochoty to po czyjejs namowie ide na kolejny patrol,po drodze mijamy wracajace grupki naszych, maja pare szali Pogońi. Tym razem w rozproszeniu idziemy znacznie dalej jest nas moze 20. Za nami idzie 2 chlopakow okolo 20 letnich. "O nie znamy ich " ktos powiedzial.Czekamy az podejda."Skad idziecie?","z dworca"odpowiedz. "Byliscie na meczu tak?" "Nie nie bylismy" "Byliscie byliscie"-powiada ktos blefujac, w tym czasie podszedl ktos od nas i sie wydziera "Kurwa pamietam tego goscia On byl na meczu" i podaje miejsce gdzie go widzial (niepamietam). "I co fajnie sie spiewalo Lechia Gdansk kurwa szajs..?"- zaczyna sie terror psychiczny. "My nie spiewalismy tego, nie spiewalismy" "Coooo?.... kurwa tam wszyscy tak spiewali".Dostaja z piachy, gleba pare kopniakow,ale bez sadyzmu, idziemy dalej.Ktos lamentuje,ze to skandal,nasi siedza na dworcu i nawet dupy nie rusza, zeby trzepac przejezdzajace pociagi ze Szczecina-SKANDAL KURWA SKANDAL ! Jakis geniusz dostaje olsnienia i rzuca haslo ze idziemy na PKS "Moze z meczu ktos bedzie wracal autobusami" powiada. "Ale gdzie to jest?" "Popytamy to znajdziemy". Ja juz mam tego dosc,jest pozno, a ja w jakims malym miasteczku, zdala od domu lapie niewiadomo kogo,inna sprawa, ze do plutonu egzekucyjnego zbytnio sie nienadaje, nie lubie tego.Razem ze mna zabiera sie kolega z Niedzwiednika bodajze, ten to dopiero ma problem. "Wiesz, ze jak widze krew to mi slabo"powiada. "No to faktycznie ciekawe masz zainteresowania" powiadam.Co jakis czas mijaja nas kolejni lechisci. Pytaja czy jeszcze jest ktos na miescie. "Tak sa poszli na PKS" mowimy "A gdzie ten PKS?" pytaja "A skad my kurwa mamy wiedziec" taka odpowiedz padla za chyba trzecim razem, juz nas to irytowalo. Wchodzimy do poczekalni...
...i juz wiemy czemu nikt nie trzepie pociagow,ludzie sa wyraznie juz zmeczeni od wyjazdu z Gdanska minely juz prawie 24h,stad widok spiacych i lezacych na wszyskim co przypomina lawki jest dostrzegalny.Gliniaze maja wszystko w dupie,tez porozlazeni po calym dworcu,jedni graja w karty, inni rozmawiaja miedzy soba.Przechodzimy do pomieszczenia gdzie wydawane byly posilki,tam sytuacja wyglada lepiej,przy jednym ze stolikow siedzi nasza elita i rozmawia z oficerem prowadzacym akcje.Pies pyta "Czemu wy sie bijecie?" i tego typu pytania,wiec chlopaki mu odpowiadaja.Siadam do staolika obok,tam trwa juz dyskusja sumujaca konczacy sie dzien.Dworzec-wygryna,miasto-remis, ale to Pogon uciekala, i ani razu nie rozbila naszej ekipy.Kiedy siedzielismy 4 godziny na stadionie bez obstawy policji,mogli dalej atakowac jednak tego nie zrobili...dlaczego? Ano dlatego ze caala awantura na miescie byla dla nich szokiem,nigdy przedtem nikt tak mocno sie nie postawil,a Oni przez ostatnie lata obijali tam niemal wszystkich,zwlaszcza ze mieli ostro zakrecona policje.Inna sprawa ze lizali rany po ulicznej mlucce,kilka szpitali musieli zaliczyc.Niedoszle starcie przed kasami to juz niebyla ta Pogon z miasta,zebrali wszystko co mieli(mniej anizeli nas),a bylo widac ze morale upadlo,wygladali na wystraszonych, na dodatek te okrzyki ich przywodcy.Doskonale wiedzieli ze za chwile dostana ostateczne lanie,moze dlatego przyciagneli za soba psy,to ze przyszli to byla sprawa honoru i niczego wiecej."Panowie co tu duzo piedolic,to my bylismy na wyjezdzie prawda?"ktos wyglosil jakos tak brzmiaca formulke.
Do dzisiaj wszyscy uczestnicy tego wyjazdu uwazaja ze to Lechia zdobyla 3 punkty tego dnia w rozgrywkach chuliganskich.Zaczelismy przypominac sobie o stratach."Kto zaliczyl szpital?" pytam,"Ten i ten"Jednego znalem,okazalo sie ze jak wysiadal z kolejki,to jest taki moment tlumaczy mi gosc co szedl obok niego,ze na ulamek sekundy patrzysz na stopnie i peron i wlasnie w takim momencie dostal.Ledwo postawil stope na ziemi szczecinskiej i szpital"wygladal strasznie, caly we krwi,mowie wam strasznie"-z przejeciem obowiada chlopaczek.Zaczelismy sie zastanawiac jak potraktuja naszych z izby,czy beda ich obijac.
W tym czysie oficer dostaje jakies wiadomosci przez "papuge",pyta nas czy ktos z naszej grupy wchodzil na miasto, sa zgloszenia na komisriat ze po Stargardzie chodza jakies bandziory i teroryzuja okolice.Wszyscy slyszacy pytanie wzruszaja ramieniami.Oficer poszedl gadac z podwladnymi,natychmiast przestali opierac sie o sciany,siedziec,grac w karty itp,wystawili nawet czujke pod dworcem.Po jakims czasie przychodzi "G"(chyba) i podchodzi pod stolik "M".Stonowanym glosem (aby nie siac zametu przed psami), oznajmia ze przyjechala Pogon i chca sie lac,momentalnie podchodze i dyskusja(kilkanastu)."Gdzie sa?"pytanie "Tam za budynkiem"Kto inny wtraca "Bylismy tam dziesiec minut temu, nikogo tam nie ma,widziales ich?" "Kurwa baranie, gadalem z nimi jest ich okolo 60,ale montuja jeszcze miejscowych i bedzie ich razem moze ze 100"Kto inny "Kurwa jak chca wierdol to czemu mamy odmawiac" Inny"Ale jest Policja jak wyjdziemy wieksza banda?"To zlejemy tez policje"-optymista.Ktos powiedzial zeby zorientowac sie, ilu nas jest na dworcu i co porabiaja chlopaki w innych pomieszczeniach.
Okazalo sie ze brakuje jeszcze kilka dyszek ludzi grasujacych po Stargardzie.Ostatecznie szefostwo decyduje ze "gra" nie warta swieczki,policja pilnuje juz staranniej, mozna wchodzic, z wychodzeniem trzeba kombinowac ,moga byc nastepni zawinienci,wystarczy ze w Szczecinie zostalo juz ok 10,a jak chca miec koniecznie skopane dupy, niech zrobia wjazd na dworzec ,z taka informacja puszczono czlowieka.Ludzie powoli sie zlazil z miasta ,nadjechal pociag,bylo strasznie ciasno,znalazlem "wolne siedzace"miedzy zwyklymi pasazerami.Niepamietam,zasnolem czy stracilem przytomnosc (ze zmeczenia),nagle jakas kobieta mnie szturcha i mowi "Gdynia trzeba wysiadac".Jeszcze w holu gdynskiego dworca ostatnie okrzyki Lechia Gdansk!!!
Przesiadka na SKM,ludzi zaczyna ubywac,przybijanie piatek te sprawy.We Wrzeszczu wyskakujemy na autobus,jest nas z 15 , wszyscy juz milcza.Podchodze pod dom i ciesze sie ze mieszkam na parterze,jest ok 8 rano od wyjscia z domu minely okolo 33 GODZINY!!!Otwiera mi ojciec i powiada "Martwilismy sie o Ciebie, dobrze ze jestes caly"....."A daliscie tym w Szczecinie chociaz po zebach?" Zdziwilem sie,cos wiedzial!!! "Wczoraj w Wiadomosciach pokazywali efekty burd w centrum Szczecina, w radiu tez w kazdych serwisach"powiedzial.Pojawila sie starsza siostrzyczka,studentka szkoly muzycznej, no wiecie jakie klimaty."Nie wiedzialm ze mieszkam z bandyta"powiedziala,oooo musiala tez ogladac wiadomosci.Nie odezwalem sie,ojciec prawi moraly siora slucha "Sluchaj jestes dorosly ,ale przemysl czy warto ryzykowac zycie,czy to ma sens,juz nikt normalny nie chodzi na Lechie ciagle sa tam zadymy, a co dopiero na wyjazdy"(ojciec chodzil kiedys na Lechie)
"Porozmawiamy jak wstaniesz, bo widze ze jestes zmeczony"- zakonczy .Ledwo przylozylem glowe do poduszki, uslyszalem zatrzaskujace sie drzwi siostry idacej grac na fortrpianie, czy pianinie. Wchodzi ojciec ,sczerzy zeby i mowi "Opowiadaj, no opowiadaj, jak bylo?"
Spokojnie materialy sa, wlasnie jestem po rozmowach i byc moze niedlugo niektore znajda sie na stronce
Wyjazd do Warszawy
Dnia 06.05.2000 kibice zjawili się na Dworcu Głównym, aby wybrać się na mecz naszych "piłkarzy" do Stolicy. Zjawiło się ok 40 osób, które skrzętnie ukrywali się przed patrolami policji, legitymującymi wszystkich w barwach Pogoni. Po wejściu do pociągu za kibicami podążyły oddziały psów, które rozmieszali się po kilku wagonach. Jednak przed samym odjazdem opuścili oni pociąg, podobno ze strachu przed Lechem. Już od początku jazda była nerwowa, gdyż wszyscy oczekiwali Kolejorza, który jednak nie się stawił po kompromitującej porażce z Widzewem. Większość kibiców okupywało WARS i już po kilkudziesięciu minutach byli niezdoli do jakiejkolwiek obrony. Przed Poznaniem kibice byli "przygotowani" na pojedynek, lecz ku zdziwieniu nikt z Poznania się nie zjawił nie licząc grupki kibiców z Konia, wracających do swego miasta po meczu z Widzewem. Jechali oni bez barw, ale zostali pozbawieni całego alkoholu jaki mieli. Niedaleko Koła zaczęto dokładnie sprawdzać dokładnie bilety wszystkich i okazało się, że większośc kiboli jedzie bez biletów. Wszyscy mieli wysiąść w Kole, lecz wysiadło dwóch w tym Portowiec z naszej Redakcji. Po drodze spotkali Kolejorza i RTS, którzy w większych grupach dali spokój naszym kibicom. Dalej droga przebiegała spokojnie z wyjątkiem ganiania z SOKistami. Na mecz weszliśmy (my, czyli redakcja) ok 2h przed meczem i już przy wejściu ochrona komunikatami dała do zrozumienia, że w Stolicy obecni są kibice Lechii mającej zemścić się po nieudanym wyjeździe do Grodu Gryfa. Dopiero wtedy uświadomiliśmy sobie, że mineliśmy ich po drodze na stadion (cyt. "A nie mówiłem, że są kibice ze Szczecina". W Warszawie mieliśmy najważniejsze flagi - ok 6 plus te na kijach. Część szczecińskich kibiców usiadła na Krytej, lecz większość dopingowała z tzw L-ki. Zaraz na początku meczu zaistaniała obawa, że kibice Lechii (w liczbie 80 jak krążyły plotki) są na trybunach jednak uspokoiła nas wiadomość, że zostali oni wyprowadzeni przez Legionistów. Na początek meczu poleciało kilkanaście taśm, z których większośc pochodziła od naszej redakcji. Potem doping był jak na naszą ilośc dobry, lecz po stracie bramek na chwilę ucichł. W drugiej połowie na sektorze pojawił się kibic Zagłębia Sosnowiec, który wyrażał swoje negatywne zdanie o Pogoni. Jego gadanie zakończyło się kilkunastoma dużymi siniakami i wyprowadzeniem ze stadionu. Dopiero na samym końcu doping znów się poprawił... choć przegraliśmy 5:1.
Forum służy do prezentacji opinii odwiedzających, którzy są w pełni odpowiedzialni za swoje wypowiedzi. Serwis PogonOnLine.pl w żaden sposób nie odpowiada za opinie użytkowników.