"Racja jest jak dupa, każdy ma swoją" "Panie Marszałku a jaki program tej partii? - Najprostszy z możliwych, bić kurwy i złodziei, mości hrabio" J Piłsudski
"W sferze sportowej mam całkowite zaufanie do Grzegorza Smolnego [wiceprezesa Pogoni]. Uważam, że jest jednym z najlepszych dyrektorów sportowych w Polsce."
Trybuny Stadionu Śląskiego będą żółto-niebieskie - decyzję o zmianie kolorystyki krzesełek i bieżni podjął zarząd województwa śląskiego. Będzie kosztowała około 250 tys. złotych- niewiele w skali kosztów całej inwestycji - 465 mln zł.
Oficjalnie zaważyły głosy kibiców. - Jestem politykiem i zawsze muszę się wsłuchiwać w głos większości - tłumaczy w TOK FM marszałek województwa śląskiego Adam Matusiewicz. Dodajmy, że także w głos koalicjanta w sejmiku - Ruchu Autonomii Śląska.
- Wyeksponowanie symboliki regionalnej w przypadku tak prestiżowego obiektu jest jednocześnie dowartościowaniem tych, którzy z tą symboliką się identyfikują - uważa członek zarządu województwa i lider Ruchu Jerzy Gorzelik, który usilnie zabiegał o zmianę kolorystyki na stadionie.
Projektanci w ciągu dwóch tygodni mają zmienić projekt. Pierwotnie miały być czerwone krzesełka, biały dach i niebieska bieżnia. Na razie nie wiadomo, w jaki sposób wkomponują barwy śląskie w całość obiektu. Dla dyrektora stadionu Marka Szczerbowskiego kolorystyka ma jednak zdecydowanie drugorzędne znacznie.
- Najważniejsze, żeby na obiekcie krzesełka były "trudnopalne" i "trudnołamliwe". Będę się cieszył, jeśli na każdej imprezie, na której będę na Stadionie Śląskim, nie będę widział koloru krzesełek - mówi Szczerbowski.
Ze stadionów zniknąć ma tradycyjny kibic. Wierny drużynie, gdy przegrywa, głośny, dla którego bardziej od piłkarzy liczy się kibicowska rodzina, tradycja, patriotyzm. Zastąpić ma go tolerancyjny konsument popcornu. Klient, na którym zarabia biznes traktujący piłkę jak każdy inny interes. Niszczenie niepoprawnego ruchu kibicowskiego wspierają media, a różne instytucje wydają na nie miliony.
Pewien starszy kibic chodził od dziesiątków lat na mecze z żoną. Mieli od zawsze wykupiony karnet na dwa krzesełka. Ale pewnego razu pojawił się sam. Koledzy pytają: – A gdzie żona? – Niestety, zmarła. – Bardzo nam przykro... A co z karnetem? – Będę teraz chodził na mecze z wnuczkiem. – To dlaczego dzisiaj go nie zabrałeś? – Niestety, nie mógł przyjść, jest na pogrzebie babci.
Powyższy brytyjski dowcip oddaje klimat tradycyjnego, fanatycznego środowiska kibicowskiego. Ale pokazuje coś jeszcze: typ kibolskiego poczucia humoru, kpiącego z komercyjnego syfu dookoła, ale też mocno autoironicznego. Piszę „kibolskiego”, bo w środowisku kibiców słowo to nie ma negatywnych konotacji.
Czym kibolstwo różni się od Małyszomanii?
Dlaczego w nowym wspaniałym świecie nie ma być miejsca dla kiboli? Odpowiedź wymaga opisania kilku spraw dla ludzi ze środowiska oczywistych, ale szerszemu odbiorcy papki medialnej kompletnie nieznanych.
Kim jest tradycyjny kibol? To ktoś, kto chodzi na mecze niezależnie od tego, czy jego drużyna gra dobrze, czy beznadziejnie. Przeważnie zaczął na nie chodzić mając lat kilkanaście, więc jeśli nie jest już nastolatkiem, parę razy przeżył już wzloty i upadki swego klubu. Przeważnie tych drugich było więcej.
Kibol cieszy się, jeśli w jego drużynie grają dobrzy piłkarze, ale nie oni są dla niego najważniejsi. Najistotniejsza jest wspólnota, rodzina kibicowska, która powstała wokół klubu. Jego tradycja i ludzie, których zna się od kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu lat.
Piłkarze też mogą być ważni, ale tylko niektórzy. Ci, którzy wykazali się czymś szczególnym. Niekoniecznie błyskotliwym sukcesem sportowym. Pokazali charakter, waleczność, przywiązanie do klubu, nie uderzyła im do głowy kasa.
Typ uczuć związanych z kibicowaniem swojemu klubowi nie ma wiele wspólnego z emocjami, jakie udzielają się ogółowi w związku z sukcesami Justyny Kowalczyk, Adama Małysza czy siatkarzy. Przejściowe mody kibola niewiele obchodzą. Owszem, cieszy się, że Polak wygrał, ale o wiele ważniejszy jest dla niego los jego drużyny, nawet jeśli zajmuje akurat przedostatnie miejsce w drugiej lidze.
Tradycja to dla kibola jedno z pojęć kluczowych. Składają się na nią nie tylko sukcesy sportowe, ale także kibicowskie legendy, opowieści, wspomnienia czasów dobrych i gorszych. Wspólnota, z którą czuje się związany, obejmuje także tych, którzy do niej należeli, a już odeszli do Pana Boga.
Kibol kocha swój klub, ale także swoje miasto i swój kraj. Interesuje go, jak jego przodkowie walczyli o Polskę, wolność, honor. Stara się dowiedzieć, jakie wartości nimi kierowały. Jest patriotą, obchodzi go Święto Niepodległości, rocznice powstań i groby tych, którzy za ojczyznę zginęli. Nie chce być trendy.
Kibol i nieprzesadnie ważne Euro 2012
Czy kibola obchodzi Euro 2012? Tak, ale nieprzesadnie. Polska zagra na nim kilka meczów – oby nie trzy. Te parę tygodni może być ważnym wydarzeniem dla Polski, ale z zachowaniem proporcji – w porównaniu do wielopokoleniowej tradycji to epizod. Kibol cieszy się z nowego stadionu, ale najważniejsze jest dla niego wypełnienie go w czasie mniej atrakcyjnych meczów ludźmi reprezentującymi jego styl życia.
Właściciel klubu obchodzi kibola o tyle, o ile tworzy dobre warunki dla sukcesu sportowego, ale i pielęgnowania wartości mu bliskich. To, że właścicielowi prawnie przysługują uprawnienia do posługiwania się nazwą klubu, nie daje mu prawa do utożsamiania się z jego legendą.
Mądry właściciel dogada się z kibolem. Przegrywają ci, którzy w kibolach widzą tylko klientów. Kibol jest w pewnym sensie klientem i to atrakcyjnym, bo wiernym. Ale także wymagającym. Amatorzy pieniędzy łatwych i szybkich prędko popadną z kibolem w konflikt. A wtedy kibol potrafi uprzykrzyć życie właścicielowi. Stadionową piosenką, kampanią w internecie, bojkotem konsumenckim, tysiącami plakatów i wlepek, umiejętnością kreowania mody wśród niepokornych. „ Pojęcia nie macie, z kim zadzieracie” – głosi jedno z kibicowskich haseł.
Opinie mediów nie mają dla kibola większego znaczenia. Dziennikarz z samego faktu, że wykonuje ten zawód, nie jest dla niego żadnym autorytetem. Jeśli zaatakuje któregoś z liderów kibiców, ludzi zasłużonych dla wspólnoty, jest raczej na straconej pozycji. Zasłużonemu, nawet jeśli popełnił błąd, wiele można wybaczyć. A pismak to nikt.
Do mediów kibole mają stosunek lekko pogardliwy. Z racji na powierzchowność, komercję, szukanie sensacji, wywyższanie się i wymądrzanie o sprawach, o których nie mają pojęcia.
Ruch kibicowski rozwija się bardzo dynamicznie. W ostatnich latach widać wyraźnie, jak narasta jego poczucie własnej wartości, związki z patriotycznymi tradycjami. Środowisko uformowało własne hierarchie, dla tysięcy młodych ludzi ważniejsze od tych medialnych.
Jak grzyby po deszczu wyrosły oddolne kibicowskie stowarzyszenia. Ponad podziałami współpracują one w Ogólnopolskim Związku Stowarzyszeń Kibiców (OZSK). Jeszcze nie tak dawno współpraca taka byłaby nie do pomyślenia.
Zmieniają się kibicowskie obyczaje. Kibol nie maluje twarzy, nie obwiesza się gadżetami jak choinka, nie nosi wielkich kapeluszy, nie używa trąbki, nie jest przed meczem poważniej pijany. Na osobników takich, masowo spotykanych na komercyjnych imprezach, patrzy z poczuciem wyższości, jako na niemęskie wytwory medialnej mody.
Zlikwidujesz przemoc i rasizm? Zniszczy cię „Wyborcza”
Zwalczanie kibiców przez media, na czele z „GW” i TVN, stało się stałym rytuałem. Odbywa się ono pod pretekstem walki z przemocą czy rasizmem. To wyłącznie pretekst – w praktyce najsilniej zwalczane są te stowarzyszenia, którym udało się... wyeliminować przemoc czy rasizm ze stadionów.
To wbrew pozorom logiczne. „GW” i sojusznikom chodzi o wyeliminowanie ruchu kibicowskiego. Dlatego kibice z nielicznych już miast, w których dochodzi do stadionowych awantur, są postrzegani przez „GW” jako sojusznicy dostarczający jej amunicji.
Obiektem ataku stają się te stowarzyszenia kibicowskie, którym udało się radykalnie ograniczyć lub całkiem wyeliminować patologie. „GW” jednym z najważniejszych wydarzeń w Polsce uczyniła ostatnio fakt, że podczas meczu w Poznaniu jeden ważny kibic... opluł drugiego. Do ustalenia tego faktu oddelegowano czołowego dziennikarza śledczego, który otrzymał wraz z Tomaszem Lisem tytuł Dziennikarza Roku. Dlaczego zajęto się akurat szefem Wiary Lecha? Bo wyeliminowała ona ze stadionu przemoc, a najlepszym piłkarzem kibice z Poznania wybrali niedawno czarnoskórego Manuela Arboledę. To z punktu widzenia „GW” prawdziwa tragedia, bo wytrąciło jej to argumenty w walce z niepoprawnym ruchem kibicowskim. Dlatego uderzyła.
Groteskowo wyglądały wcześniej krucjaty koncernu ITI przeciwko przeklinaniu na stadionie Legii. Po meczu kibice włączali telewizję TVN, będącą własnością tego samego koncernu i słuchali przekleństw w programie Kuby Wojewódzkiego.
Zasoby ludzkie i target w szalikach
„GW” liczy, że pomoże jej komercjalizacja kibicowania. Liczy tu na właścicieli klubów i europejskie organizacje propagujące tzw. modern football.
„Zarządzanie organizacjami sportowymi w kontekście procesów integracji europejskiej” – to nazwa kierunku studiów pdyplomowych na Uniwersytecie Jagiellońskim, na które wysyłani są polscy sportowi menedżerowie. Program studiów nie pozostawia złudzeń – ich uczestnicy uczą się, jak traktować klub sportowy jak komercyjny interes. Sport jako forma wychowania młodzieży, kibicowanie jako kształtowanie postaw patriotycznych – takiej tematyki, oczywistej w Polsce przedwojennej, doszukać się trudno.
Przed Euro 2012 polscy kibice znaleźli się pod silnym ostrzałem politycznie poprawnej propagandy. UEFA wspiera finansowo program opieki nad kibicami, który polega m.in. na organizowaniu „akcji edukacyjnych o charakterze antyrasistowskim”. Czy chodzi o sensowne przeciwdziałanie rasizmowi, czy o zwalczanie pod tym płaszczykiem patriotyzmu?
Całość artykułu w najnowszym wydaniu tygodnika "Gazeta Polska"
Forum służy do prezentacji opinii odwiedzających, którzy są w pełni odpowiedzialni za swoje wypowiedzi. Serwis PogonOnLine.pl w żaden sposób nie odpowiada za opinie użytkowników.