W czwartek rano „
rzegląd Sportowy” opublikował wywiad z Markiem Jóźwiakiem, byłym piłkarzem i dyrektorem sportowym Legii, a dziś współpracownikiem agencji piłkarskiej „QFactor”. – Dostałem zakaz stadionowy od prezesa Bogusława Leśnodorskiego – mówił Jóźwiak. Choć okazało się, że powyższe stwierdzenie nie jest prawdą, a Jóźwiak jest niemile widziany w części biznesowej stadionu przy ul. Łazienkowskiej, lożach, ale i tak w środowisku sportowym, kibicowskim i dziennikarskim zawrzało. Co wywołało taki gniew? Co się wydarzyło? O szczegółach w przyszłym tygodniu obszernie poinformują „
rzegląd Sportowy” i serwis „weszlo.com”. My chcielibyśmy pokazać na dwóch przykładach skąd się wzięły takie decyzje przy ul. Łazienkowskiej.
Generalnie poszło o młodych zawodników, a w zasadzie o młodych chłopaków, który rokują dopiero na to, by w przyszłości zostać piłkarzami.
Znamienny jest przykład Kamila Wojtkowskiego, który grał w drużynach Akademii Piłkarskiej Legii - przyszedł na Łazienkowską w 2011 r. w wieku 12 lat i występował w juniorskich drużynach Legii. Gdy Legia zaoferowała 15-letniemu Kamilowi pierwszy profesjonalny kontrakt i rozpoczęła negocjacje z jego rodzicami, pojawił się Marek Jóźwiak i poinformował, że reprezentuje interesy chłopaka.
Po rozstaniu się Jóźwiaka z Łazienkowską ten podpisał z rodzicami zawodnika umowę cywilno-prawną. Co ważne, nie mógł tego zrobić jako menedżer gdyż nie ma licencji menedżerskiej, a po drugie nie można zawierać umów menedżerskich z niepełnoletnimi zawodnikami, którzy jeszcze nie podpisali profesjonalnego kontraktu poniżej 16 roku życia.
Jóźwiak oraz współpracujący z nim prawnicy postanowili jednak wykorzystać pewną lukę w przepisach i podpisywać umowy z rodzicami zawodników, które formalnie nie dotyczą samych zawodników, a de facto umożliwiają mu działanie jako ich menedżer. W ten sposób postanowiono obejść przepisy PZPN, bez konieczności przestrzegania standardów etycznych przy wykonywaniu czynności menedżerskich, postanowień zabraniających pobierania wynagrodzenia od dwóch stron tej samej transakcji, a także przepisów zabezpieczających zawodników przed działaniem nieuczciwych menedżerów. Krótko mówiąc – mechanizm ten pozwolił działać, nie narażając się na żadną odpowiedzialność przez PZPN. Jóźwiak przekonał rodziców piłkarza, że chce dobra Kamila, że bardziej mu zależy na jego przyszłości, niż korporacji jaką jest Legia. Rodzice uwierzyli. Wkrótce Jóźwiak wraz z agencją załatwił chłopakowi testy w Fulham. Na treningach młody gracz Legii wpadł w oko trenerom, którzy chcieli zatrzymać chłopaka na dłużej. Legia robiła cały czas co mogła, aby utrzymać chłopaka, zaoferowała mu niezwykle atrakcyjny kontrakt, jednakże rodzice chłopaka skuszeni wizją gry syna w Anglii, nie byli już zainteresowani pozostawieniem 15-letniego Kamila w Legii. Mamie zawodnika załatwiono pracę w Anglii, ale po miesiącu wróciła do Polski. Chłopak w sierpniu 2013 r. „zniknął z radaru” Legii, nie pojawił się na treningach, nie odbierał telefonu ani wiadomości. W rzeczywistości Kamil rozpoczął treningi w Fulham, zamieszkał w Londynie w rodzinie zastępczej, a Jóźwiak wkrótce rozpoczął podchody do Legii w celu sformalizowania transferu. Tutaj jednak zaistniał „pewien” problem z transferem 15-latka. Przepisy FIFA wprost regulują, iż zakazany jest międzynarodowy transfer zawodnika poniżej 16 roku życia, chyba że zaistnieją pewne przesłanki, o których w tym przypadku nie mogło być mowy. W związku z tym, transfer taki wiązałby się z odpowiedzialnością dyscyplinarną Legii przed FIFA, a zawodnik mógłby zostać zawieszony w prawach zawodnika na wiele miesięcy. Te argumenty jednak nie trafiały ani do młodego chłopaka, ani do osób go reprezentujących. Dla agencji była to sprawa prestiżowa, gdyby transfer doszedł do skutku, wskazywaliby podobną drogę innym młodym zawodnikom.
Innym problemem związanym z transferem był przysługujący Legii za przejście Kamila do Fulham ekwiwalent – wynoszący zgodnie z przepisami FIFA w wysokości około 180 tys. euro. Jóźwiak obiecał jednak włodarzom w Anglii, że dogada się z Legią by wynosił on około 20 tys. Nie dogadał się, więc postanowiono przeczekać aż piłkarz skończy 16 lat. Legia tymczasem szukała swojego piłkarza, pytała rodziców co się dzieje z Kamilem i usłyszała odpowiedz, że ten chodził do szkoły tylko nie mógł grać.
Legia, wściekła na działanie Jóźwiaka, nie zamierzała ponoć w żaden sposób ułatwić mu transferu ani obniżyć wysokości ekwiwalentu. To z kolei wiązało się z niechęcią do wydania aż tak wysokiej kwoty za Kamila przez Fulham, które było przekonane o tym, że transfer zamknie się w kwocie wielokrotnie niższej. Strony trwały w impasie, a osobą, która była najbardziej poszkodowana w całej tej sytuacji był sam Kamil – reprezentant Polski juniorów, który nie miał prawa do występowania w żadnym oficjalnym meczu przez ponad 6 miesięcy, a jedynie nieformalnie trenował w ośrodku Fulham.
Ostatecznie Anglicy zrezygnowali z młodego gracza, a ten trafił do rezerw Pogoni Szczecin.
Cała ta sytuacja bardzo oburzyła ludzi pracujących w Legii. Sposób wyprowadzenia zawodnika z klubu, próba przeprowadzenia transferu w oderwaniu od przepisów FIFA oraz postawienie Legii w oczach rodziców zawodnika jako źródła wszelkich problemów Kamila, budziło duży niesmak w Legii oraz brak woli współpracy z tak działającym Jóźwiakiem i jego agencją.
Nie była to jedyna sytuacja z udziałem Marka Jóźwiaka, która mocno zirytowała wszystkich przy Łazienkowskiej. Podobnie było w przypadku Dominika Prusaczyka, kapitana reprezentacji Polski do lat 16. Legia interesowała się tym chłopakiem od lat i przekonała go do wizji rozwoju w Legii. Piłkarz, prywatnie wielki kibic drużyny z Łazienkowskiej, chciał przejść do Warszawy, identycznego zdania była mama chłopaka, wszelkie szczegóły kontraktu były dograne. Nagle jednak wystąpił podobny scenariusz jak w przypadku Wojtkowskiego – pojawił się Marek Jóźwiak, który nakłonił matkę Dominika do podpisania umowy cywilno-prawnąej z firmą z nim związaną. Mama odsyłała przedstawicieli naszego klubu właśnie do członka agencji piłkarskiej. Temu zaś nie było po drodze z Legią, mając świadomość (choć zupełnie ponoć tego nie rozumiejąc, jak mówi w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego), iż Legia oględnie mówiąc za nim nie przepada, twierdził, że lepsze warunki proponuje Jagiellonia. Podczas zgrupowania reprezentacji Polski przekonał chłopaka i ten ostatecznie trafił do Białegostoku.
Po tym i kilku innych zdarzeniach, które zostaną wkrótce opisane na łamach prasy, w klubie uznano Jóźwiaka, za „persona non grata”. W tych sytuacjach szkoda nie tyle Legii, czy Jóźwiaka, ale tych młodych chłopców, którym namieszano w głowie. Otwartym pytaniem pozostaje również motywacja Jóźwiaka w przypadku współpracy z młodymi zawodnikami, którymi interesuje się Legia – czy jest to wyłącznie dbanie o ich interes i rozwój, czy też inne kwestie, które z powyższym nie są związane…